II

94 10 0
                                    

Kolejny dzień mija a ona dalej tkwi w tym samym miejscu. Niedawno skończyła siedemnaście lat a właściwie nie doświadczyła praktycznie niczego. Codziennie rano wstaje, idzie do szkoły, uczy się, wraca do domu, uczy się. Nigdzie nie jeździ, na żadne imprezy, wypady pod namiot. Czy do końca to jest tak, że to ona nie chce? Tak, oczywiście, że Chloe jest typem introwertyka lecz czyja to wina? Jak była młodsza rodzice zapisywali ją na coraz to nowsze zajęcia dodatkowe, prywatne. Przywozili do szkoły i odbierali z niej. Nie miała żadnego pola manewru, a jej młodsza o rok siostra? Kończy gimnazjum, ostatnią klasę. Chodzi na imprezy, pije alkohol i pali zioło. Ponad to współżyje z jej chłopakiem. Odbiera jej praktycznie wszystko.
Jednakże jak można coś komuś odebrać jeżeli ta osoba tak naprawdę nigdy tego nie posiadała?
Takie właśnie myśli panowały w głowie dziewczyny, która wpatrywała się pusto w tani program telewizyjny o gotowaniu. Nie miała nic innego do roboty. Siostra zabrała jej laptopa, bo sama zepsuła swojego. Z Thomasem nie mogła się spotkać a dziewczyny były zajęte, ponieważ poszły na zakupy. Z resztą i tak rodzice Chloe nie akceptowali jej przyjaciół. Jedyna osoba, którą uwielbiali to Paul, jej chłopak. Nieziemsko przystojny blondyn, brązowe oczy, tunele w uszach oraz tatuaże na torsie i rękach. Och nie zapominajmy, że bogaty i z dobrego domu- bo przecież to się liczy najbardziej według kochanych rodziców. Oni nie akceptują jego wyglądu, jakby ktoś pytał. Utrzymują dobre stosunki z jego rodzicami aby samemu być przy kasie. Ustalili, że nastolatkowie muszą być parą gdyż wszystkim wychodzi to na dobre, zwłaszcza na ich doskonale zaplanowaną przyszłość.
Ustalenie niczym ze średniowiecza.
-Nie słyszysz dzwonka?- nie wiadomo skąd pojawiła się w pokoju matka dziewczyny z surowym wyrazem twarzy i ścierką w ręku. Już na pierwszy rzut oka widać po jej minach i postawie, że obraca się w bardzo dostojnych kręgach- Mogłabyś się czasem ruszyć i otworzyć a nie tracisz czas na to grające pudło.
-Grające pudło, któremu poświęcasz kilka godzin dziennie?- zapytała ironicznie dziewczyna wstając z kanapy. Nagle poczuła pieczenie policzka.
-Trochę więcej szacunku, mówisz do matki a nie do tej swojej lesbijskiej koleżanki- krzyknęła protekcjonalnie rodzicielka
- Nie wymagaj od innych szacunku kiedy sama traktujesz ich jak gówno- powiedziała czarnowłosa i ruszyła w kierunku drzwi. Złapała za klamkę a jej oczom ukazał się chłopak z blond czupryną, w garniturze oraz rodzicami u boku.
- Cześć kochanie- pocałował ją w policzek wchodząc do środka- Coś nie tak?- popatrzył na jej zdezorientowaną minę.
-N..nie- pokręciła głową- proszę, niech państwo wejdą- zaprosiła starszych gestykulując.
Wiecznie uśmiechnięci państwo Tarver. Dziewczyna zawsze zazdrościła chłopakowi takich rodziców i z drugiej strony współczuła im takiego syna.
-Skarbie rodzice nie mówili ci, że wpadniemy na kolacje?- zapytała radośnie mama Paula głaszcząc nastolatkę po policzku a ta pokręciła przecząco głową.
-Najwidoczniej im to umknęło -stwierdziła cicho i poszła do swojego pokoju poprawić nieco swój wygląd. Wiedziała, że skoro na kolacje zostali zaproszeni tacy goście to wszystko musi być eleganckie, również ona. W tym czasie Agnes kończyła przygotowywać posiłek, a jej mąż pomagał nakryć do stołu. Wszystko to odbywało się podczas grobowej ciszy, dopiero kiedy do pomieszczenia wkroczyli rodzice chłopaka wszystko stało się jakby cieplejsze i przyjemniejsze. Nie panował już taki chłód. I pomyśleć, że wystarczy tylko kilka szczerych uśmiechów.
- Napijecie się czegoś? Mam wykwintne wino, specjalnie na takie okazje- zaproponowała gospodyni
-Może później- odpowiedziała Helen zasiadając przy stole razem z mężem-Twoje córki nie wiedziały, że przyjedziemy?
- Mówiłam im, Erica kończy się przygotowywać a Chloe...
- Dopiero zaczęła- dokończyła pani Turner- Mam wrażenie, droga Agnes, że czasami troszeczkę lekceważysz swoją starszą córkę. Oczywiście, nie zarzucam ci złego wychowywania lecz czasami jesteś zbyt sroga.
-Nie przesadzajmy- uśmiechnęła się kobieta rozwiązując fartuch i również zasiadając do stołu- Dziewczynki zaraz powinny zejść a gdzie twój syn? Nie zdążyłam się przywitać.
-Pewnie z Chloe, dajmy im się nacieszyć sobą. Nie widzieli się przecież tydzień- stwierdziła Helen.
-Żeby nie wystygło, proponuję abyśmy wzięli się za jedzenie- zaśmiał się Jerry, mąż Agnes.
Wszyscy wspólnie zgodzili się i zaczęli konsumować podany posiłek. Tymczasem czarnowłosa dziewczyna kończyła się przygotowywać. Ubrana w czarną, przylegającą do ciała sukienkę i szpilki tego samego koloru wyszła z pokoju. Przechodząc kolejno obok pomieszczeń usłyszała ciche sapanie dobiegające z łazienki. Dziewczyna skamieniała, doskonale wiedziała czego może się spodziewać za ścianą ale próbowała przestać o tym myśleć.
-Musimy.... h..hiść... yh... na... dół..- usłyszała ciche jęki młodszej siostry
-Ćśś... zaraz zejdziemy- szepnął Paul
Powinna w tym momencie wejść tam, wykręcić im awanturę, zacząć płakać i wykrzyczeć mu jak bardzo go nienawidzi. Powinna też czuć się skrzywdzona, załamana i przede wszystkim wściekła a najśmieszniejsze jest to, że wcale tak nie było. Jedyne co ją boli w tym wszystkim, to kłamstwo i udawanie przy pomocy fałszywych uśmiechów.
Teraz jej kolej taki przywdziać. Z dumą zeszła na dół i zasiadła do stołu. Po chwili dołączyli oni.
Paul z lekko roztrzepaną fryzurą (widać, że próbował ją ułożyć) i Erica z niedopiętą sukienką.
-Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłam się zdecydować którą sukienkę założyć- tłumaczyła się
-Spokojnie dziecko, siadaj bo ci ostygnie- powiedziała pani Tarver- Synu zachowaj się kulturalnie i pomóż jej usiąść. Chłopak odsunął delikatnie krzesło dziewczynie żeby ta mogła zasiąść przy stole po czym sam dołączył. Chloe przyglądała się temu wszystkiemu w milczeniu.
Atmosfera była dla dziewczyny nie do zniesienia.
Paul udający, że nic się nie stało. Erica próbująca zachowywać się jak aniołek. Matka i ojciec zgrywający wzorowych rodziców. Jedyni szczerzy ludzie tutaj to państwo Tarver, reszta gra w jakimś pochrzanionym teatrzyku.
-Dziękuję- odezwała się Chloe gdy skończyła posiłek- Wybaczcie, nienajlepiej się czuję, chyba pójdę do siebie. Nie przeszkadzajcie sobie- wstała od stołu i pobiegła na górę do swojego pokoju.
Zrzuciła jak najszybciej swoje szpilki i założyła białe trampki. Zarzuciła na sukienkę tylko jakąś pierwszą lepszą bluzę aby zakryć gołe ramiona a do ręki wzięła swojego e-papierosa i wyślizgnęła się przez okno zamykając wcześniej drzwi od pokoju na klucz. Po raz kolejny wymykała się o późnej porze.
Dzisiejszy wieczór był znacznie chłodniejszy od wczorajszego, ale być może jest to tylko syndrom krótkiej sukienki dziewczyny, przez którą trzęsła się z zimna. Wiedziała, że jeżeli wyda się, iż opuściła dom bez poinformowania rodziców będzie w gorszej sytuacji niż spoliczkowanie przez matkę. Mimo to, nie chciała zawrócić. Teraz miała inny cel, planowała jeszcze raz udać się na dach wieżowca. Brała pod uwagę ponowne spotkanie z natrętnym chłopakiem lecz odpychała te przypuszczenia. Chciała pogrążyć się w swoich myślach i odprężyć jak wczoraj.
Siedziała godzinę na dachu wpatrując się pusto w przestrzeń. Zdążyła już nawet wypalić swój cały olejek. Wtem niekontrolowanie po policzku dziewczyny zaczęły spływać łzy, po raz kolejny coś w niej pękło. Nie miała już siły dalej żyć, nie chciała. Każdy ma szanse na nowe życie, ale ona straciła już całą nadzieje jaka w niej tkwiła. Delikatnie otarła łzy zbliżając się do krawędzi dachu i spojrzała w dół.
-Nie mów mi, że chcesz skakać- usłyszała męski głos za sobą. Spojrzała na chłopaka stojącego kilka metrów od niej- Po raz kolejny przyszłaś w moją miejscówkę-zaśmiał się- Wybacz, ale nie chcę siedzieć w więzieniu za zabójstwo, a dojdzie do tego jeśli skoczysz.
Cofnęła się o krok w tył przybliżając się jednocześnie do czarnowłosego.
-Nie miałam w planach zrzucenia się z wieżowca. Bynajmniej nie dzisiaj.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy- stwierdził biorąc głębszy wdech- To, co cię tu przywiało ponownie, Chloe?
- Właściwie mogłabym zadać ci to samo pytanie. Twierdzisz, że to twoje miejsce kiedy tak naprawdę nim nie jest.
-Faktycznie, odkąd zaczęłaś tu przychodzisz przestało być moim, teraz jest raczej naszym.
Dziewczyna prychnęła.
- Czy ty na pewno jesteś zdrowy na umyśle?- zapytała brązowooka.
-Z tego co wiem, nie stwierdzono u mnie żadnej choroby- odpowiedział łagodnie chłopak z pół uśmiechem na twarzy po czym zdjął z siebie skórzaną kurtkę, położył na ziemi i usiadł na niej. Dopiero teraz dziewczynie udało zauważyć się liczne tatuaże na rękach chłopaka- Masz ochotę się dosiąść czy dalej uważasz mnie za wariata i chcesz stąd iść?
-Wcale tak nie pomyślałam- stwierdziła Chloe wiedząc, że Joseph trafił w samo sedno- I chętnie ci dotrzymam towarzystwa- usiadła obok niego.
- Ładna sukienka, skąd wracasz?- zagadnął a dziewczyna westchnęła ciężko.
Sama nie wiedziała czy chce z nim rozmawiać. Dalej była uprzedzona co do jego osoby, ale wydawał się być wręcz idealny do pogadania. Właściwie i tak go nie znała. Tylko dlaczego akurat jemu miała ochotę powiedzieć o swoich problemach a nie na przykład swojej najlepszej przyjaciółce?
Może wygadanie się osobie obcej jest lepsze od tłumaczenia się przyjaciołom? Ale w takim razie po co nam oni?
Spojrzała kątem oka na chłopaka, który się w nią wpatrywał. Nie lubiła mówić o jej problemach tak otwarcie, w ogóle nie lubiła rozmawiać a co dopiero udawać zadowolenie z życia, którego wymagali od niej najbliżsi.
W jednej chwili wszystkie jej lęki wraz z obawami odeszły w niepamięć i coś popchnęło ją do otworzenia się właśnie przed nim.
- Miałam rodzinną kolacje i nie chcąc wykręcić awantury wyszłam z domu.
Słaby początek ale wzawsze coś- pomyślała
- Jest dwudziesta druga trzydzieści, pozwolili ci?
-Nie mam pięciu lat-powiedziała urażona po czym spuściła głowę- Oczywiście, że nie pozwolili.
- Wydaje mi się, że jesteś nieszczęśliwym człowiekiem- stwierdził Joseph- Czy mam rację?
- Każdą napotkaną osobę umiesz tak rozszyfrować?
- Właściwie to tak-przytaknął- Myślę, że to mój taki mały talent.
- Co jeszcze ciekawego możesz powiedzieć na mój temat? Bo przyglądasz mi się nieustannie.
- Lubię patrzeć na innych. Wpatrując się w ciebie dostrzegam zagubioną nastolatkę, smutną i niespełnioną. Cicho wołasz o pomoc, ale nikt nie jest w stanie cię usłyszeć. Może nie chcą, a może nie potrafią.
Zatracona w jego niebieskich oczach słuchała uważnie tego co do niej mówił. Czuła jakby wyczytał to z jej myśli i nie wiedziała co ma mu na to odpowiedzieć. Żadna bowiem odpowiedź nie mogła być wystarczająco dobra. Jedyne na co było ją stać to krótkie masz rację.
-Tak myślałem- uniósł prawy kącik ust do góry- musisz wiedzieć, że siedzenie tutaj i zagłębianie się w najdalsze zakątki swoich myśli nie jest rozwiązaniem. Problemy ludzi zaczynają się tylko i wyłącznie z dwóch powodów: albo człowiek zrobi coś nie myśląc, albo myśli nie robiąc nic. Ty jesteś tym drugim.
-Chciałabym mieć tylko życie jak każda inna dziewczyna w moim wieku.
Joseph się zaśmiał.
-To w takim razie zacznij do tego dążyć.
- Może lepiej powiedz coś o sobie- zaproponowała czarnowłosa chcąc zmienić temat. Nie miała ochoty rozpatrywać powodów swojego postępowania.
- Nie lubię opowiadać o moim życiu, po za tym skupiamy się na razie na twoim.
Dziewczyna prychnęła.
- Tak, bo przecież ja kocham gadać o nim na prawo i lewo.
-Nie denerwuj się tak- uspokoił ją- Chodzi mi tylko o to, że chyba mogę ci pomóc.
Dziewczyna spojrzała się na niego podejrzliwie unosząc jedną brew do góry.
- A niby w jaki sposób?
Niebieskooki wzruszył ramionami
- Twój problem to nuda, z tego co załapałem.
-Mniej więcej.
- Jeżeli chcesz, mogę pokazać ci życie zupełnie od drugiej strony. Pomogę ci zmienić swoje życie w tydzień, sama pracowałabyś na to wiele lat a i tak nie miałabyś gwarancji, że by ci się udało.
- A u ciebie rozumiem, że mam tą pewność- stwierdziła ironicznie- Wiesz co, nie potrzebuje pomocy od jakiegoś przypadkowo spotkanego typka. Nawet cię nie znam.
Powoli przestawała rozumieć co się właściwie dzieje. Może lepiej byłoby już wrócić do domu? Pomyślała. Ostrożnie zaczęła podnosić się z ziemi a chłopak za nią.
-Pamiętaj, że przypadki są najlepsze- uśmiechnął się- To jak?
-Ale z czym?
- Ja ci pomagam w tydzień, a jeśli mi się uda zrobisz jedną rzecz o którą cię poproszę.
-A jeśli ci się nie uda?
-Ja zrobię dla ciebie jedną rzecz.
-Cokolwiek zechcę?- chłopak przytaknął- Niech ci będzie i pamiętaj o tym, że mam twardy charakter.
-Spokojnie, poradzę sobie.
-Wątpię.
-W takim razie niech wygra lepszy- stwierdził- Przyjdź tutaj jutro o dziewiętnastej.
Dziewczyna zgodziła się po czym zobaczywszy, która jest godzina postanowiła wrócić do domu. Pożegnała się z chłopakiem i szybko ruszyła w kierunku miejsca zamieszkania. Kilkanaście minut później wdrapała się przez okno z powrotem do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie sukienkę i w samej bieliźnie wskoczyła do wygodnego i pachnącego łóżka. Z dołu słyszała jeszcze tylko głośne rozmowy i śmiechy co oznaczało, że goście nadal byli u nich w domu. Nie miała ochoty zaprzątać sobie głowy myślami, że jej chłopak i siostra mogą być teraz razem robiąc to co wcześniej. Rozważała jedynie opcje tego co może stać się w najbliższym czasie.

________
Jeżeli rozdział Ci się spodobał proszę zostaw komentarz albo gwiazdkę ;3

You won't break me //A.BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz