~ Rozdział Dziewiąty ~ Zwykły Dzień

3.6K 279 59
                                    


- Ja - wyszeptał mi do uszka - mam słabość do takiego małego, białego liska - nachylił się i delikatnie musnął wargami moje usta. Przyblizylem się do niego i wspiąłem na palce, by podarować mu delikatny pocałunek. Pogłębił go. Nasze wargi stały się jednością, a ja czułem jak cała moje krew kumuluje się w policzkach. Całowaliśmy się przez dłuższy czas, po czym się odsunąłem.
- Czy to w porządku? - zapytałem cichutko. Pogłaskał mnie po policzku.
- Tak - wyszeptał - dlaczego miałoby być nie w porządku?
- No bo my eee... jesteśmy oboje chłopcami?
- Więc według Ciebie - powiedział lekko zasmucony - nie możemy być szczęśliwi?
- Możemy tylko, ja się boję innych - wyszeptałem.
- Alexandrze - westchnął. Mało kto używa mojego pełnego imienia - ja nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić - powiedział to w taki czuły sposób.
- A ty? Przysiegasz, że mnie nigdy nie skrzywdzisz?
- Przysięgam, nigdy przenigdy w żaden sposób Cię nie skrzywdze i będę zawsze z tobą - pcałował mnie delikatnie. Nie wiem dlaczego, ale miałem poczucie déjà vu. Tak jakby to się już kiedyś stało. Jakbym znowu popełniał ten sam błąd. Ale to nie możliwe, prawda?

Minął już jakiś czas od tego wydarzenia. Ostatniej nocy miałem ten sam sen co kiedyś. Ten z Willem i tym dziwnym łukiem. Zastanawiam się czy nie powiedzieć o tym Willowi lub Troidowi. Ale jakoś nie mogę się zmusić do zrobienia tego. Nie rozumiem... właśnie nawet nie wiem czego. To może wydać się dziwne, ale ja nie wiem co mam robić, ani co czuje. Jest tak odkąd zmieniłem postać. Spowrotem jestem człowiekiem, ale dziwnie się z tym czuje. Jakbym był na niewłaściwym miejscu. Może ja mam być cały czas lisem? Ale wtedy nie będę mógł być z Willem... czemu to się wyklucza? Czemu z jednej strony jest to dla mnie złe? Ja już naprawdę nic nie rozumiem.

~ Rano
Wstałem. Łazienka. Śniadanie. Narzekanie Stelli. Troid wyskoczył z planem dnia. Will był zaspany i nie ogarniał kto co do niego mówił. I tak dalej. Poranek jak co dzień. Kochana monotonia. Już się przyzwyczailem, przystosowałem. I jest nawet spoko. Wreszcie mam osoby, które mogę nazwać rodziną. To w gruncie rzeczy pocieszające.

- Tak sobie myślę, Alex - zaczęła Stella - możesz się zmieniać kiedy chcesz?
- Hmm? - zaskoczyła mnie tym pytaniem - Nie wiem. Nie próbowałem się zmienić spowrotem w lisa.
- A może spróbujesz? - była wyraźnie zaciekawiona.
- W sumie mogę... ale wolał bym nie teraz.
- Spoko - uśmiechnęła się - ale chciałabym przy tym być.
- Okay.
To było trochę dziwne, ale co ja się będę przejmować? Wyszedłem nad jezioro. Zamierzałem trochę posiedzieć na pomoście i wyraźnie nie byłem jedynym który miał na to ochotę. Siedział tam Will.
- Hej - powiedziałem cicho. Obrócił się.
- Cześć - uśmiechnął się do mnie. Usiadłem koło niego i zsunąłem stopy do wody (Lisek chodzi boso, prawie zawsze c; ).
- Coś się stało? - spytał patrząc na mnie.
- Nie, skąd to pytanie?
- Wyglądasz jakby się coś stało...
- To znaczy? - spytałem zaskoczony.
- Jesteś cichszy niż normalnie.
- To źle?
- To do Ciebie nie podobne.
- Może nie mam powodu aby tryskać radością... - powiedziałem cichutko.
- Alex? - odunął mi włosy z twarzy i delikatnie ujął moją twarz w dłonie zmuszając mnie do spojrzenia na niego - Co się stało?
- Nic - wyszeptałem. Czułem, że robię się czarwony. Will patrzył mi w oczy, po czym wyraźnie uspokojony pocałował mnie w czoło.
- Masz ochotę na lody?
- ... - spojrzałem na niego podejrzliwie.
- co?
- To podpytliwe pytanie... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Co?! - po chwili zdał sobie sprawę o co mi chodzi i zrobił się czerwony - n-nie chodziło o nic zboczonego...
- Sie taki czerwony zrobiłeś że ci już nie wierzę - powiedziałem, a moje kochanie zrobiło sie jeszcze bardziej czerwone - Masz czekoladowe? - zapytałem.
- Gumki czy lody? - mówiąc to nie patrzył na mnie.
- Lody, kochanie, lody - zacząłem się śmiać. A on nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Wstał i chwycił mnie w pasie.
- Will! Co ty odwalasz?! - krzyczalem gdy mnie podniósł i zarzucił na ramię.
- Nic szkodliwego, malutki - zaczął się śmiać i biegiem zniósł mnie do domu.

Bardzo miło spędziliśmy caaaaały dzień! Najpierw zjedliśmy lody, potem Troid oznajmił nam, że jedzie ze Stellą na zakupy i dla naszego dobra mamy zostać w domu, więc mieliśmy cały dom dla siebie. Ah no tak. Lavi już wyjechał. Praktycznie tydzień po tym jak zmieniłem postać. Stwierdził, że już raczej nie grozi mi ponowna zmiana więc wrócił do swojego domu. Mało brakowało, a Stella wyprawiła by przyjęcie z okazji jego wyjazdu. Wracając. Graliśmy na xbooxie i ograłem Willa. A on nie wierzył w moje zdolności. Czysta radość. Potem jedliśmy czekoladę i chleb z czekoladą i piliśmy gorącą czekolade. To była nasza kolacja. Później znalazłem stare płyty w domu i wyszukałem jakiś w miarę dobry horror. Ale się okazało, że nie był tak dobry jak myśleliśmy. Zasnąłem chyba w połowie.

~ Rano
Było cieplutko i mieciutko. Ale to nie było moje łóżko. Zerwalem się gwałtownie. Znajdowałem się w pokoju Willa. A sam jego właściciel leżał koło mnie, obudził się zaskoczony moim zerwaniem się.
- Coś się stało? - zapytał zaspany. Na szczęście dla niego miałem na sobie ubranie.
- Wystraszyłeś mnie - westchnąłem opadając na poduszki.
- Wybacz - powiedział cicho patrząc na mnie - ale tak słodko spałeś, że nie miałem serca Cię budzić.
- To nie tłumaczy obecności w twoim pokoju. Mój jest bliżej od salonu - mruknąłem cicho.
- Nie gniewaj się - przyciągnął mnie do siebie przytulając - nie chciałem ci grzebać w rzeczach.
- Tym razem ci wybacze - powiedziałem wtulając się w niego.
- Dzięki ci mój Panie - zaśmiał się cicho i pocałował mnie w usta. Uśmiechnąłem się i oddałem pocałunek. Po chwili się odsunąłem.
- Idę się umyć - powiedziałem i wstałem. Will próbował mnie chwycić w pół, ale zdążyłem się wymknąc.
- Tu - wskazał na jedne z drzwi - Masz łazienkę.
- Pomarzyć możesz - przeciągłem się.
- Marzę, marzę... ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale to nie wystarcza.
- Na razie musi - zaśmiałem się - Idę. Zrobisz śniadanie?
- Mhmmm... - mruknął - za chwilę Maleńki.
Opusciłem jego pokój i skierowałem się do mojej łazienki. Siedziałem tam ponad pół godziny. A potem ruszyłem się spod ciepłej wody za którą tęskniłem już w chwili wyjścia z kabiny i ubrałem się w krótkie dżinszowe /błąd jest specjalnie ^^/ i za dużą bluzkę z krótkim rękawkiem z napisem "Małe, ale gryzie" kupioną mi przez Stellę. Najpierw nie miałem zamiaru jej nosić, ale okazała się naprawdę spoko. Zszedłem na dół.
- Co na śniadanie kuchareczko? - wetknąłem nos do kuchni. Will nakrywał do stołu. Obrócił się na dźwięk mojego głosu.
- Jajko z tostem i gorąca czekolada, Maleńki - uśmiechnął się do mnie.
- Pyyyycha - powiedziałem siadając przy stole.
- Wiesz kiedy Troid i Stella wrócą? - dodałem.
- Tak - odparł nałożył już nam śniadanie i również usiadł - gdzieś koło trzeciej popołudniu.
- Coś im się stało?
- Nie. Stella się trochę zagalopowała z zakupami.
- Albo chciała nam dac chwilę dla siebie.
- Też możliwe.

Zjedliśmy dosyć szybko i znowu oglądaliśmy jakiś film. Do czasu, aż oni nie przyjechali. Wtedy Stella urzadziła nam pokaz mody i się okazało, że dostałem dwie torby ubrań. Nie wiem po co tyle mi tego, ale Stella nie chciała przyjąć żadnego zażalenia. Ona twierdzi, że mam za mało ubrań. No może i nie jest ich zbyt wiele, ale ja zaczynam się bać tego co ona mi kupuje.
Pomijając sprawę z ubraniami. Takich dni powinno być więcej. To była jedna z tych chwil kiedy czułem, że oni naprawdę mnie chcą i są zupełnie inni do ojca, jak i od mojego wyobrażenia ich. Naprawdę się przywiązałem.

Biały LisekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz