Część: 1

3.2K 50 9
                                    

Zimno... Twardo... Źle...Kurwa, ileż można można leżeć na gołym betonie przykryty wojskową kurtką ? Wiedziałem, że ta wycieczka do Chabna źle się skończy... Mówili przecież, że miasto puste, że żywej duszy nie ma, żeby sobie nim głowy nie zawracać, bo to strata czasu. Ale nie, mi coś nie pasowało i musiałem pójść i samemu sprawdzić. No i polazłem, jak inni przede mną. Którzy szli i nie wracali. Dlaczego ? Niby płot zaraz dalej, ale przecież nie musieli tak daleko iść, żeby z Zony czmychnąć. To nie ma sensu...

Wstałem z podłogi, rozprostowałem kości i oparłem się o ścianę. Spękany tynk posypał się cichym chrzęstem pod nogi. Otrzepałem pył i kurz z ubrania,  zebrałem plecak i wyjrzałem przez okno. Szaro. Niebo zasnute nieprzeniknionym ponurym stopem chmur, leniwy obłok mgły wypełzający spomiędzy drzew, pękający beton budynków i dziurawy asfalt zarastających dróg. Pustka. Pustka tak namacalna, że na wskroś przenikająca człowieka jak zimny wiatr. Brrr, nie lubię tego uczucia. Mrozi krew w żyłach, pozbawia oddechu, mąci w głowie. To chyba nie jest normalne, nie czułem czegoś podobnego poza Zoną. A może tylko nie zwracałem uwagi ? Z resztą czy to ważne co jest poza Zoną ?

Na drodze pojawił się pies, gdzieś dalej zaszczekał jeszcze jeden, po chwili kolejny. Dobry znak, jest jakieś życie. Mutasów nie spodziewałbym się, to nie ich region, tutaj tylko kundle. O ile nie są wygłodzone nie stanowią problemu, płoszy je strzał z śrutówki. Tylko u mnie z śrutem krucho, zostawiam na poważniejsze okazje. Psy, w sumie cztery, przeszły skrajem drogi pod wejście do budynku w którym byłem i siadły. Szybko jednak poderwały się i odbiegły wzdłuż bloku podkulając ogony. Kie licho je spłoszyło ? No nic, trzeba iść.  Przewiesiłem broń przez ramię na wszelki wypadek i wyszedłem. 

Przed budynkiem z chodnika wyrastała brzoza. Trochę powykręcana i dziwnie szara. Wszystko tu szare, aż się zaczynam bać, czy od wdychania tej szarości sam nie zszarzeję. A może to od radiacji coś mi się psuje w oczach ? Cholera lepiej o tym nie myśleć.. No nic, idę przed siebie. Obłok mgły otwiera się przede mną i bezgłośnie zapieczętowuje tuż za mną. Kąsa chłodem i wilgocią. Wiatr zawodzi na liniach energetycznych, jęczą kołyszące się sosny. Nawet nieruchomy wrak przerdzewiałego Zaporożca bez kół zdaje się skprzypieć. A w tle, jakby z dala, spod ziemi, jakieś dziwne i niepokojące dudnienie. A może to krew w uszach ? Serce się tłucze pod żebrami jak szalone, oddech mam płytki, jakbym się bał wziąść tej mgły do do płuc. Zakładać maskę gazową ? Nonsens... Radiacja ledwie co,  źrących wyziewów ani śladu, to nie co te cholerne świecące bagna. Mgły się boję ?  Dureń ze mnie, może czas skończyć z tą zabawą...

Idąc tak krok za krokiem doszedłem do skrzyżowania gdzie skręciłem w lewo. Przechodząc wzdłuż szpaleru słupów lamp ulicznych poczułem się obserwowany. Ciężar czyjegoś spojrzenia leżący na barkach zdał się równie namacalny jak ta broń. Nie, nawet bardziej, karabin wydawał się rozpływać we mgle, a wzrok wgryzał się w plecy. Ale się nie odwróciłem. Bo po co ? Zobaczyć obdrapany budynek z betonowej płyty z powybijanymi szybami, wrak Zaporożca i pokręconą brzozę ? Nie, gdybym za każdym razem się tak rozglądał odkąd jestem w Zonie to niechybnie bym sobie łeb ukręcił. Człowiek jest odcięty od źródeł bodźców, które to doznaje zewsząd przebywając między ludźmi, więc zaczyna głupieć. Od jednej skręconej wiatrem gałązki można zawału dostać, kurwa, szaleństwo. W dupie mam, nikt na mnie się nie gapi, przyszedłem tutaj i idę dalej. Pewnie to tamte pieski wróciły jak mnie zwietrzyły, jak tylko usłyszę że podchodzą to im wygarnę serią, a co...

Poszedłem dalej, po prawej za jakimiś chaszczami stał budynek szkoły. Gdyby nie wyasfaltowany plac apelowy nie byłoby jej widać zupełnie. Spomiędzy popękanych płytek chodnikowych wyrastała trawa do pasa, podjazd zarastały w poprzek jakieś kolczaste krzewy. Las normalnie, nie miasto...Placówka edukacyjna mieściła się w czterech budynkach, z jednej strony sala gimnastyczna, dalej parterowy pawilon stołówki, za nim czteropiętrowy dydaktyczny i przyrośnięty do niego niższy z aulą na parterze a biurami na piętrze. Ten sam projekt co we wszystkich podobnych miasteczkach. Byłeś w jednej z tych szkół to jakbyś był we wszystkich. Większość zaopatrzona w w schrony w piwnicach, na wypadek wojny, która nie nadeszła. Mnie zaś interesowały zapasy tam zgromadzone, środki opatrunkowe, zestawy do uzdatniania wody, filtry do masek, jakieś łachy, może dokumenty...

''Śpiąc w popiołach''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz