Oglądając się raz przez jedno, raz przez drugie ramię, przesuwałam wzrokiem po półkach w poszukiwaniu Kursu kreatywnego pisania scenariuszy telewizyjnych. Nikt poza babcią nie wiedział, że powoli, lecz wytrwale pracowałam nad scenariuszem do mojego ulubionego serialu, Dzielnica Misson, o dzielnej parze składającej się z ojca i córki, prowadzących małą knajpkę w San Francisco. Tą pracą wypełniałam potajemnie chwile wolnego czasu, choć tak naprawdę nie miałam przecież zamiaru naprawdę zrobić czegoś z tym scenariuszem. Przynajmniej do dnia, w którym odkryłam letni program scenopisania na Uniwersytecie Nowojorskim. Powodów, dla których nie powinnam się starać o przyjęcie na ten kurs, były setki - był zbyt drogi, prawdopodobieństwo, że mnie przyjmą, było niewielkie, a jeszcze mniejsze - że mama puści mnie do Nowego Jorku. A jednak ciągle poprawiałam swój tekst - stało się to już niemal przymusem.
Już miałam poprosić sprzedawcę, żeby pomógł mi znaleźć książkę, kiedy zauważyłam, że podchodzi do mnie jakaś kobieta. Poznałam ją - to była matka kogoś z mojej klasy, choć nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Spojrzałyśmy na siebie, więc było za późno, żeby uciec. Co gorsza, czułam po drugiej stronie obecność kogoś innego, kto przeglądał właśnie zawartość półek z poezją i dramatem - kogoś, kto będzie świadkiem każdej czekającej mnie niezręcznej chwili.
- Witaj, Rose. Jak sie masz? - Poprawiając solidną torbę na ramieniu, rzuciła mi To Spojrzenie, pełne litości. Można by pomyśleć, że - biorąc pod uwagę różnorodność, jaką odznacza się rasa ludzka - wymyślimy wiele różnych wyrazów twarzy, by okazać współczucie. Ale nie. Jest tylko jeden: końce brwi i ust opuszczone, głowa przechylona jak u ciekawskiego ptaka.
To wystarczyło. Przed oczami stanęła mi twarz Aarona rozciągnięta w szerokim uśmiechu, który oznaczał zwykle, że coś właśnie planuje. Ból, wywołany przez jego nieobecność, zapulsował mi w piersi, nie mniej realny niż każdy ból fizyczny, który kiedykolwiem poczułam. Równie szybko moje żyły wypełniło poczucie winy, jak jakaś trucizna. Oto jestem, czepiam się drobiazgów dających zadowolenie, które wreszczcie znowu potrafię odczuwać: kawy, książek, popołudnia z najlepszą przyjaciółką. Jakie miałam do tego prawo, skoro jego już nie ma?
- Świetnie, dziękuje - odparłam. Widziałam To Spojrzenie w oczach na setkach twarzy, odkąd Aaron zginął. Ludzie nie mieli pojęcia, jak to na mnir działa, jak budzi ostry, pulsujący ból.
Kobieta mówiła dalej, cały czas z tym samym posępnym-lecz-pełnym-troski uśmiechem.
- Słyszałam, że szkoła założyła ogród dla upamiętnienia Aarona. Jak to miło. Czytałam artykuł w gazecie, gdzie...
Nie przestawała mówić, ale jej głos przestał do mnie docierać, bo starałam się teraz odsunąć od siebie wspomnienie uroczystości otwarcia tego ogrodu, zapach ziemi i wiosny. Cała klasa wyszła przed szkołę ostatniegi dnia kwietnia. Sky, Kayleigh i Emma otaczały mnie ciasnym kręgiem, jakby chciały fizycznie osłonić mnie przed tymi wszystkimi spojrzeniami. Rodzice Aarona i jego brat podawali ręce członkom szkolnego zarządu i ocierali łzy. Wychowaca powiedział kilka słów. Poprosił mnie, żebym też coś powiedziała, ale odparłam, że powinien to zrobić Clark Driscoll, najlepszy przyjaciel Aarona.
- ...bardzo stosowny pomysł, moim zdaniem - zakończyła wreszcie kobieta.
- Tak - potwierdziłam. - Bardzo stosowny.
- Cóż, pozdrów ode mnie mamę
- Oczywiście. - Wydawało mi się to grzeczniejsze niż zapytanie jej, jak się nazywa. Uśmiechnęłam się z przymusem, kiedy odchodziła.
Jak zawsze kiedy przyjmowałam wyrazy współczucia od obcych, czułam się jak oszustka. Poznałam Aarona Rosenthala po swoich piętnastych urodzinach. Spotykaliśmy się przez dwa miesiące. W porównaniu z jego rodziną i przyjaciółmi prawie go nie znałam. Wiedziałam, co było w nim fajne - jak potrafił się wygłupiać, żeby mnie rozśmieszyć. Jak splatał swoje palce z moimi, kiedy szliśmy gdzieś razem, jak ściskał moją rękę, kiedy był czymś podekscytowany. A prawie zawsze był czymś podekscytowany - w przeciwieństwie do większości chłopców z naszej klasy, którzy pozowali na twardzieli. Pewnie bywał też w kiepskim nastroju. Po prostu nie znałam go ani dość długo, ani dość dobrze, żeby to zauważyć.
Płakałam nad jego utraconym życiem, ale płakałam też, samolubnie, nad sobą. Pierwszy chłopak, który naprawdę zwrócił na mnie uwagę, utonął w wypadku i już nigdy nie poznam go naprawdę. Wyobrażenie, jak mogłoby nam być razem, ciągle wisiało w powietrzu, ale teraz nie będziemy już nigdy niczym więcej niż garścią złotych wspomnień i domniemywań. Jak zamknąć za sobą ten rozdział - zwłaszcza, jeśli obcy traktują cie jak wdowę po oddanym małżonku? Tkwiłam w tym żałobnym czyśćcu jak stwardniała guma do żucia pod kawiarnianym stolikiem.
I właśnie wtedy spojrzałam w lewo.
Osobą która tam stała - która słyszała całą rozmowę - był Ryan Bieber. Chłopak, do którego miałam naprawdę wielką słabość już od podstawówki. Nie widziałam go od miesięcy - po wakacjach wyglądał lepiej niż kiedykolwiek, po prostu fantastyczne. Opalona skóra, jasnobrązowe włosy, rozjaśnione jeszcze przez słońce. Stojąc blisko niego, uświadomiłam sobie, że gdybym była na obcasach, bylibyśmy niemal tego samego wzrostu, ale on nie musiał być wysoki - nie z tymi niebieskimi oczami i szerokimi ramionami.
Przerażona, szybko odwróciłam głowę. Powiedziałam sobie, że pewnie nie słyszał, co mówiła ta kobieta, ale on podszedł bliżej i powiedział cicho:
- Hej. Wszystko w porządku?
Nie przypuszczałam, że Ryan Bieber w ogóle wie, kim jestem, ale oczywiście wiedział - Rose Hancock, " Dziewczyna Której Chłopak Utonął".
- Tak. - Policzki pulsowały mi gorącem w rytmie tętna. Gdybym odwróciła sie od Ryana przodem, na pewno pomyślałby, że mam poparzenie słoneczne w kolorze surowego kurczaka. - W porządku. Dzięki.
- To fatalnie - powiedział. - To znaczy, współczucie. Bo na ogół robią dobrze samym sobie - czują się lepiej, bo są tacy troskliwi.
- Tak! - Odwróciłam się do niego, niechcący wystawiając swoją fluorescencyjną twarz. - Tak właśnie jest.
Kiwnął głową. Temat był taki poważny, ale on uśmiechał się sympatycznie, jakbyśmy rozmawiali o ciasteczkach.
- Moja siostra zachorowała na raka kilka lat temu. Teraz jest już dobrze, ale w międzyczasie nauczyliśmy się, jak profesjonalnie rozmawiać o tym z obcymi.
Wiedziałam o tym, oczywiście. Ryan był "Chłopakiem, Którego Siostra Ma Raka" do czasu, kiedy w pierwszej klasie zaczął spotykać się z Leanne Woods. Wtedy został "Chłopakiem, Z Którym Wszystkie Chciały Się Umawiać". Ale ja podkochiwałam się w nim już wcześniej - kiedy zachorowała jego siostra, prawdę mówią. Zaczęło się to w sklepie, przy płatkach śniadaniowych, gdzie zrobił najcudowniejszą rzecz na świecie, jaką mógł zrobić chłopak w moim wieku.
Nagle przyszło mi do głowy coś, co mogłabym powiedzieć. Nie byłam pewna, czy to w ogóle ma sens, ale milczałam już zbyt długo. Rzuciłam więc na oślep:
- Chyba nie jestem jeszcze w twojej lidze, jeśli chodzi o przyjmowanie wyrazów współczucia, ale mam nadzieje, że w tym roku zdobędę taką sprawność. Hej, a może ta kobieta była harcerką?
Ryan Bieber roześmiał się. W duchu podziękowałam tacie za wszystkie lata narzekań, że Indiana nie ma drużyny baseballowej w Pierwszej Lidze.
- Więc - powiedział Ryan - kupujesz podreczniki na jutro?
- Tak - odparłam nagle zadowolona, że nie znalazłam książki o pisaniu scenariuszy.
- Ja też. Było sporo lektur do przeczytania podczas wakacji, żeby wejść na kurs rozszerzony z angielskiego, i właśnie odkryłem, że jednej mi brakuje. Muszę doczytać.
- Będziesz na kursie rozszerzonym?
- Tak! Ty też?
Kiwnęłam głową, usiłując opanować pragnienie, żeby zatańczyć. Będę na kursie z Ryanem Bieberem. Który zaśmiał się z czegoś co powiedziałam. Nieważne, że od dwóch lat ma dziewczynę.
- Super! Cóż...chyba muszę iść z tym do kasy i wziąć sie do czytania. - Podniósł do góry dramat, który trzymał w dłoni.
- Tak, a ja muszę wracać do przyjaciółki. - Był to szyfr, który oznaczał: mam przyjaciół, przysiegam. - No to...do zobaczenia jutro na lekcji.
- Tak. - Ryan rzucił mi olśniewający uśmiech, zdolny złamać każde serce. - Do zobaczenia jutro. Postaramy się, aby to był dobry rok.
CZYTASZ
Początek Mnie i Ciebie
RandomCzuła i inspirująca opowieść o stracie i miłości... Przekroczyć granice tego, co się zdarzyło. I zacząć od początku, bo zawsze trzeba próbować...