Prolog

49 4 0
                                    

Prolog

~ Koniec marca 2004r.

To była jedna z tych szablonowych misji. Zwyczajne zlecenie, by kogoś „usunąć". Odbywało się dość daleko od organizacji, ale po kilku miesiącach wyjazdy powoli wracały do łask, a widmo rzezi zacierało się w naszej powierzchownej pamięci. Tak więc, gdy Mako spytała mnie czy jej nie potowarzyszę, nawet przez myśl mi nie przemknęło, że stanie się coś złego.
Byłyśmy kilkadziesiąt kilometrów od Tokio, na samych obrzeżach Saitamy. Miałyśmy się pozbyć jakiegoś inwestora o nazwisku Honjou, nawet nie zapamiętałam jego imienia. Szczerze, ledwo rzuciłam okiem na zdjęcie, wiedząc, że i tak to Mako się nim zajmie, a ja na wszelki wypadek kryję tyły. Zamek od drzwi cicho kliknął, roztaczając paskudnie głośne echo po opustoszałym biurze. Rudowłosa skinęła na mnie głową, porozumiewając się krótkim spojrzeniem. Zaczęłyśmy się skradać, nadal pamiętając o dozie ostrożności. Za jednymi z drzwi dosłyszałam skrzypnięcie i obie zastygłyśmy w bezruchu. Mako wyprostowała się, a ja położyłam dłoń na rękojeści miecza. Kobieta otworzyła drzwi z łoskotem.
Wbiegła do środka i zawahała się, a ja na nią wpadłam z głośnym syknięciem.
- Co jest, do...?
- To nie on. - oznajmiła beznamiętnie, stwierdzając fakt.
Wzdrygnęłam się i obrzuciłam faceta spojrzeniem. Był ubrany w wygodne, czarne ubranie, a przy boku połyskiwał miecz. Zdecydowanie nie wyglądał na faceta, który jest zdziwiony naszym przybyciem. Ani tym bardziej na inwestora.
- Co jest grane? - syknęłam, wyciągając miecz i kierując go w stronę faceta. Chwilę później usłyszałam kroki za nami. W drzwiach pojawiło się jeszcze dwóch mężczyzn. - Noż cholera.
- Mamy przeciek? - mruknęła rudowłosa pod nosem, również przybierając bojową pozycję.
Zabójcy okrążyli nas w tym wąskim pomieszczeniu, a stal na ich ostrzach połyskiwała groźnie. Skrzywiłam się. To nie są najlepsze warunki do walki.
- Czyli nasz kontakt nie jest tylko blefem. - stwierdził ten, który czekał na nas w pokoju.
Drgnęłam z niepokojem. Kontakt? Jaki kontakt?
Gdy pozostali rozciągnęli usta w kpiącym uśmiechu i prychnęli krótko, Mako odchrząknęła i obrzuciła ich lodowatym spojrzeniem.
- Panowie wybaczą, ale najwyraźniej nastąpiła jakaś pomyłka. - powiedziała, patrząc się przeciągle na prawdopodobnego dowódcę. - Szukałyśmy innego celu, więc jeśli to nie będzie kłopotem, pójdziemy szukać go dalej, bez zbędnych kłopotów. - spojrzała na nich wyczekująco, ale tylko się roześmiali.
- A szanowne panie wybaczą, ale nasz klient miał być zabity przez najemników z Kaminari. - przedrzeźnił kobietę jeden z zabójców. - Więc bez rozlewu krwi się nie obejdzie.
- Głupcy. - mruknęłam pod nosem, gdy Mako jak zwykle bez zbędnych emocji wyciągnęła miecz z pochwy i przecięła nim ze świstem powietrze.
- No to zaczynamy.
Ruszyłyśmy na przeciwników. Obróciłam się płynnie w stronę drzwi, biorąc szeroki zamach na dwóch, stojących tam facetów. Kątem oka dostrzegłam jak Mako atakuje ostatniego. Było tu tak mało miejsca, że mogłam z łatwością dosłyszeć ich rozmowę.
- Skąd jesteście? - ton głosu kobiety był przeszywający.

Zaatakowałam tego bardziej po prawej. Nie wyglądał na wiele starszego ode mnie... Stop. Przestań zapamiętywać ludzi, których masz zabić. Cios spadł na niego niespodziewanie z góry, a chłopak ugiął się pod jego siłą i upadł na ziemię. Walka byłaby przesądzona jeśli byłby sam. Niestety pozostał jeszcze jeden. Obróciłam się, gotowa do zadania ciosu, ale w ostatniej chwili uchyliłam się, a ostrze przemknęło obok mnie.
- A nie rozpoznajesz nas, Anzai? - wypowiedział jej nazwisko z drwiną, której nie mogłam zrozumieć.
- Stul pysk, ty cholerna szujo z Fubuki. - rzuciła chłodno i natarła ponownie.
Mnie atakowano z dwóch stron, ale parowałam ataki z coraz to większą łatwością. Mężczyźni nie wyglądali na spokojnych, co działało na moją korzyść. Im mniej się skupiają na walce, tym łatwiej znajdę błąd w ich ciosach.
- Jesteś pewna, że chcesz zostawić dziewczynkę samą na dwóch facetów? - spytał z ironią, a ja syknęłam ze złością.
Nie cierpiałam tej powierzchowności na temat oceny moich zdolności po wieku, mimo iż w wielu wypadkach działało to na element zaskoczenia. Teraz jednak rozwścieczyło mnie i kiedy jeden z morderców ciął płasko, skrzyżowałam z nim ostrze i szybko wytrąciłam mu broń z ręki. Następnie odbiłam mocno cios spadający na mnie z góry. Młodszy przestraszył się tej gwałtownej reakcji, zwłaszcza, że nic oprócz mojego ramienia prawie nie drgnęło. Z cieniem wyrzutów sumienia dostrzegłam, że z trudem usiłuje odnaleźć pozycję do walki. A potem przeszyłam go mieczem.
- Jesteś pewien, że chcesz zostawić dwóch facetów z tą dziewczynką? - mruknęła Mako z ironią, coraz bardziej przypierając go do ściany. Zostało mu raptem kilka kroków. - A teraz łaskawie mnie oświeć, o jakim kontakcie mówiłeś przed chwilą?

- Ty suko! - uwagę od ich rozmowy odwrócił pozostały mężczyzna, który chwycił broń za późno dla jego koleżki. Znów brał na mnie to samo płaskie cięcie.
A ja tak samo sparowałam je i płynnym ruchem przejechałam mieczem przez całą długość jego ciała. Krew splamiła moje dłonie i bluzę, a ja zaklęłam pod nosem. Przez tyle miesięcy nadal nie mogłam nauczyć się jak wyprowadzać cięcia, by nie spływać po walce krwią.
- Posłuchaj mnie, jakkolwiek się nazywasz. - powiedziała Mako chłodno. Obejrzałam się na nich. Zabójczyni trzymała go na czubku ostrza, podetkniętego pod same gardło. Mężczyzna nie był ranny, ale dyszał ciężko. - Jak widzisz twoi kumple nie żyją. A ja chciałam tego uniknąć.
Mężczyzna rzucił mi nienawistne spojrzenie, gdy stanęłam obok rudowłosej.
- Ale nadal mogę cię oszczędzić.
- Już to widzę. - warknął kpiąco.
Mako wzruszyła ramionami, przepełniona spokojem.
- Wystarczy, że powiesz nam od kogo macie informację o naszej misji. Tylko nazwisko i jesteś wolny. - mruknęłam, domyślając się o co chodzi mojej towarzyszce.
Mężczyzna roześmiał się ponuro.
- Nie ważne co zrobię i tak jestem już martwy. Jeśli wam tego nie powiem, zabijecie mnie. Jeśli to zrobię, ona mnie zabije.
- Kto? - spytała kobieta, przytykając mu ostrze do gardła. Po szyi spłynęła strużka krwi.
Facet jedynie prychnął, patrząc się w jej oczy chytrze. Miałam wrażenie, że kobieta drgnęła, zdawszy sobie z czegoś sprawę.
- Szefowa Fubuki. Rzekomo martwa Katherine Zayan, Anzai - I znów tak samo szyderczo zaakcentował jej nazwisko, ale teraz nie zwróciło to mojej ciekawości. Zbladłam, słysząc imię kobiety. Kobiety, która pomyliła mnie w tą pamiętną, sierpniową noc z Tsunearim.
Kobiety, przez którą prawdopodobnie tkwię w tym wszystkim.
Groźnej kobiety, która powinna być martwa.
- A teraz odpowiedz na moje pierwsze pytanie. - powtórzyła Mako, zachowując kamienną twarz.
- A myślałem, że ucieszysz się słysząc, że żyje two... - zaczął, ale urwał gwałtownie, gdy dostrzegł coś w oddali. Krew odpłynęła mu z twarzy, a on uśmiechnął się krzywo. - Zdrajca jest bliżej niż... - zdążył jeszcze zacząć.
Po czym w jego czoło wbił się sztylet, a zwłoki mężczyzny osunęły się na ziemię. Tkwiłyśmy w niedowierzaniu przez moment, po czym obróciłyśmy się powoli, przeczuwając najgorszy możliwy widok. Nie wiem, która z nas zrobiła się bledsza - ja czy Mako.
- Tak myślałam, że powie za dużo. - prychnęła z irytacją Katherine, opierając się o framugę w drzwiach.
Kobieta wyglądała tak samo jak ją zapamiętałam. Była niedużo po 40-stce, a jej blond włosy opadały falami na ramiona. Wpatrywała się w nas jasnozielonymi oczami, które do złudzenia przypominały oczy Mako. Katherine nie była ubrana jak zabójca, a najwyraźniej jej jedyną bronią był ten sztylet.
Położyłam dłoń na rękojeści, ale Mako powstrzymała mnie ruchem ręki.
- Gadaj kto nas zdradził. - rozkazała beznamiętnie rudowłosa.
- Ehh... - Katherine teatralnie zakryła oczy dłonią na kilka sekund. - Ja myślałam, że choć trochę emocji okażesz na fakt, że żyję, kochanie.
- Jedyne co ci mogę okazać, to moje ostrze splamione twoją krwią. - wycedziła chłodno, wpatrując się w kobietę. - Masz zamiar gadać?
- Eh, oczywiście, że nie. - westchnęła kobieta, zapalając papierosa. - Tak samo, jak wy nie zamierzacie walczyć.
Postąpiłam jeden krok do przodu, gotowa by wypruć jej wszystkie flaki.
- O, widzę, że młoda jest wyrywna. - zaśmiała się szyderczo. - Posłuchaj mała, to mój teren. I jeśli spadnie mi choć włos z głowy, moi ludzie zgotują wam i całemu Kaminari istne piekło... - zmrużyła oczy, przypatrując mi się.
Po czym zamrugała ze zdziwieniem i rozciągnęła usta w nienawistnym uśmiechu.
- Nie wierzę, że to akurat ty, Kanegawa. Szczerze to cię nie poznałam, w tej całej krwi i z tym całym... wzrokiem. I krwią - powiedziała szyderczo.
- Jeśli nie powiesz kto jest tym pieprzonym zdrajcą, wynoszę się stąd. - mruknęła Mako.
Katherine wzruszyła ramionami, a rudowłosa, ciągnąc mnie za sobą, wyminęła ją i skierowała się do wyjścia. Cała ta sytuacja była bardzo absurdalna. Blondynka jeszcze za nami pomachała i zawołała:
- Zdrajca będzie bardziej zaskakujący niż zdołacie sobie to wyobrazić!
Mako zaczęła kląć pod nosem jak szewc.
- Mako, gdzie my idziemy? - spytałam po kilku minutach, skołowana tym wszystkim.
- Wracamy do Kaminari. - odparła krótko.- Ale co z...

- Pierdolę to. - rzuciła beznamiętnie, choć widziałam, że powieki jej drgają ze zdenerwowania. - Zdrajca nie będzie czekał wiecznie.

Krwawa Truskawka ~ Splamieni krwią ~ II tomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz