Rozdział 1

49 2 0
                                    

Kiedy ujrzałam budynek Kaminari jednocześnie odetchnęłam z ulgą, a po plecach przebiegły mi dreszcze. Przystanęłam i zmierzyłam magazyn krytycznym spojrzeniem.

Mako spojrzała na mnie krótko, po czym wzruszyła ramionami.

- Dobra, rób co chcesz. Idę z tym od razu do Fumiyi, jakby co to poślę kogoś po ciebie. - rzuciła beznamiętnie i w przeciągu sekundy zniknęła mi z oczu. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Ruszyłam powoli w stronę budynku.

Od kiedy zmieniliśmy siedzibę, nikt nie mógł przyzwyczaić się do niczego. Jeśli nasz stary biurowiec, z zaciekami na ścianach, odpryskującą i spaloną tapetą, wybitymi oknami i zepsutymi instalacjami wszelkiego typu był na swój sposób przytulny, tak to ''coś'' było jego całkowitym przeciwieństwem.

Ukyo Inaba załatwił nam dostęp do jednego ze jego starych magazynów, którego już nikt nie używał. Wszystko cudownie, w końcu to magazyn. Magazyny są duże. A i owszem. Gorzej jak zabronili nam przebywać w większej części. Pan Inaba tłumaczył to tym, że urzędując na parterze zwracalibyśmy zbyt dużą uwagę i że są tam wszystkie rzeczy... Tak więc na powierzchni mieliśmy dostęp do zaledwie dwóch pomieszczeń - jednego, o ironio, na magazyn, drugie ze względu na miarową sterylność zostało „odziałem medycznym".

Reszta Kaminari została przeniesiona do piwnic. Nie były to może piwnice w samym tego słowa znaczeniu, ale określenie przylgnęło podczas pierwszego buntu, który wszczęto widząc rozkład pomieszczeń. Schodząc pod ziemię trzeba było zejść rozwalającymi się schodami, przejść przez ogromne, metalowe drzwi i jeszcze trafić na włącznik światła.

Oświetlenie składało się z pojedynczych żarówek wystających z sufitu w losowych miejscach. Dziwne, że w ogóle to świeci. Rozejrzałam się beznamiętnie po naszym głównym pomieszczeniu, imitującym podziemny magazyn. Sprawowało to teraz formę pokoju dziennego: porozstawiano tutaj jakieś stęchłe kanapy i dywany, w jednym z kątów stały rozkładane, plastikowe krzesła i stoły, a mniej-więcej na środku przy ścianie stało prowizoryczne palenisko, które stało zgaszone od wielu dni.

W pomieszczeniu siedział jedynie Kotaro, poczytując jakąś okurzoną książkę. Oderwał na chwilę od niej wzrok i pomachał mi. Odpowiedziałam krótkim uśmiechem.

Następnie skręciłam i spojrzałam krzywo w stronę „organu dowodzenia" - czyli trzech niewiele większych od przeciętności pomieszczeń, które zagospodarowano jako biuro, archiwum i salę ćwiczeń. Westchnęłam, czując ciarki. Wszystko było takie... puste. A te szare, popękane ściany dopełniały nastroju przygnębienia. Fumiya cały czas powtarzał, że z takimi obsuwami z kasą cud, że cokolwiek stoi w tych pomieszczeniach. No i, że stary budynek meblowali przez jakieś 2 lata. Cudownie.

Ruszyłam długim, wąskim korytarzem, który oświetlany był raptem trzema migającymi żarówkami. Wzdrygnęłam się, gdy po stąpnięciu w kałużę rozległo się echo. O tej porze Kaminari było wymarłe, a większość osób znajdowało się w terenie albo po prostu się włóczyło po mieście. Doszłam do swojego pokoju, wzdychając. Było tu raptem 18 małych klitek, a nas 33. Pomieszczeń i tak było więcej niż z początku, bo po długich namowach podzielono je jeszcze prowizorycznymi ściankami, by nie mieszkać większymi grupami.

I tak właśnie wylądowałam w niewielkiej klitce z Ayako. Weszłam do pokoju z westchnieniem. Pokój wcale mnie nie uspokajał. Stały tu dwa tanie łóżka, kanapa przypominająca stertę worków i regał na wszystko. Nawet mieszkając we dwójkę miałam wrażenie, że jest tu przeraźliwie pusto.

- Ayako? - zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza.

Spojrzałam na jej posłane łóżko. Czyli nie wróciła na noc.

Krwawa Truskawka ~ Splamieni krwią ~ II tomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz