Rozdział 1

86 7 14
                                    

Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Moja klatka piersiowa podnosiła się raz w górę, raz w dół.
Wdech.
Wydech.
Gdzie ja jestem?
Umarłam?
Wdech.
Wydech.
- Becca, kochanie… - Poczułam jak ktoś ściska mocno palce mojej prawej dłoni.
Wdech.
Wydech.
- Błagam, nie zostawiaj mnie teraz. - Osoba podniosła moją dłoń. Po chwili poczułam na niej czyjeś wargi.
Wdech.
Wydech.
- Przepraszam. Mogłem cię zostawić zanim nie było za późno. Jestem skończonym dupkiem. - Na moją dłoń kapały krople jakieś cieczy.
To były łzy.
Wdech.
Wydech.
- Obudź się. Jeśli zrobisz to teraz, obiecuję, że zniknę z twojego życia. - Osoba glaskała moją dłoń.
Wdech.
Wydech.
Wiedziałam kim jest ta osoba, która jest teraz przy mnie.
To Bradley Revier.
Mój Brad.
- Nie opuszczaj mnie. - Szepnęłam.
Gdybym mogła najchętniej otworzyłabym oczy, podniosła się i przytuliłabym go z całej siły.
Tęskniłam za nim.
- Boże. Obudziłaś się.
Usłyszałam, że wstaje z krzesła.
Wdech.
Gdzie on idzie?
Wydech.
Po chwili poczułam jego oddech na moim czole.
- Przepraszam. - Pocałował mnie w czubek głowy.
- Za co mnie przepraszasz? - Miałam nadzieję, że spojrzałam mu w tej chwili prosto w oczy.
- Spieprzyłem ci życie. Mogłem cię zostawić zaraz po konkursie. Ale zacząłem coś do ciebie czuć. Kiedy przez przypadek spojrzałaś na mnie na przerwie i złapałaś tym samym mój wzrok miałem motyle w brzuchu. Kiedy podczas lekcji plastyki uśmiechałaś się sama do siebie podczas malowania, ja zamiast szkicować marzyłem, aby chociaż jeden twój uśmiech był dla mnie. Przepraszam.
Na moje czoło kapnęła jedna z jego łez.
- Ale przecież żyje i mam się dobrze. - Uśmiechnęłam się.
Brad załapał mnie za dłoń i z powrotem usiadł na krzesło.
Wdech.
Nasze dziecko.
Wydech.
- A jak z naszym dzieckiem? - Przełknęłam silnę, nie mogłam powiedzieć tego wyrazu. Ale jednak po chwili je wypowiedziałam. - Żyje?
Zapadła głucha cisza.
Było tylko słychać pykanie maszyny, która rejestrowała sposób i rytm bicia mojego serca.
Czyli je straciłam.
Zaczęłam płakać.
Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna? Straciłam jedyną "rzecz", która łączyła mnie i Brad'a.
- Nie płacz. - Poczułam jego palce na moich policzkach.
Wycierał moje łzy.
- Nasze maleństwo nadal żyje. Pytałem lekarzy, od razu kiedy zrobili tobie pierwsze badania. Powiedzieli mi, że twój upadek nie był zbyt mocny, dziecko nie ucierpiało. - Glaskał mnie po policzku. Słyszałam w jego głosie radość.
- Ono nie ucierpiało. Ale ja tak. - Powiedziałam cicho, aby nie usłyszał.
Położyłam głowę w bok.
- Becca przestań, pomimo, że jesteś niewiadoma, nadal uważam cię za najładniejszą dziewczynę na świecie i cię kocham. - Zaczął mnie głaskać po twarzy.
Po chwili podniósł moją głowę lekko i przywarł swoje wargi do moich.
Nie rozumem.
Jak on może mnie kochać?
Jestem kaleką powinien mnie zostawić i znaleść inną - bardziej atrakcyjna i normalną - dziewczynę.
- Jestem kaleką i nic więcej.
Słyszałam jego głośne westchnięcie.
- Nie mów tak o sobie, jasne? Nie jesteś kaleką tylko moją Rebeccą.
Pogłaskał mnie po głowie.
- Jak wyobrażasz sobie naszą przyszłość? - Miałam dość kłamstw, muszę wiedzieć jak on widzi nas za kilka miesięcy.
- Zamieszkamy razem. Pójdziemy na bal absolwentów. Urodzisz nasze maleństwo. Weźmiemy ślub. Wychowamy razem naszą gromadkę dzieci...
- Zaraz, gromadkę? Masz mi coś do powiedzenia?
Zaśmiał się cicho.
- Ktoś musi utrzymać moje nazwisko. - Gdybym mogła, to w tej chwili przewróciłabym oczami. - Nie martw się starczy mi tylko piątka. - Znów się zaśmiał, a ja razem z nim.
- Po moim trupie.
- Chciałabyś, zawsze dostaję co czego chcę, a po za tym mojemu urokowi nigdy się nie oprzesz. Znam cie już tak dobrze, że wiem co zrobić abyś mi zatańczyła jak ci zagram.
- Zobaczymy panie Revier. - Wystwiłam mu język.
- Brad i Becca Revier. Ładnie brzmi. Teraz wybierzemy imię na B dla naszego dziecka i będzie dobrze. - Zaczął marzyć.
- Ej, a skąd wiesz, że chcę być twoją żoną?
Nachylił się nad moim uchem.
- Ja tego nie wiem. Jestem tego pewny. Zbyt bardzo cię kocham i nawet gdybym miał do końca życia starać się o twoją rękę to będę o ciebie walczyć. Nikt nie jest w stanie nas rozłączyć. Teraz będzie już dobrze. Wypiszą cię ze szpitala i ułożymy swoje życie od nowa razem.
Pocałował mnie po raz drugi tego dnia.
Odwzajemniłam pocałunek.
Nie chcę aby ktoś przerwał tą chwilę, ale pomimo jego zapewnień wiedziałam, że teraz nic nie będzie jak dawniej...

~03~ Zaufałam CiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz