Rozdział 2.

87 12 3
                                    

  Od mojego pojawienia się tutaj minęło 10 lat. Niby w niebie czasu się nie liczy, jednak ja to robiłam. Chciałam po prostu wiedzieć. To śmieszne... Teraz powinnam mieć 29 lat i cieszyć się mężem i dziećmi... Takie tam marzenia umarłej. 

  Na początku nie wszyscy mnie tu lubili. Szczególnie Archanioły. Toczyłam z nimi zaciętą wojnę o to, że chcę nosić kolczyka i nie chcę ubierać białych sukienek. Nie dam im mną rządzić. No bez przesady. W końcu ulegli. Zwrócili mi błyskotkę i pozwolili nosić ciemne, zwykłe ubrania jak koszule, spodnie czy bluzy. Oczywiście czasami, żeby ich pocieszyć, ubierałam te białe sukienki. Jednak zanim to nastąpiło, musiałam się z nimi kłócić. I Emma zawsze się za mnie wstydziła. Ale mimo to mnie lubiła. 

   Po tym felernym początku mojego 'życia' w niebie, kiedy Archaniołowie w końcu mi ulegli, zaczęliśmy mieć w miarę normalne stosunki. Polubiliśmy się. Inni też zaczęli ze mną rozmawiać, ale dopiero wtedy, kiedy przeboleli w końcu to, że ubieram się inaczej niż oni. 

  Tak więc, mimo mojego wybuchowego charakteru zaprzyjaźniłam się z otoczeniem. Jednak nigdy dotąd nie widziałam Boga na żywo /a to ci dopiero... - sarkazmy umarłego xD/. Miałam go zobaczyć dopiero, gdy przydzieli mi podopiecznego. Grzecznie czekałam na ten moment, choć wystawiał moją cierpliwość na próbę.  Przy okazji czekania, musiałam wykonywać polecenia tych mend Archaniołów. Często byliśmy złośliwi w stosunku do siebie, więc w sumie się nie nudziłam. 

                                                                                    ***

  - Alex? - usłyszałam za sobą głos Marcusa. Odwróciłam się i spojrzałam na niego z uśmiechem. Marcus był brązowowłosym, brązowookim '25 latkiem', który żył w XV wieku we Włoszech. Przystojny, nie powiem, że nie, ale niezbyt w moim typie. - Słyszałem, że mnie szukałaś.

- Tak. Chciałam zapytać co u mojej rodzinki. Dawno nic mi nie mówiłeś... 

O tym co się działo na Ziemi, dowiadywałam się od innych Stróżów, którzy tam przebywali. Byłam tego ciekawa, chyba jako jedyna tutaj. Oni się już do tego przyzwyczaili. Marcus opowiadał mi, co słychać u mojej rodziny. 

- No tak, rzeczywiście dawno - uśmiechnął się. - Dwa tygodnie temu, twojemu bratu urodził się synek. Zostałaś ciocią! Gratuluję. 

- Och - ucieszyłam się. - Dziękuję. 

- Poza tym, twoja mama i reszta rodziny ma się dobrze. Ona tęskni za tobą, wiesz? Codziennie z twoim tatą przychodzą na cmentarz, gdzie cię pochowano. Mimo tylu lat - powiedział. Był pod wrażeniem ich wytrwałości. Ale w sumie co się dziwić? Najmłodsza, jedyna córka... 

Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Tęsknią... - szepnęłam cicho. 

- Kochają cię. Cały czas.

- Dobrze... To dziękuję ci, że poświęciłeś dla mnie chwilę - powiedziałam. Rozpromienił się. 

- Drobiazg. Ok... Lecę, bo mam tu kilka spraw do załatwienia i wracam do twojej mamy. Żegnaj.

- Pa. 

Wzbił się na skrzydłach i poleciał gdzieś tam, w cholerę. Mam bratanka. O Matko, jak cudownie... 

- Tak, skarbie, ja też bym się cieszył - przy uchu usłyszałam szept Gabriela. Tej blond cholery. 

- A może tak cześć? - zapytałam z uśmiechem, odwracając się twarzą do niego. Jak zwykle idealny. Obok niego była Emma. Również jak zwykle idealna. - Poza tym, to niekulturalne tak podsłuchiwać. 

- Ja mogę wszystko - mrugnął do mnie. 

- Nie pochlebiaj sobie - zmrużyłam oczy. Zaśmiał się i otaksował wzrokiem mój strój. Miałam na sobie czarną rozkloszowaną spódnicę i beżową koszulę. Jeśli miał zamiar się przyczepić moich ubrań, to będę się kłócić. Jest spódnica? Jest. Więc niech się pieprzy.

- Może być? - zwrócił się do Emmy, wskazując na mnie głową. O co im chodzi?

- On już i tak o niej wie. Poza tym ona i tak się nie przebierze, jeśli ją o to poprosisz. Zrobi to z czystej złośliwości - wzruszyła ramionami. Podniosłam brwi i złożyłam ręce na piersi. 

- Nie chcę przeszkadzać, ani nic, ale: HALO, jestem tutaj, a wy mnie obgadujecie - wtrąciłam.  Emma uśmiechnęła się do mnie, a Gabriel spojrzał rozbawiony. 

- A może my tak specjalnie, co? - zapytał złośliwie. Przewróciłam oczami i odwróciłam się, żeby odejść od tego biednego towarzystwa. - Zaczekaj!

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. 

- Pan wezwał cię do siebie - powiedziała Emma. Zaszokowało mnie to. Nie powiem. 

- A dlaczego? - zapytałam. 

- Ma dla ciebie podopiecznego zapewne, aniołku.

- Taa, aniołku - powiedział z sarkazmem Gabriel. Blondynka uderzyła go lekko w ramię z uśmiechem. 

- Nie bądź złośliwy - upomniała go. 

- No właśnie. Co ty sobie myślisz? - poparłam ją z rozbawieniem. Pokazał mi język. 

- Jak dzieci - westchnęła, widząc nasze zachowanie. Gabriel, niby ten starszy, Archanioł, a jednak uwielbia się ze mną kłócić. - W każdym razie chodź z nami. 

Kiwnęłam głową. Zaczęliśmy się kierować w stronę części Nieba, gdzie jeszcze nie byłam. 

  Byłam niepewna co do celu mojej wizyty tam. A co jeśli On stwierdził, że jestem zła i odeśle mnie do Piekła? Albo okrzyczy za brak szacunku dla Aniołów wyższego stopnia w hierarchii? Bałam się, ale starałam się tego nie okazywać. Gabriel nie dałby mi żyć. 

  W końcu, gdy znaleźliśmy się przed jakimiś wielkimi drzwiami ze strażnikami po obu stronach, Gabriel i Emma kazali mi się zatrzymać. Blondynka odwróciła się do mnie i za smutkiem oraz dumą w oczach, położyła dłoń na moim policzku. Archanioł zaś rozmawiał ze strażnikami. 

- Mój aniołku. Nie będę już twoją opiekunką... - powiedziała smutno. - Już umiesz tak dużo, że teraz to ty będziesz roznosić dobro na Ziemi. 

No, chyba będę roznosić Ziemię... Ale ćśśśśs...

- Hej, przecież zawsze będę twoim aniołkiem - starałam się ją pocieszyć. 

- Wiem, ale nie jestem pewna, czy kiedykolwiek jeszcze będę opiekunką kogoś takiego jak ty...

- Nie raz się za mnie wstydziłaś... Chcesz znów musieć pilnować kogoś takiego?

- Jeśli będzie jak ty, to tak - przyznała ze łzami w oczach. 

- Ojej, bo się wzruszę - powiedział złośliwie Gabriel, stając obok Emmy. 

- Idź się - mruknęłam z uśmiechem. Emma przytuliła mnie do siebie. 

- Alex, nie możemy tam z tobą wejść, ale pamiętaj, że to jest Bóg. Masz odnosić się do Niego z szacunkiem. Nie to co do nas, jasne? - powiedział, kiedy byłam wtulona w moją opiekunkę. 

- Jasne - odparłam, odsuwając się od niej. 

- Chodź tu - uśmiechnął się, rozkładając ramiona. Przytuliłam się też do niego. - Nie będę za tobą tęsknił. 

- Tak, ja też - odpowiedziałam. 

- Może to, że nie będę miał się już z kim kłócić będzie jedynym minusem... 

- Nie liczyłabym na to. Nawet jeśli mnie do kogoś przydzieli, to nie znaczy, że nie będę was odwiedzać... 

- O Boże, nie. Proszę nie. Już tak się ucieszyłem... 

 Zaśmialiśmy się i odsunęliśmy od siebie. 

- Musisz iść, bo się jeszcze rozmyśli - powiedział. Uśmiechnęłam się do nich po raz ostatni na jakiś czas. Podeszłam do drzwi, biorąc głęboki oddech. Strażnicy je otworzyli, a ja niepewnie weszłam do środka.

Opiekun z zaświatów // Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now