Rozdział 4. "Niektórzy zbierają znaczki, ja numery telefonu, sam widzisz."

21 0 0
                                    


- Do cholery Leslie możesz mi powiedzieć dlaczego tu jesteśmy? - warknęła Mich. - Za chwilę zamarznę.
- Czekaj princesso. Za chwilę się dowiesz – dogryzłam jej. - Chodźcie.
Cała trójka ruszyła za mną do głównych drzwi. Stanęliśmy i wszyscy gapili się na mnie jak na nienormalną.
- Widzę cię jak drzesz się teraz „sezamie otwórz się".
Uśmiechnęłam się do niej złośliwie. Wyciągnęłam dwa klucze z kieszeni i zaczęłam otwierać drzwi mówiąc przy tym:
- Sezamie otwórz się. - Kiedy usłyszałam przeskakujący zamek nacisnęłam klamkę i spojrzałam w jej stronę. - Patrz, zadziałało. - Przyłożyłam rękę do ust jakby to było coś niesamowitego. Wszyscy parsknęli śmiechem.
Ostatnio dość często dogryzałam sobie z Mich ale obie wiedziałyśmy, że to na żarty.
- Kurwa Les, jak? - zapytał Mason.
- Urok osobisty skarbie, a teraz ruszcie tyłki chyba, że wolicie tu marznąć.
Odkąd tu przyszliśmy Blaise nie odezwał się, ani słowem. Co jakiś czas przyglądał mi się, a gdy tego nie robił obejmował Mich i trzymał rękę na jej tyłku. Tak Mich, przyciągasz dżentelmenów jak magnes.
Zatrzymałam się przed drzwiami na basen. Przekręciłam klucz i weszliśmy do środka. Słyszałam jak Blaise z Masonem się śmieją.
- Leslie wiesz, że nie wzięłam ze sobą stroju, prawda?
- I właśnie o to chodzi kochanie – odparłam i rzuciłam swoją koszulkę gdzieś na bok. - Na co czekasz? - zapytałam. - Będziesz kąpać się w jeansach?
Rozebrałam się do bielizny i wskoczyłam do basenu na główkę. Widziałam jak obaj pożerają mnie wzrokiem. Wynurzyłam się i zaczesałam włosy do tyłu.
- Nie zapalajcie świateł bo ktoś zauważy – upomniałam. - Za to u mnie w torbie mam butelkę wódki i puśćcie muzykę z telefonu.
Stwierdziłam, że raczej nikt nie usłyszy muzyki, która nie będzie raczej zbyt głośna poprzez głośniki z telefonu. Już po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki G-Easy'ego „Tumblr Girl".
- Mam też jointy ale nad nami jest to gówno do wykrywania dymu, więc nic z tego...
- Czekaj, mam pomysł – uprzedziła Mich. - Powinnam mieć reklamówkę w torbie.
Zaczęła grzebać w torebce, aż w końcu wyciągnęła cienką reklamówkę. Podała ją Masonowi i uśmiechnęła się lekko.
- Owiń to gówno tym. Będziemy mogli palić bez problemu.
Mason wziął krzesło z korytarza i zgrabnie, niczym słoń w składzie porcelany (bądźmy szczerzy, że to strasznie seksowny słoń) wspiął się na nie i owinął reklamówkę wokół czujnika. Gdy podnosił ręce w górę mogłam dostrzec idealnie, zarysowane mięśnie pod jego białym podkoszulkiem.
- Mam wrażenie, że robi się coraz cieplej – pisnęłam do Mich, która przed chwilą wskoczyła do basenu i pojawiła się obok mnie. Roześmiała się perliście, patrząc na to jak obserwuję Masona. To było silniejsze ode mnie.
- Leslie, patrz na to. - Mich poklepała mnie po ramieniu i wskazała na Blaise'a.
Chłopak nie miał już na sobie koszulki, był ubrany tylko w jasne, potargane jeansy, które zwisały mu nisko na biodrach. Stał oparty o ścianę, a w ustach trzymał blanta. Miałam wrażenie, że gdyby nie to, że jestem w wodzie to bym upadła.
- Nie mogę na nich patrzeć, idę się napić – jęknęłam i podpłynęłam na brzeg basenu. Chwyciłam butelkę wódki, którą najwyraźniej położył tam Blaise i odkręciłam ją.

Gdy już wszyscy byli w basenie, a ja byłam nazbyt wesoła, odwinęłam ręce Masona, które były wokół mojej talii i wyszłam z basen, żeby trochę otrzeźwieć. Udało mi się to szybko, gdy dostrzegłam, że drzwi na halę coraz bardziej się otwierają.
Po chwili zza drzwi wychylił się starszy mężczyzna. Pewnie był to portier ale przecież nikogo wcześniej nie widzieliśmy, prawda? Chyba tak. Za bardzo kręci mi się w głowie.
Otworzył szeroko oczy i wybiegł. Za nim od razu ruszyli Mason i Blaise.
- Chodź! Leslie kurwa, żeby oni mu nic nie zrobili! - Mich darła mi się do ucha i mam wrażenie, że dopiero wtedy otrzeźwiałam.
Pobiegłyśmy za nimi, gdy byłyśmy już przy wyjściu z budynku, zobaczyłyśmy, że portier siedzi z ustami zaklejonymi taśmą. Ręce i nogi też miał sklejone.
- Skąd macie taśmę? - zaśmiałam się.
- Była w jednej z szuflad u niego w biurze. - Mason wskazał ręką na mężczyznę.
Przykucnęłam przy nim i spokojnie powiedziałam:
- Teraz zdejmę ci to z ust, a ty nie będziesz krzyczał, prawda?
Po krótkiej analizie, doszłam do tego, że to co powiedziałam było bez sensu. I tak nikogo tu nie było. Chyba. Gdy już zerwałam mu taśmę z ust usłyszałam jego cichy, ochrypnięty głos.
- Dajcie mi trochę zioła, a nikomu nic nie powiem.
W tamtym momencie, przyrzekam na wszystko, że leżałam ze śmiechu na ziemi. Mich złapała się za brzuch i zgięła w pół również panicznie się śmiejąc. Widziałam jak Masonowi i Blaise'owi łzy prawie lecą z oczu.
Po około pół godziny cała nasza czwórka i portier, który okazało się, że nosi imię John, siedzieliśmy w kółku i podawaliśmy sobie blanta z ręki do ręki. Może i byłam lekko pijana i zjarana ale mogłam zauważyć to, że Mason naprawdę chciałby ściągnąć ze mnie bieliznę, Mich bokserki z Blaise'a, a Blaise prawdopodobnie nie miał by nic przeciwko, gdyby mnie tu nie było.
Nie mogłam ogarnąć o co mu chodzi. Pomogłam mu z Mich, ukradłam te pieprzone klucze i powiedziałam mu coś czego nie powinnam. Irytuję mnie.
Zaciągnęłam się mocno i zbliżyłam twarz do twarzy Masona. Wciągnął dym z moich ust, a ja uśmiechnęłam się, gdy poczułam jego usta na moich. Nie obchodziło nas, że nie jesteśmy tutaj sami, a wręcz przeciwnie – podobało nam się to.
Podobało mi się to, że na nas patrzą.
Podobało mi się to, że Mich się do nas szczerzy.
Podobało mi się to, że Blaise wygląda jakby miał za chwilę zabić Masona – albo mnie.
Czekaj, STOP, wróć! Czemu on się tak patrzy? Może to przez tą trawę? Naprawdę nie potrafię go rozgryźć. Platynowa blond grzywka opadła mu na czoło, a on dmuchnął, żeby ją poprawić.
Wszyscy zauważyliby spięcie pomiędzy nami, gdyby nie to, że nie byliśmy w najlepszej formie. Pocałunek z Masonem trwał krótko, bo kiepsko szło mi całowanie i rozmyślanie jednocześnie. Położyłam się na wykafelkowanej podłodze i zaczęłam się śmiać, tak głośno jak już dawno się nie śmiałam.


Sobotni poranek powinien być czymś przyjemny, niestety mój się do takich nie zaliczał. Miałam ogromnego kaca, który rozsadzał mi głowę. Każdy szelest był niesamowicie irytujący. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, zobaczyłam matkę siedzącą przy stole z kubkiem kawy. Nic nie mówiła po prostu patrzyła się na ścianę. Zachowywała się jak słabo rozwinięta rozwielitka.
- Żyjesz? - zapytałam, otwierając lodówkę. Oczywiście tak jak myślałam nie zobaczyłam tam nic oprócz dwóch butelek piwa. - Mogłabyś zrobić łaskawie zakupy? Głodujemy, a ledwo się przeprowadziliśmy. A mieszkamy tu przez wasze niepospłacane czynsze – wypomniałam.
- Sama śmierdzisz wódką. Przynajmniej wiem na co wydajesz pieniądze, które mi kradniesz – żachnęła.
- A ty na co byś je wydała? - zapytałam retorycznie. - Na jedzenie?
Nic nie odpowiedziała. Schowała twarz w dłonie, a gdy się odsunęła zobaczyła jej wilgotne oczy.
- Tylko tyle potrafisz jak jesteś trzeźwa. Użalanie się nad sobą to twoje hobby – parsknęłam i wróciłam do pokoju.
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam czarne legginsy i wyciągniętą bluzę. Nie byłam w humorze, żeby się stroić. Wygrzebałam jeszcze tylko pieniądze, które mi zostały na dnie szuflady. Może za te marne grosze kupię cokolwiek w pobliskim markecie.
Naciągnęłam kaptur na głowę, żeby zasłonić moje skacowane obliczę i weszłam do sklepu. Miałam dokładnie trzy dolary i dziewięćdziesiąt pięć centów. Pochodziłam chwilę między regałami. Stać mnie było na bułkę i małą kostkę masła. Wzięłam te dwie rzeczy. Gdy przechodziłam między regałami gdzie były słodycze zauważyłam paczkę M&M'sów. Nie miałam już pieniędzy. Sprzedawczyni oglądała coś w telefonie. Szybko chwyciłam małą paczkę smakołyku i schowałam ją do kieszeni bluzy. Byłam głodna, bardzo głodna.
Nie chciałam kraść ale życie czasami zmusza nas do rzeczy, które nie są do przewidzenia. Podeszłam do kasy i zapłaciłam resztkami. Wiem, że nie powinnam tak wydawać pieniędzy mojej matki ale są momenty, że wolę zapalić trawę niż cokolwiek zjeść.
Kiedy przechodziłam obok jednej z kamienic zobaczyłam małą dziewczynkę. Brudne, poszarpane, blond włosy zasłaniały jej małą, okrągłą buzie. Trzęsła się z zimna, a ja nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niej wolnym krokiem.
- Hej, wszystko w porządku? - Oh, Leslie nagle z ciebie taka Matka Teresa?
Pokiwała leciutko główką ale nawet na mnie nie spojrzała. Przemogłam się i zapytałam:
- Jesteś głodna? - Tym razem zobaczyłam jej duże brązowe tęczówki. Znowu przytaknęła. - Proszę – powiedziałam i podałam jej paczkę M&M'sów, które przed chwilą zwinęłam ze sklepu. - Tobie bardziej się przyda.
Uśmiechnęłam się, obróciłam i już chciałam odchodzić, gdy nagle usłyszałam cichy głosik.
- Jak się nazywasz? - szepnęła.
- Leslie – uśmiechnęłam się szczerze. - Nazywam się Leslie.

Who the fuck is Leslie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz