Rozdział 3. "Przecież takie zachowanie jest w stylu Leslie, którą znamy."

27 1 0
                                    

   - Jezu co ty sobie zrobiłaś? - pisnęła Mich, za nim zdążyłam ją zauważyć.

- Mała bójka – zachichotałam. Uśmiech jednak, szybko zszedł mi z twarzy kiedy pojawili się obok nas Blaise i Mason. Ale cóż trzeba było wciąż grać.

- Hej.

- Jak tam weekend? - zapytał Mason przyglądając się nam.
- Chcesz się zapytać z kim tłukła się Leslie? - odpowiedziała pytaniem Mich.
- Za chwilę zacznę cię nazywać Michaela. - Byłam już zirytowana, że uwaga skupia się na mnie. Czy to naprawdę nie mogło zaczekać? Chwilę? Albo dwie. Albo wieczność. - A ty Mason co robiłeś z Blaise'em w weekend?
- A tak sobie trochę poimprezowaliśmy.
Zastanawiam się, czy Mason był wtedy z Blaise'em. Na razie wolę nie ryzykować. Gdyby wiedział, nie zachowywałby się tak, no tak jak zachowuję się Blaise. Albo to moja wybujała wyobraźnia.

- A ty co robiłaś w weekend Leslie? - Blaise odbił piłeczkę. Ale myliłam się, był miły. Uśmiechał się i wyglądał jakby go to interesowało.
- Przesiedziałam w domu.
Mich parsknęła jak i wszyscy w pobliżu. Zdziwione spojrzenia skierowały się na moje dłonie.

- To się stało po drodze do domu. Jakaś dziewczyna trochę, bardzo najebana zaczęła się rzucać. Wiecie jaki niebezpieczny jest ten Nowy Jork – mruknęłam. Nie chciałam kłamać, ale sami mnie do tego zmusili.

Pytanie Blaise'a, skierowane do Mich o jej weekend uratowało mi dupsko. Ale jego mina po mojej wypowiedzi mówiła tylko jedno: „łżesz jak pies". Gdyby wiedział jak bardzo ma rację. Za to Michaela (tak będę ją za karę nazywać tak w moich myślach), cały czas beztrosko opowiadała. Jej rodzice wrócili z podróży do Indii. Byli bardzo bogaci i zwozili różne klamoty zza granicy. Podobało mi się to co nam opowiadała. To było tak niesamowicie normalne... W żaden sposób nie podobne do mnie. Ja nie miałam osoby, która by mnie kochała, nie miałam tyle pieniędzy, nie byłam Mich. Byłam Leslie. Osobą, która, gdy przechodzi przez korytarz jest zalewana falą nienawiści jak i podziwu. Jest tak samo niezrozumiana jak geje, lesbijki, czy cokolwiek innego... Można zacząć się do mnie przyzwyczajać ale nigdy nie wyplewisz wszystkich rasistów (czyt. osób, które mnie nienawidzą), na świecie. Zawsze się ktoś znajdzie.

Myślałam, że mnie nienawidzą? To nie wiem co byście powiedzieli, gdybyście zobaczyli ich miny kiedy z ostatniego referatu z angielskiego dostałam A +. Tak, ich miny wyrażały coś na przykład grymasu, pomieszanego ze skrytym uśmieszkiem. Już na przerwie na lunch wszyscy gadali o Leslie, która: pobiła dziewczynę w ten weekend i wbrew pozorom jest niezłym kujonem. Całą paczką stwierdziliśmy, że możemy to wykorzystać i potem było już tylko „lepiej". „Ej wiecie, że ta Leslie, ma odpowiedzi do książek?", „Jebany haker". Taa – witaj w moim świecie.
Na pierwszy rzut oka, rozpowiadanie plotek na własny temat może wydać wam się głupie ale – nie. Nie jest. Jest zabawne, wręcz fantastycznie zabawne. Trzeba mieć dystans do siebie, a na dodatek w moim przypadku, tylko zyskuję moją wymarzoną reputacje zimnej suki. Tak, czy tak to dziwne uczucie kiedy każdy chcę należeć do „twojej", paczki. To jest takie nie na miejscu. Wychodzić z twoimi znajomymi, a to raptem drugi tydzień w szkole.
Blaise do końca dnia nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, co szczerze mówiąc bardzo mi pasowało. Nie pytał o nic, ani nie patrzył TYM wzrokiem. Postanowiliśmy po szkole wyjść na miasto, ponieważ po południu wyszło słońce i zrobiło się upalnie. Rano zaciskałam ręce na sweterku, a teraz leżał, wymięty gdzieś na dnie torby.
- Gdzie chcecie iść? - zapytała Mich.
- Mamy pewien plan.
Uśmiech Masona był podejrzanie, podejrzany. Jeśli w ogóle można tak to ująć. Przybili sobie z Blaise'em żółwika i kierowaliśmy się w stronę plaży – choć nie taki był nasz cel.
Wózki, chodziło im o wózki. Kiedy ulica się mniej więcej wyludniła ukradliśmy dwa sklepowe wózki na zakupy. Słońce już powoli zachodziło, a my jeździliśmy wzdłuż chodnika przy plaży. Blaise i Mason stali po przeciwnych stronach i popychali nas do siebie nawzajem. Śmiałyśmy się i przybijałyśmy sobie piątkę za każdym razem, kiedy się mijałyśmy. Kiedy mój wózek był przy Masonie, podniosłam się i go pocałowałam. Tak, po prostu. Taki zwykły, szybki buziak. Chciałam zobaczyć jak zareaguję. Uśmiechnął się tylko i krzyknął do Blaise'a, że chyba przetrzyma mnie u siebie trochę dłużej. Parsknęliśmy śmiechem.
- Dlaczego tam byłaś?
Głos Blaise'a dobiegł do mnie na tyle późno, że byłam już w połowie drogi do Masona. Posłałam mu zdziwione spojrzenie.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. - Wiedziałam o co mu chodzi, ale nie chciałam na to odpowiadać. Buziak dla Masona. I znowu pytanie.
- I te pieniądze, dla kogo były?
Buziak. Tym razem rozkaz.
- Odpowiedz!
- To nie jest twój biznes! - warknęłam. Tym razem przytrzymał wózek. Mason i Mich chyba widzieli, że coś jest nie tak.

Who the fuck is Leslie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz