Rozdział I

25 2 4
                                    

Czarne kończyny wilczycy lekko odbijały się od ziemi. Wręcz płynęła w powietrzu. W śnieżnobiałym pysku, ubrudzonym bordową cieczą trzymała skąpą zdobycz w postaci ptaka, a dokładniej jastrzębia. Wciąż nie można pojąć skąd tutaj, w tych lasach wzięło się takowe zwierzę. Spoczywał na niej jeden problem, a mianowicie - właśnie w tej chwili goniły ją pszczoły. Owszem. Naruszyła ich teren prywatny, gdy wspinała się na złamane drzewo. Łapa wadery spoczęła na ich gnieździe, gdy miała spokojnie odejść ze zdobyczą, Co, jak co, ale szczęścia nie miała. Wtem rozpoczęła się ucieczka przez tymi, a jakże potwornymi stworzeniami!Płynnie wymijała drzewa, starając nie poślizgnąć na istnym bagnie. W pysku rozpływał się wspaniały metaliczny smak. Mimo bólu w klatce piersiowej przemierzała dalej. Kątem oka wilk spostrzegł, iż mordercze owady zbliżają się. Tyle wystarczyło by ją zmotywować i cudem przyśpieszyć. Zmrużyła oczy, gdy ujrzała początki tafli wody. 

Woda... Czyżby ona nie odpędzała pszczół od wroga? Uh! Oczywiście. 

Takaż to myśl przejęła jej umysł nakazując, aby wpaść do wody i zatopić się w niej na kilka minut. Postąpiła i tak, w biegu zostawiając padlinę na brzegu. Wybiła się, będąc na wzniesieniu - lekkim pagórku. Cicho wbiła się w taflę lśniącej cieczy pozostając pod nią kilka długich minut. Płuca niemiłosiernie kłując. W uszach wilczycy dzwoniło, a przed oczami momentalnie pociemniało. Machając łapami wynurzyła się, łapczywie biorąc wdech. Zdenerwowana rozejrzała się. Na pierwsze od kilku miesięcy szczęście wadery, pszczół nie było. Powróciła na brzeg. Wytrzepała się, aby przyśpieszyć czas suszenia. Hope przeszedł dreszcz, oznaczało to tylko jedno - ktoś na nią patrzy. Trzymając przemoczoną łapę na zdobyczy rozejrzała się. No, no. Znalazła swego prześladowce. Spoczywał niewzruszony na skarpie, która niemal wisiała nad jeziorem. Warknęła głośno, pokazując swą siłę. Złotooki basior spojrzał na nią trochę rozbawiony. 

Zobaczymy kto się będzie ostatni śmiać. 

Jego spokój zafascynował wilczycę. Szkarłatne oczy skierowała na las, a następnie powróciły na swe dawne miejsce. Wilczur wstał leniwie się przeciągając. Śledziła każdy jego ruch. Osobnik płci przeciwnej był jej wzrostu, a Hope niska nie była. Przewyższała zwyczajne wilki, a czasem nawet te z darami. Ponownie zawarczała. Dumnie wyprostowana patrzyła na smolistego basiora.

Kim jesteś? – zapytał. Tak. Wilczur nie wie kogo przyjął, ponieważ, wtedy Hope była niemal cała w błocie, przez co przypominała czekoladowego wilka z czarnymi plamami i białymi odmianami na pysku. Prychnęła, a w ciągu pazurami pozbywając się piór z padliny. Uniosła łeb na zdeterminowanego wilka.

Jam, że ta, którą własną mową przyjąłeś pod swe skrzydła, Alfo. Pamięć i zapach Ci już zawodzi? No nieźle, starcze. Myślałam, żeś Ty nie taki stary, a ma świadomość grubo co do tego się pomyliła. – wadera uśmiechnęła się kpiąco do zdziwionej istoty.

- Czyż ta gra słów nie bawi Cię zanadto? – jej szkarłatne oczy wydały się o ton jaśniejsze. – Czy może zbytecznym wyzwaniem jest dla Ciebie przedstawienie się?

Wilczyca spodziewała się bójki, czy rozkazu opuszczenia ziem, ale nie tego. Oczy jej błysnęły grożąc przegraną basiorowi. Słów znała wiele. Lat ma cztery. Wadera jest bardzo młoda, prawda. Znowuż dziwić się można słysząc jej powagę w głosie. Inteligencją nie grzeszy. Widziała w życiu wiele, a teraz może swe emocje przelać w przeklęte słowa. Jeden raz nie zaszkodzi, nieprawdaż?

Bawi mą duszę jak brzmienie skrzypiec. Imię zbytkiem jest. Niepotrzebną rzeczą, która została wplątana w życie. – ponownie się wytrzepała strącając połowę błota, przez co widać było smoliste futro wilczycy. – Własne imię nadzieją jest. Hańbą mej rodziny i samej siebie. Znać jego nie powinieneś, ale już je w pełni słyszałeś. Głos to me przekleństwo. Imię wielką hańbą. A Twe?

Ja jest Ares. Alfa owej watahy na której spoczywa nieznany mi wilk. – spojrzał na nią z "góry". –Imię jest mym znacznikiem ukazującym całego siebie. Któż zadał Ci taki cios zostawiający bliznę? – basior wzrok skierował na jej oszpecony pysk.

Nazwali Cię bogiem wojny... Dobre posunięcie, starcze. Otóż to miało być uderzenie śmiertelne dla mego słabego ciała. Sprowokowawszy brata zostałam poraniona. – wilczyca spojrzała na błotnistą ziemię przypominając sobie wszystko.– Na me nieme szczęście ominął oko, dlatego mogę ujrzeć Twe najmniejsze drgnięcie. – narzuciła basiorowi ciężkie spojrzenie, gdy się poruszył. Wilczur przez dłuższy czas po prostu patrzył się na Hopeless.

Przykro mi z powodu ran. 

 Westchnęła, zginając się w kierunku wilka.

Mi nie jest przykro. Nie zwracam na to uwagi. –uniosła wzrok na ciemniejące niebo. – Wiem doskonale, że żeś zwykłym wilkiem nie jest. – skierowała swe szkarłatne oczy, świecące w ciemności na Ares'a. –Każdy nadnaturalny wilk wydziela inny zapach. –basior miał zdezorientowaną minę. – Czyżbyś o tym nie wiedział? 

 Owszem, nie odpowiedział. Wadera przeciągnęła się, przez co resztki zeschniętego błota spadły zostawiając same okruchy na jej sierści.

Czas pożegnania nadszedł, starcze. – uśmiechnęła się kwaśno. – Mimo że się jeszcze spotkamy.         



To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wolf WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz