Shiro przekroczyła bramę Pękniny. Położenie słońca wskazywało na to, że jest już popołudniu. Coś około trzynastej. Dzień był ciepły i bezchmurny. Takie dni były tu normą. Zapach jeziora, może i nie był lepszy od morskiego, ale i tak był cudowny.
Shiro była padnięta po dwudniowej podróży. Nie zrobiła ani jednej przerwy. Czasmi tylko trochę zwalniała. W sumie to gorzej miał koń, na którym przyjechała, niż jej tyłek. Zostawiła swojego rumaka w stajni przy głównej bramie. Dziewczyna udała się w stronę świątyni Mary.
- Shiro! - usłyszała głos gdzieś przed sobą. Kiedy podniosła wzrok, ujrzała Bryniolfa biegnącego w jej stronę.
- Hej Bryn - powiedziała trochę sennie.
- Co tak długo? Coś się stało? Misja się przedłużyła? - wypytywał. Wyglądał na ostro zmartwionego.
- Mercer już na mnie czeka, co nie? - spytała jakby nie słyszała pytań zadanych przez Bryniolfa.
- Mercer? Jest jak zwykle w Bani - powiedział zdziwiony.
- Ok - odpowiedziała krótko i poszła w stronę świątyni Mary.
- Ej, Shiro - zatrzymał ją.
- Tak?
- Cieszę się, że nic ci nie jest - powiedział uśmiechając się do niej. W jego oczach można było zobaczyć troskę i zmartwienie.
Dziewczyna nie zwracając na to zbyt dużej uwagi ruszyła na mały cmentarzyk przy kaplicy Mary. Wcisnęła butem przycisk na grobie i przejście do tajnej siedziby Gildii otworzyło się. Dziewczyna zeszła po schodkach i pociągnęła za metalowy łańcuch, który zamykał przejście, po czym zeszła drabiną do Bani. Shiro szła ze wzrokiem wbitym w podłogę. Udała się prosto do biurka, przy którym stał Mercer.
- Oh. Shiro! Nareszcie - powiedział gdy tylko do niego podeszła. - I jak misja?
- Zawalilam - wyszeptała, a i tak cała Bania usłyszała.
- Zawa... co? - zdziwił się Mercer. Był wręcz zszokowany, z resztą jak wszyscy.
- Zawaliłam - powiedziała wyraźnie i popatrzyła mu prosto w oczy.
Mercer zaczął się śmiać, a razem z nim wszyscy wokoło.
- Niezły żart Shiro - poklepał ją po ramieniu.
- Po co miałabym kłamać? - spytała z pełną powagą. Z twarzy Mercera zszedł uśmiech.
- Ale jak to możliwe? - spytał się. - Przecież ty nigdy nie nawalasz.
- Wybacz mi. Splamiłam dobre imię Gildii. Przyjmę każdą karę jaką tylko mi dasz.
- Kara? Shiro, jesteś najlepszą złodziejką jaką widziało Tamriel. Ukaranie ciebie to jak sprzedanie swoich największych sekretów, jest bezsensowne! Chce tylko wiedzieć, co takiego się stało, że mój najlepszy złodziej nawalił.
- Widziałam kogoś kto przypominał mi Karliach - wyszeptała.
Mercer popatrzył na nią w zastanowieniu. Wiedział, że to była jej jedyna słabość.
- Wybacz mi - wyszeptała po chwili.
- Oczywiście, że ci wybaczam. A teraz idź do Delvina. Podobno ma dla ciebie coś specjalnego.
- Obiecuję, że cię nie zawiodę - skłoniła się nisko i odeszła od jego biurka.
Przeszła przez sam środek Bani. Czuła, że wszyscy się na nią gapią.
Ciekawe jak zareagują Delvin i Vex - myślała Shiro.
- Shadow! Co tak długo? O jeden kufel piwa za dużo? - przywitał ją Delvin. Shadow to była jej ksywa w Gildii i w sumie całym Tamriel. Miało pokazać, że jest mistrzynią skradania i skrytobójstwa. Mało kto znał jej prawdziwe imię. To był taki sekrecik.
- Nie chcę o tym gadać - odpowiedziała i usiadła naprzeciwko faceta. - Podobno masz dla mnie robotę.
- Ano mam - uśmiechnął się przebiegle. - Mam nadzieję, że pamiętasz gdzie schowałaś swoją zbroje mroku.
- Astrid znowu potrzebuje pomocy? Oby to nie była misja jak ostatnio - wzdrygnęła się na samom myśl.
- Heh. Niestety nie znam szczegółów.
- No to się zbieram - powiedziała i wstała.
- Co tak szybko? - spytał zdziwiony Delvin. - Zawsze zwlekałaś z misją, bo chciałaś se tu posiedzieć i pośmiać się ze swojej ostatniej misji.
- Mam jeszcze coś do zrobienia. Pa - ruszyła w stronę szczurzych nór.
Shiro poszła do swojego domu. Midowe Zbocze. Uwielbiała tu siedzieć i nic nie robić, ale dzisiaj tylko weszła ubrać zbroję mroku i narzucić pelerynę z kapturem, żeby nikt nie zauważył jej stroju. Wyszła z miasta, nawet nie żegnając się z Bryniolfem, a robiła to zawsze. Jej koń był wypoczęty i gotowy do drogi.
Do Falkret daleka droga. Może zrobię postój w Ivarstead? - myślała podczas podróży.
Aktualnie mijała twierdzę orków, którą atakował gigant. Dziewczyna już miała im pomóc, ale zobaczyła, że olbrzym upada.
No cóż. Ork to ork. Oni nie potrzebują pomocy.
Spoglądając przelotnie, zauważyła obok pokonanego giganta człowieka, a nie jednego z zielonych wojowników.
Pojechała dalej. Już wieczorem była w Ivarstead. Konia przywiązała do barierki przy gospodzie Vilemyr i do niej weszła. W środku mało się działo. Dziewczyna od razu podeszła do lady i zapłaciła za nocleg.
- Masz dobę - oznajmił gość o imieniu Wilhelm. - Zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Shiro podążyła za facetem. Zaprowadził ją do małego pokoju. Było tam łóżko, komoda i szafa. Dziewczyna zamknęła drzwi i od razu poszła spać. Śniło jej się, że wróciła do Bani. Kiedy tylko tam weszła, wszyscy spiorunowali ją wzrokiem. Nie wiedząc o co wszystkim chodzi, poszła do biurka Mercera. Był odwrócony tyłem i miał na sobie kaptur i zbroje Gildii.
- Hej, Mersi. Wiesz o co im wszystkim chodzi? - spytała na luzie.
Mercer się odwrócił w jej stronę. Shiro otworzyła szeroko oczy.
- Zawiodłem się na tobie, Shiro - powiedział mężczyzna.
- Ga-gallus? - spytała Shiro. Miała łzy w oczach. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. - Czy-czy to naprawdę ty?
- Zawiodłaś mnie. Żałuję, że ci wtedy pomogłem - powiedział.
- A-ale Ga... - chciała do niego podejść, ale nie mogła odkleić nóg od podłogi. Spojrzała w dół. Jej buty były całe w czarnej smole.
- Zawiodłem się na tobie - powtórzył.
Gallus zaczął się jakby oddalać, chociaż cały czas stał w miejscu. Shiro słyszała jego głos, który w kółko mówił "zawiodłem się na tobie". Dziewczyna upadła na kolana i zasłoniła uszy dłońmi, lecz nadal słyszała jego głos. Łzy płynęły jej strumieniami. Zaczęła krzyczeć. I wtedy się obudziła. Była w miłym ciepłym łóżku. Shiro oparła się o ścianę, przyciągnęła swoje nogi do klatki piersiowej i je przytuliła. Łzy same zaczęły jej lecieć. Wiedziała, że to tylko głupi sen, ale i tak to było okropne. Zawiodła sama siebie. Dała się rozproszyć. Powinna zginąć w Helgen. Gdyby nie smok i tamten chłopak. Shiro nie miała już ochoty spać. Wstała po cichu i ruszyła do lady. Zostawiła kartkę z napisem "Dzięki za nockę. ~Sh", poczym wyszła. Odwiązała konia.
- Do-va-hkiin! - usłyszała dziewczyna. Brzmiało to jak grom. Dobiegało gdzieś z Wysokiego Hrothgaru.
Siwobrodzi? - zdziwiła się.
Zignorowała to i wsiadła na konia. Udała się w dalszą podróż.
Dovahkiin... Co to może znaczyć?
Hej, dzień dobry. :3 Jest następny rozdział. Mam nadzieję, że się podobało. Obiecuje, że następny rozdział będzie już wkrótce. A teraz żegnam was smoczki i do zobaczenia, cześć.
CZYTASZ
Skyrim - Moja Historia
FanficShiro jest złodziejką należącą do Gildii. Pewnego dnia zostaję złapana na kradzieży. Wiozą ją do Helgen na ścięcie. Na szczęście ucieka, dzięki atakowi smoka, lecz po tym wydarzeniu jej życie całkowicie się zmienia.