-Rosie! Mam oblać Cię wodą, czy co?-krzyczała Clar.
-Jeszcze chwila, daj mi się wyspać-mruczałam pod nosem.
-Idiotko, jest już po 13, a o 17 masz spotkanie z Leo-powiedziała, a ja automatycznie wstałam na co Clarie się zaśmiała.
-Boli mnie to, że za tydzień wyjeżdżasz-powiedziałam siedząc na łóżku.-Chcę żebyś była tu do końca-dodałam.
-Też bym chciała-mruknęła.-Leć coś zjeść-dodała, a ja wstałam z łóżka.
Ubrałam się i rozczesałam włosy po czym zeszłam na dół żeby coś zjeść. Jak na złość nawet nie zeszłam z piętra, a z mojego nosa zaczęła lecieć krew. Przeklęłam pod nosem i poszłam do łazienki po papier.
-Mam zadzwonić do Twoich rodziców?-zapytała Claire wchodząc do łazienki.
-Nie, nie chcę ich denerwować-powiedziałam ciszej.
-Rosie, zacznij się leczyć. Jesteś osłabiona, źle z Tobą-powiedziała.
-Nie mam zamiaru się leczyć-powiedziałam odrobinę głośniej.-Nienawidzę tego, że chcecie bym się leczyła, owszem chcę żyć, ale nie chcę się męczyć-mówiłam prawie krzycząc.
-Robimy to dla Twojego dobra, Rosie.
-Nie chcę Waszej pomocy-powiedziałam stanowczo, a Claire wyszła z łazienki.
Po około dwudziestu minutach krwawienie ustąpiło, umyłam twarz i poszłam zjeść śniadanie. Zjadłam dwie kanapki z serem po czym poszłam do góry. Umyłam zęby i pomalowałam rzęsy. Następnie weszłam do mojego pokoju.
-Przepraszam, Claire-powiedziałam siadając obok przyjaciółki.-Po prostu nienawidzę tego, że jestem chora i chcę się usamodzielnić. Nie chcę być kulą u nogi. Ani dla Ciebie, ani dla rodziców-dodałam patrząc na swoje nogi.
-Ej, kochanie, nic się nie stało-powiedziała siadając obok i przytulając mnie.-Powinnaś się już zbierać, jest po 16, a znając Ciebie zanim tam dojdziesz to minie trochę czasu-zaśmiała się, a ja powtórzyłam jej gest.
Zeszłam na dół i ubrałam buty oraz bluzę, ponieważ było dość chłodno. Krzyknęłam do Claire, że wychodzę po czym wyszłam z domu i skierowałam się w stronę parku.
Zastanawia mnie to, że jeżeli moim rodzicom jest tak przykro, że umieram to dlaczego dalej siedzą w pracy? Nie rozmawiają ze mną, zdaje mi się, że ucinają ze mną kontakt. A może to ja powinnam uciąć z nimi kontakt? Żeby moje odejście nie bolało? Nie wiem nawet czy dożyję moich 17 urodzin, a co dopiero 18. Przecież do kwietnia jest tak daleko. Urodziłam się 1 kwietnia, w Prima Aprilis, więc moje życie jest po prostu żartem, prawda?
Powolnym krokiem doszłam do parku, w którym już czekał Leo. Przytuliłam się do niego na powitanie.
-Jesteś smutna-oznajmił odrywając się ode mnie.
-Umieram, Leo. Jak mam nie być smutna?-zapytałam, a on spojrzał na mnie ze współczującym wyrazem twarzy.
-Umierasz, ale nie umarłaś. Masz jeszcze dużo czasu by nacieszyć się życiem.
-Śmierć może przyjść po mnie w każdej chwili-powiedziałam.
-Ty o tym decydujesz, Rosie-mruknął, a ja nie zbyt zrozumiałam przesłanie jego wypowiedzi.-Musisz się leczyć.
-Też chcesz mi o tym mówić, tak? Wiesz ile to trwa? Wiesz jaka będę wymęczona? Nie mam stu procentowej pewności, że dzięki chemioterapii wyzdrowieję, a tylko będę się męczyć. Nie chcę tego-powiedziałam dość głośno.
CZYTASZ
356 days||l.d
Fanfiction-Rosie, mam dwie wiadomości-rzekł lekarz wchodząc do mojego pokoju. -Jakie?-zapytałam. -Było tu dwóch chłopców, brunet średniego wzrostu oraz wyższy blondyn. Powiedzieli, że Cię kochają i żebyś się trzymała-odpowiedział, a ja doskonale wiedziałam o...