3

348 44 14
                                    

-Rosie, zaraz mam busa-mruknęła Claire potrząsając moje ramię. 

-Co, to już dziś? Jakim cudem ten czas tak szybko minął?-zapytałam wstając z łóżka.

-Nie wiem-mruknęła, a ja widziałam, ze była zdenerwowana.

Szybko się ubrałam i zeszłam na dół, gdzie siedziała Claire wraz z moimi rodzicami. Zjadłam dwie kanapki z serem i ubrałam buty. Bardzo cieszyło mnie to, że od dawna nie miałam krwotoków z nosa. Dalej gdzieś w głębi duszy mam nadzieję, że wyzdrowieję, chociaż to nie możliwe.

Tata zawiózł mnie i Clarie na przystanek po czym pojechał do pracy. Wraz z Clar usiadłyśmy na ławce.

-Coś się stało-oznajmiłam, a Claire ani drgnęła.-Mówiłam coś-dodałam, a Claire głośno wzdychnęła.

-Przez ostatni cholerny tydzień ignorowałaś mnie. Liczył się tylko Leo. Wychodziłaś do niego rano, wracałaś wieczorem. Dobra, rozumiem to twój idol i cieszysz się z powodu, że masz z nim kontakt, ale nie powinnaś mnie ignorować-prychnęła.

-Nie ignorowałam cię, Claire. Po prostu mam tak mało dni i chcę je wykorzystać jak najlepiej.

-Nie wykręcaj się swoja chorobą-powiedziała, a po chwili wsiadła do busa nic nie mówiąc.

Z moich oczu kapały pojedyncze łzy. Szybko je wytarłam i wyjęłam z tylnej kieszeni telefon.

Do: Leo

Okej, nie będę owijać w bawełnę. Muszę się tobie wyżalić, bo tak na prawdę teraz nie mam komu. Wiesz jak jest z moimi rodzicami. A Claire? Przed chwilą się pokłóciłyśmy, wróciła do domu. Wszystko poszło o to, że ją ignoruję zadając się z tobą. Boli mnie to. Tak cholernie mnie boli to, że nie potrafi cieszyć się moim szczęściem. Zostało mi tak mało dni, a znając życie większość z nich zmarnuję na marudzenie nad tym jakie moje życie jest beznadziejne. Dobra, okej. Tej wiadomości nie było.

Przez pisanie całej wiadomości, z moich oczu leciał wodospad łez. Mam dość tego wszystkiego. 

Jak na złość z mojego nosa zaczęła jeszcze lecieć krew. Czy płacz na prawdę tak wymęcza?

Nie miałam przy sobie żadnych chusteczek dlatego podeszłam do przypadkowego przechodnia i poprosiłam go o chusteczkę. Na moje szczęście mężczyzna nie pytał dlaczego leci mi krew z nosa tylko podał opakowanie chusteczek. Podziękowałam i usiadłam na ławce, na której siedziałam wcześniej. Poczułam jak mój telefon wibruje, więc wyjęłam go i otworzyłam wiadomość, która przyszła od Leo.

Od: Leo

Gdzie jesteś?

Do: Leo

Przystanek w środku miasta, niedaleko banku.

Schowałam telefon i pogrążyłam się w płaczu. Jak na złość zaczął jeszcze padać deszcz.

-Nie płacz, kochanie-usłyszałam głos Leondre. 

-Jestem beznadziejna, wszystko psuję-powiedziałam starając się opanować płacz. Przetarłam nos chusteczką i kiedy zauważyłam, że krew przestała lecieć wyrzuciłam chusteczkę, którą ciągle trzymałam przy  nosie.

-Nie. Nie jesteś beznadziejna. Jesteś idealna-powiedział przytulając mnie. Położyłam głowę na jego ramieniu i starałam się uspokoić płacz.-Rosie, pojedziesz dziś ze mną do Manchesteru? Mamy tam wraz z Charliem jutro koncert-oznajmił.

-Boje się, że twoje fanki będą zazdrosne.

-Nie będą-powiedział.

-Okej.

-Chodź pójdziemy do ciebie do domu, spakujesz się i pojedziemy-oznajmił, a ja powiedziałam cicho ok.

Oderwaliśmy się od siebie po czym Leo zadzwonił do Charliego żeby przyjechał za dwie godziny pod mój dom. Następnie ruszyliśmy pod mój dom, w którym byliśmy już 20 minut później.

-Mamo, jadę dziś do Machesteru wraz z Leo, wrócę za...-powiedziałam patrząc na Leo.

-3 dni-dokończył Leo uśmiechając się.

Patrzyłam na moich rodziców. Nie wiedziałam jak zareagują.

-Dlaczego mielibyśmy się zgodzić?-zapytał tata, a moje ciśnienie momentalnie się podwyższyło.

-Ja się ciebie nie zapytałam czy mogę jechać, powiedziałam, że jadę. Mam nie cały rok życia, będę sobie jeździć gdzie chcę i nie obchodzi mnie to czy będziecie się martwić czy nie. Nie będziecie mi dalej marnować życia-powiedziałam prawie krzycząc. Rodzice patrzyli na mnie zszokowani, ale się nie odezwali.-Chodź Leo-dodałam i pociągnęłam go za rękę na górę.

Wyjęłam spod łóżka walizkę i zaczęłam się pakować. Leo patrzył na mnie dalej zszokowany tym co stało się przed chwilą.

-Nie powinnaś być taka nie miła dla rodziny-pouczył mnie.

-Niech w końcu zrozumieją, że marnują mi życie. Mam tylko rok, przez ten rok będę robić co chcę-oznajmiłam a Leo wzruszył ramionami.

Po chwili Charlie zadzwonił do Leo żebyśmy już wychodzili. Leo chwycił moją walizkę po czym zszedł na dół. Bez pożegnania się z rodzicami wyszłam z domu i skierowałam się do samochodu Charlsa.

To zapowiadają się ciekawe 3 dni.

~~~~~~

dziś troche krótszy rozdział, przepraszam ;-;

356 days||l.dOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz