II

153 12 3
                                    


- Sytuacja między mną a Marceliną jest sta-bi-lna – powiedziała Królewna Balonowa do Pana Miętówki. Jednak on nie był przekonany. Mimo to nie chciał kwestionować słów władczyni ani – tym bardziej! – wdawać się z nią w jakiekolwiek dyskusje, które mogły trwać godzinami i zwykle kończyły się słowami ze strony KB „no i już wiesz dlaczego mam rację!" bądź „ty mnie po prostu nie słuchasz i dlatego nie rozumiesz, jak bardzo się mylisz!"

- Nieźle – odparł po prostu.

- Wiem. – Balonowa wydawała się bardzo zadowolona z siebie.

Oboje zamilkli, pogrążeni we własnych myślach, idąc długim korytarzem do Pierwszej Sali Badawczej. Gdzie, według doniesień, czekało coś bardzo ciekawego.

Gdy tylko znaleźli się w komnacie poczuli nieprzyjemny i drażniący zapach. Irytująca woń spalenizny wypełniała całą przestrzeń. Królewna skrzywiła się okropnie, a Pan Miętówka od razu podbiegł do okien i otworzył je na całą szerokość.

- Co to ma być?! – jęknęła dziewczyna, gdy tylko Słodyczanin znalazł się przy jej boku.

- Coś się spaliło, pani.

Nie skomentowała. Nie miała ani siły ani chęci na podsumowanie tak absurdalnej odpowiedzi. Szybko znalazła źródło smrodu - jeden z kryształów, które ostatnio badała, dymił i bulgotał, puszczając dziwne, zielone bańki.

KB zmarszczyła nos i szturchnęła dziwną breję jednym z ołówków, które leżały na biurku. Zaostrzony, grafitowy koniec stopił się z głośnym sykiem.

- Co do... - powiedziała królewna. Pan Miętówka zerknął na nią, oczekując rozkazów.

- Przynieś mi dziennik badań obiektu... - Zastanowiła się. Podpisana podstawka na której znajdował się kryształ niemal całkowicie została stopiona. Balonowa spróbowała sobie przypomnieć w jakich dniach zajmowała się analizą nowych minerałów, jednak nic nie przychodziło jej do głowy.

- Hm... - Nie mogła się skupić z powodu smrodu. – Wyjdźmy stąd. - Poddany skwapliwie wykonał rozkaz.

* * *

W czasie, w którym Marcelina i Balonowa rozmawiały w komnacie, do pałacu przyszedł Finn. Pan Miętówka nie chciał przerywać dziewczynom spotkania, więc odesłał chłopaka. Obrażony, pozostawił kryształy, które zbierał na krańcach Ooo i, już-już miał wyjść z Pierwszej Komnaty Badawczej, gdy dostrzegł coś niezwykłego. Minerały, które przyniósł w zeszłym tygodniu zmieniały barwy, wydając przy tym dziwne dźwięki. To osobliwe wydarzenie tak zaskoczyło Fina, że wezwał Pana Miętówkę – ten jednak, nic sobie z tego nie robiąc i uznając, że – jak na rzeczy, które bada królewna – w tym nie ma nic interesującego. Oboje wyszli, starannie zamykając drzwi sali. O zdarzeniu by zapomniano, gdyby nie Pałacowi Strażnicy, którzy słysząc dziwne dźwięki, weszli do komnaty – i zafascynowani migoczącymi kryształami, nie chcieli jej opuścić. Przegonił ich Lemoniadek, poszukujący swoich podwładnych, którzy zaginęli wiele godzin wcześniej. A po kilku dniach, gdy sytuacja znowu się powtórzyła, postanowił powiadomić o zajściu królewnę.

Tyle ustaliła KB. Chaotyczna historia, opowiedziana przez kilka osób zdawała się nie mieć za bardzo sensu. Jednak królewnie udało się zrozumieć – przynajmniej mniej więcej, co się wydarzyło.

- I co teraz? – zapytał Finn, przyglądając się bacznie dziewczynie.

- Hm, sama nie wiem – mruknęła, pisząc nieprzerwanie w swoim notatniku.

- A może... - zaczął, jednak natychmiast zamilkł, widząc karcące spojrzenie, którym go obdarowała. „Nie przeszkadzaj!" zdawał się wrzeszczeć grymas na jej twarzy.

- Jakiej barwy były kryształy, gdy zobaczyliście je po raz pierwszy? – zwróciła się do dwóch strażników. Drgnęli nerwowo i zaczęli gorączkowo się zastanawiać.

- Jakie kryształy?

- Te, które znaleźliście w Pierwszej Sali Badawczej – powiedziała Balonowa, starając się ukryć rozdrażnienie.

Pałacowi Strażnicy – jak i Bananowa Straż – nie należeli do najbystrzejszych istot, które stworzyła królewna. Czasami przychodziło jej do głowy, żeby ich „ulepszyć" – nawet za cenę grzebania w tych uroczych, głupiutkich główkach. I to dosłownie, oczywiście. Mogłaby jeszcze rozpocząć proces stymulacji intelektualnej. Wystarczy kilka neuroprzekaźników, trochę drutu, nieco prądu i...

- Były różowe – odpowiedział jeden ze Słodyczan, przerywając rozmyślania KB.

- A potem żółte – dodał drugi.

- Różowo-żółte!

- A nie, bo żółto-różowe.

- Ale dopiero później.

- Nie, bo wcześniej.

Westchnęła głośno. Na czym to skończyła? A tak, na prądzie. Musiałaby również stworzyć hełmy, które włoży na te podłużne głowy. A może udałoby się stworzyć jeden, wielki, pod którym zmieści się cała Bananowa Straż? Jednak czy wtedy moc neuroprzekaźników nie będzie zbyt wielka...? Choć zapewnie rozproszy się i rozejdzie na wszystkich, którzy znajdują się pod nią. O ile nie zadziała jak porażenie łańcuchowe. Wtedy pierwszy osobnik dostałby największą dawkę – być może nawet śmiertelną – a każdy kolejny coraz mniejszą i mniejszą. Czy to zadziała? Tu trzeba eksperymentów. I obliczeń.

- KB? – Mimowolnie zadrżała. Ten głos poznałaby wszędzie.

Ze ściany obok wyłoniła się głowa wampirzycy, a zaraz potem jej reszta. Marcelina stanęła przez królewną i zmarszczyła brwi.

- Więc tutaj też niewesoło – mruknęła, przyglądając się zebranym.

- Co się stało? – Finn zerwał się z krzesła.

- Och, nic takiego. Po prostu mieszkańcom Ooo odpadają kończyny i winią za to Królewnę Balonową.

- Co?!

Wampirzyca uniosła się nad Balonową i spojrzała jej w oczy. – Jednak nie sądzę, by to była twoja wina.

Wszyscy czekali, aż Marcelina zacznie mówić.

- W Królestwie Goblinów, pewnie w kilku innych też, ktoś zaczął rozdawać figurki KB... które po pewnym czasie zaczęły śmierdzieć i rozpuszczać się. Przy okazji ze wszystkim, czego dotknęły. Miałam jedną przy sobie, jednak... cóż, przepadła w trakcie mojej podróży tutaj. – Zamilkła i zrobiła fikołka w powietrzu.

Wydawała się bardzo dumna z siebie – i z tego, że ma informację, które przydadzą się królewnie.

Ta jednak pokręciła głową.

- Ktoś chce mnie sabotować – mruknęła. Zaraz potem zerknęła na twarze zebranych. – Panie Miętówko, niech pan tu zostanie i pilnuje porządku w pałacu. Lemoniadku, dobra robota, możesz wracać wraz ze strażnikami do koszar, a przy okazji miejcie oczy dookoła głowy i nie dopuście, by te dziwaczne figurki rozprzestrzeniły się po Królestwie Słodyczan. Finn, Marcelino, wy chodźcie ze mną do Królestwa Goblinów – zawyrokowała.

Wszyscy, prócz wampirzycy, ruszyli, aby wykonać rozkazy. KB natychmiast wyczuła, że nie powinna prosić ją o jakąkolwiek przysługę – nie po tym, co między nimi zaszło i nie tak szybko.. Jednak nie miała wyjścia. Finn wyczekująco przyglądał się obu dziewczynom przy drzwiach wyjściowych.

- Marcelino... - szepnęła Balonowa. Ta jednak pokręciła głową.

- Przyszłam tutaj tylko po to, by cię ostrzec. Nie mam zamiaru brać udziału we wspólnych, trzyosobowych przygodach.

- Rozumiem, ale... – mruknęła. Nie dokończyła. Wampirzyca zniknęła równie nagle jak się pojawiła. KB westchnęła głośno i ruszyła w stronę zniecierpliwionego chłopaka.




Dopisek: No to tak... Jest tego niewiele, "długo się pisało", no trudno. Mam nadzieję, że tekst się spodoba. Postaram się, by kolejna część powstała nieco szybciej. Dzięki za uwagę - i za to, że czytacie to "dzieuo" :)

"Kiedyś..."Where stories live. Discover now