Ranek wydaje się spokojny ale za oknem wieje i to sprawia wrażenie naprawdę mroźnej pogody.
Teraz docierają do niego wspomnienia z poprzedniego dnia. Kawiarnia. Harry będący wyrozumiały i uroczy był w stanie zaprowadzić go do domu i uspokoić. Louis opowiedział mu o Jake'u i płakał przy kędzierzawym. Czuł się bezużyteczny, bo nie tak powinna zachowywać się alfa. Marcysia leżała na nim jak każdej nocy, podrapał ją po policzku i brodzie, z czego była widocznie zadowolona. Musiał wstać i wziąć się w garść, jednak jego ciało wydawało się bezwładne. Z trudem wstał z łóżka i powolnym krokiem poszedł do kuchni. Nałożył kotce porcję mięsa, bowiem zależało mu na zdrowiu kota i od kilku lat była ona na diecie BARF. Gdy tylko usłyszała otwieranie lodówki, przybiegła ile sił w łapkach i usiadła na lodówce, czekając na swój posiłek. Gdy kotka jadła, Louis wstawił wodę na herbatę, tego dnia wybrał melisę - potrzebował się wyciszyć i pomyśleć nas swoim życiem.
Usiadł w fotelu na tarasie, który całe szczęście było oszklony, więc panowało tam przyjemne ciepło. Słońce lekko oświetlało jego twarz, napawając go przy tym spokojem. Od kilku dni chodził cały poddenerwowany i szczerze mówiąc miał już tego dosyć. Marcysia pojawiła się w drzwiach i podeszła do swojego właściciela. Wdrapała się na jego kolana i ułożyła wygodnie, nie zwracając uwagi na komfort Louisa. Jej łapki wbijały mu się w udo, jednak wiedział, że to kwestia kilku chwil, zanim kotka nie zwinie się w kłębek i nie zaśnie. Miał rację, bo po paru minutach tak się własnie stało. Oparł się wygodniej o fotel i zaczął myśleć o pracy. Miał sporo rzeczy do ogarnięcia, w tym wesele swojej najlepszej przyjaciółki.
Wtedy pobladł, bo nie sprawdzał telefonu od poprzedniego dnia. Miał przecież spotkać się z dziewczyną, a jego załamanie nerwowe zamgliło mu umysł do tego stopnia, że zapomniał się z nią skontaktować i odwołać spotkanie. Pewnie umierała z nerwów. W chwili gdy o niej rozmyślał, będąc zbyt sparaliżowanym żeby wstać po telefon (do tego kot na jego kolanach uniemożliwiał mu to wyśmienicie - po za tym, kota się szanuje, tak?), drzwi do jego mieszkania zostały otworzone z taką siłą, której nie powstydziłaby się naprawdę wkurzona alfa.
- LOUIS? - usłyszał przeraźliwy krzyk przyjaciółki, jego serce stanęło.
- TU JESTEM - odwrzasnął jej.
Zła i zdenerwowana Eleanor to najgorsza wersja dziewczyny, była wtedy nieobliczalna i zdolna do wszystkiego. Gdy pojawiła się w drzwiach, na jej twarzy malowała się ulga, bo Louis jest cały i zdrowy. Po chwili jednak, pojawił się tam grymas złości. Jej włosy były związane w warkocz, który był w bardzo złym stanie, miała na sobie bluzę narzeczonego i obcisłe czarne spodnie.
- Ty dzbanie. Myślałam, że nie żyjesz albo, że coś Ci się stało! Jak mogłeś mi to zrobić?! Co ty masz w głowie pajacu? Byłam bliska zgłoszenia zaginięcia, gdyby nie Zayn i jego brat, wiesz o tym?! - Wykrzykiwała jak poparzona. Louis dopiero teraz zobaczył Harry'ego za jej plecami, był ubrany w błękitny sweter i ciemne dresy, a jego włosy były upięte w luźnego koka, z którego wypadało kilka pasm włosów. - Gdyby Harry wczoraj nie zawinął Ci kluczy to nie miałbyś dzisiaj drzwi, przysięgam na Boga.
- Eleanor, żyję, mam się dobrze, nic mi nie jest. Nie pamiętasz wczorajszej rocznicy? - Na te słowa dziewczyna zastygła, na jej twarzy tym razem były widoczne smutek i zrozumienie. Humory tej kobiety były zmienne jak flaga na wietrze.
- Boże, Louis. Nie powiązałam faktów, przepraszam. Jednak i tak zasłużyłeś na opierdol. To było skrajnie nieodpowiedzialne, pomijając okoliczności.
-Wiem, postaram się poprawić mamo. - Powiedział sarkastycznie. - Może zostaniecie na śniadaniu? I tak miałem wstać i co zjeść. Na co macie ochotę?
![](https://img.wattpad.com/cover/51394308-288-k306798.jpg)
CZYTASZ
You Only Live Once | Larry Stylinson | A/B/O
FanficOpis: Louis Tomlinson jest aroganckim prezesem firmy cateringowej "White Purpose", która odnosi sukcesy w organizowaniu weseli gwiazd. Harry Styles jest miły i serdeczny i kurywa swoją torżsamość. Jest także bratem zastępcy i bliskiego przyjaciela L...