- Mamusiu, mamusiu - do ogromnego salonu wbiegł malutki, rozczochrany chłopczyk. W ręce trzymał wymiętolony kawałek papieru.
- mamusiu, pac co dla ciebie nalysowałem - elegancka kobieta do której zwracał się malec westchnęła i powstrzymała dziecko przed wdrapaniem jej się na kolana.
- Ash, mama jest teraz bardzo zajęta. Idź grzecznie do swojego pokoju. Potem mi pokażesz.
- Ale, ale... - dolna warga jego słodkich pełnych usteczek zadrgała
- Żadne ale. Powinieneś brać przykład ze swojego starszego brata. Zobacz jak on grzecznie się zachowuje.
- delikatnym gestem wskazała na ciemnowłosego chłopca siedzącego w kąciku sali.
Mały smutno pokiwał główką
i podreptał w kierunku wskazanym przez matkę. W tym momencie drzwi pomieszczenia otwarły się szeroko i stanął w nich wysoki mężczyzna ubrany w szary garnitur. Na jego widok Ash, który zdążył już posłusznie usadowić się na skórzanej kanapie, poderwał się z głośnym okrzykiem szczęścia i rzucił się aby ucapić go drobnymi rączkami za nogę.
- Ceść wujku!!! - mężczyzna uśmiechnął się i podniósł go na ręce. Matka dziecka poderwała się z krzesła i podeszła do nowo przybyłego.
- Spuść go Johnie, przecież cię wybrudzi! Ash! Nie skacz po wujku!
- Ależ Miro, wcale mi to nie przeszkadza, naprawdę - spojrzał na papiery leżące na biurku, przy którym przed momentem siedziała kobieta. - Czy potrzebujesz może pomocy?
- Nie nie, to tylko kilka dokumentów dotyczących dochodów firmy. Dominic poprosił mnie, żebym zajęła się nimi na czas jego nieobecności.
- Ach więc nie zastałem twojego małżonka. Miałem nadzieję, że go tutaj spotkam. - Na jego twarzy dało się zobaczyć rozczarowanie.
- Niestety musiał wyjechać w interesach. Czy coś się stało? Mam mu coś przekazać?
- Ach nie, nic takiego. Po prostu chciałem go o coś prosić. Nieważne. Załatwimy to kiedy wróci. - nagle poczuł, że ktoś ciągnie go za rękaw. Czarnowłosy berbeć poczuł się zignorowany i zniecierpliwiony
- domagał się uwagi.
- Hmm... właściwie, Miro, skoro już tutaj jestem, to może mógłbym zabrać go ze sobą na spacer? - wskazał na wiercącego się brzdąca.
- Nie rób sobie kłopotu! Poradzę sobie!
- To żaden problem. Przynajmniej będziesz mogła skupić się na pracy. Zgadzasz się moja droga?
- No dobrze. Tylko pamiętaj - to mówiąc pogroziła synowi palcem
- masz być grzeczny. Zrozumiano?
- Taak mamo, będę gzecny, obiecuję!
- uszczęśliwiony perspektywą wyjścia malec, pokiwał żarliwie głową.
Obydwoje opuścili pomieszczenie. Kiedy tylko znaleźli się na dworze, mężczyzna przykucnął i przyciągnął malucha bliżej siebie.
- Zabiorę cię teraz w bardzo fajne miejsce. Jeżeli obiecasz, że nigdy nie piśniesz o nim słowa rodzicom i bratu, będę cię tam zabierał znacznie częściej. Co ty na to? To będzie nasza mała tajemnica, dobrze?
Podekscytowany Ash, pisnął i wtulił się w jego klatkę piersiową.
- Dobze!!! A co to za miejsce? Powiedz, powiedz, powiedz!!!
- Zaraz! Nie tak prędko! Dowiesz się, kiedy tam dotrzemy.
Po półgodzinnym marszu, weszli do dużego budynku z białej cegły. Zapukali do jednego z licznych pokoi. Otworzył im starszy, skośnooki, ubrany w białe kimono mężczyzna.
- Witam, panie Wells! Co pana tutaj sprowadza? - głos starca był chropawy i delikatnie drżący.
- Witaj mistrzu Himura. Ano przyprowadziłem ci ucznia - w tym momencie popchnął Ash'a delikatnie przed siebie. Dziecko zostało zmierzone przenikliwym spojrzeniem. Zalęknione postąpiło kilka kroków w tył.
- Nie bój się, chłopcze - starszy azjata przykucnął by zniżyć się do jego poziomu. Złapał go za małą rączkę.
- Hmm... - wyszkolimy cię na silnego wojownika - popatrzył na biznesmena górującego nad nimi.
- Pokaż mu - mężczyzna skinął głową i pociągnął dziecko za sobą w kierunku, skąd zza wysokich drzwi docierały stłumione krzyki;
tym samym wprowadzając je w nowy, nieznany mu jeszcze świat.****
Nie lubię pisać w trzeciej osobie. Wolę opisywać zdarzenia z punktu widzenia bohaterów, dlatego następne rozdziały będą zapisywane inaczej. Akurat początek wypadł mi słabo, ale mam nadzieję, że w kolejnych uda mi się poprawić.
CZYTASZ
The missing one
Приключения"Popłoch wśród bogaczy, jeden po drugim giną jak muchy z ręki nieznanego sprawcy. Policja rozkłada ręce. Żaden z nich nie jest już bezpieczny..." jeżeli uważasz, że to opis jakiegoś kiepskiego filmu kryminalnego to jesteś w błędzie. To znaczy, myśl...