Rozdział 17: Odbicie

39 5 0
                                    

Perspektywa Free - Jechaliśmy już dobre 5 godzin, a do naszego celu została jeszcze godzina. Byłem z 5 chłopakami i z 3 mężczyznami. Byli w przedziale wiekowym od 16 do 29 lat. Zgodzili się nam pomóc jeśli my później pomożemy im, oczywiście się na to zgodziłem, w końcu przysługa za przysługe. Rozmawialiśmy jeszcze przez jakies 40 minut potem na podłodze jeden z mężczyzn rozłożył mape. Ustaliśmy jak będziemy szli i co zrobimy jak będziemy blisko ich bazy. Wszytsko było zapięte na ostatni guzik.

Wysiadliśmy blisko deptaka (chodzi o te molo przed plażą gdzie są wszystkie restauracje i sklepy.) Od razu kiedy tylko wysiedliśmy musieliśmy się schować przed dość sporą grupą Zombie. Szliśmy na środek deptaka przez alejki unikając mnóstwa Zombie. "Kuźwa jeszcze przed paroma dniami tych Zombiaków nie było a teraz ich pełno" pomyślałem sobie w głowie ale myśle, że każdy pomyślał o tym samym w tym samym momencie.

Dotarliśmy na duży okrągły plac. Zobaczyliśmy od razu wartowników ze strzelbami z lunetami i brame zabarykadowaną, a przed całym hotelem mase Zombie.
-Dobra robimy to co ustaliśmy na 3.- Powiedział nasz dowodzący.
Serce zaczęło mi mocniej bić, zaczęło się odliczanie. Kiedy usłyszeliśmy trzy lażdy ruszył. Miałem za zadanie dostać się do wartowników i ich unieszkodliwić kiedy to 4 z moich kompanów będzie osłaniać mnie ogniem, dwóch podejdzie od tyłu, a pstatnich dwóch będzie nas broniło przed Zombie. Biegłem w stronę ściany. Wbiegłem na nią odbiłem się do tyłu i przeskoczyłem na drzewo, wszedłem na wyższą gałąś i przeskoczyłem na daszek. Biegłem chwile po daszku po czym przeskoczyłem na drabinke wiszącą nad ziemią. Wszedłem na małe schody, snunąłe  szybko drabine i wbieglem wyżej. Byłem już nad strażnikami. Na jednego zeskoczyłem, podniosłem szybko strzelbe, zastrzeliłem drugiego i dobiłem pierwszego. Strzeliłem w zasilacz od bramy. Odsunęła się a 6 moich kompanów razem ze mną wbiegła do środka. Szliśmy w grupie każdy osłaniając każdego. Byliśmy przy dużych drzwiach. Ustawiliśmy się po dwuch stonach.
-Dobra wchodzimy!- Krzyknął to nasz dowódca i wbiliśmy się do wielkiego salonu, zaczęła się strzelanina. Ukryłem się za kolumną, wyciągnąłem pistolet z lunetą, wychyliłem się, szybko przymierzyłem i strzeliłem prosto w głowe jednemu z przeciwników.
-Free!! Biegnij po nią! Jest na pomoście! Będziemy cię osłaniać!- Usłyszałem to i zacząłem biec, strzelali we mnie ale dostałem też osłonę ogniową od moich towarzyszy. Wbiegłem do przejścia pomiędzy hotelem, a pomostem. Czekał tam już na mnie Rosto.
-Free...- Powiedział z ssykiem.
-Rosto... jak mogłeś?- Spytałem się go z błagalnym głosem.
-Bo w końcu miałem szanse się zemścić na Mousie, w końcu mogłem odpłacić mu za to...-Nie zdąrzył dokończyć, poniewaź mu przerwałem.
-Za to, że uratował ci życie podczas wojny z islamistami?- Nie odezwał się już żadnym słowem, zaczął tylko na mnie biec. Kiedy był już blisko, wymierzył we mnie cios ale złapałem jego ręke obrkęciłem się i pod ciąłem mu haka. Wywalił się ale szybko się podniósł  i uderzył mnie prosto w brzuch. Wkurzyłem się on już to zobaczył bo widziałem już tylko w jego oczach strach przed śmiercią. Uderzyłem go z prawego sierpowego, poprawiłem walnięciem w szczęke, obróciłem go, kopnałem go pod kolanem, złapałem go za głowe i skręciłem mu kark, bez żadnych skrupułów. Wbiegłem na pomost.

Byłem już prawie na końcu pomostu, zobaczyłem tam stojącego Herosa, a obok niego Moly.
-Heros!- Wydarłem się.- Ty pierdolony zdrajco!- Obrócili się. Moly podbiegła do mnie, wskoczyła na mnie i pocałowała. Po chwilce, ją postawiłem na ziemi, przytuliliśmy się jeszcze tylko do siebie i daliśmy sobie jeszcze raz całusa.
-Free... Nie zdradziłem was...- Powiedział zciszonym głosem Heros.
-Tak?! A co zrobiłeś?- Byłem wściekły na maksa.
-Free... Chciałem chronić Moly, ja jako jedyny mogłem udać, że was zdradziłem. Wiedzieli, że jesteś zabardzo za Mousem... tak samo jak młody...- Upuścił głowe, zobaczyłem jak na ziemie spada kropla łez. Podeszłem do niego.
-Heros... wierze ci, już ci wierze...- Przytuliliśmy się po bratersku (wiecie poklepanie po plecach i takie mocne uściśnięcie.) Poszliśmy spowrotem do holu.

Wszyscy byli cali, tylko jeden chłopak miał lekkie zadrapanie. Pobiegliśmy do samochodu, po czym ruszyliśmy do Wrocławia.

Księga 1 - MouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz