Rozdział 15: Pogorszenie

51 4 0
                                    

Jechaliśmy wiejskimi drogami. Do Wrocławia zostało już nam jedyne 3 km. Dzieciaki spały z tyłu. Jechaliśmy w ciszy, myślałem tylko o tym czy Moly jest bezpieczna, Free pewnie też.
-Free?- W końcu się odezwałem.
-Tak Mouse?- Sporzał się na mnie i zapytał.
-Myślisz o Moly?
-Bez ustannie...- Schował głowę w klatke piersiową.
Jechaliśmy znowu w ciszy, nie było żadnego tematu, więc nie było sensu gadać.

Do Wrocławia zostało już tylko 1 km. Wjechaliśmy na autostrade, przejeżdżaliśmy pomiędzy zniszczonymi autami. Wyjąłem notatke z kieszeni i popatrzałem gdzie się znajduję schronienie gdzie niby są ludzie.
Byliśmy już w mieście. Na ulicy od razu było widać pełno Zombie. Było ich za dużo żeby przejechać samochodem. Musieliśmy iść dachami.
-Jagoda, Adrian. Musicie wstać.- obudzili się, popatrzyli na mnie zaspani.
-A po cio?- Zapytała się Jagódka pieszcząc się.
-Po nie możemy jechać dalej, ponieważ na ulicy jest za dużo złych ludzi.- Powiedziałem to jak najłagodniej się dało.
-No dobrze.- Powiedziała Jagoda i wysiadła razem z bratem z samochodu. Weszliśmy ich na barana i weszliśmy do pierwszej lepszej klatki. Weszliśmy na dach. Jagoda widąc stąd jaki jest piękny zaczęła latać koło mnie i koło Free pokazując to chmury, to inne budynki a to niebo. Rzeczywiście dzisiaj kiedy Jagoda zaczęła tak biegać zauważyłem, że pomimo apokalipsy zombiw, świat jest wciąż piękny. Jednak kiedy spojrzałem w kierunku centrum widziałem zniszczone budynki i ruiny. Jakby walnęła tam bomba.
-Jagoda chodź do mnie musimy iść dalej, a tutaj jest niebezpiecznie troche jak się za daleko odemnie oddalisz.- Kiedy to usłyszała, od razu złapała mnie za rękę.

Byliśmy już bardzo blisko miejsca gdzie byli ludzi. Zobaczyliśmy z daleka już pierwszego człowieka, który chronił wejścia do bloku. Zaczeliśmy biec i mu machać. Kiedy usłyszałem tylko wystrzał z broni. Popatrzyłem się na prawo, Free i Adrian byli cali. Popatrzałem na lewo, Jagodzie też nic się nie stało. Popatrzałem na siebie, miałem dziure na wylot w barku. Upadłem i straciłem przytmność.

Perspektywa Free - Złapałem Jagode i schowałem się razem z nią i Adrianem za jakimś kamiennym kominkiem. "Kurwa co jest" pomyślałem sobie. Wyjrzałem lekko, widziałem jak strażnik leci do nas z apteczką, albo się pomylił albo to nie on strzelał. Popatrzyłem wyżej, rozklądnąłem się w okół siebie i zobaczyłem jak z dalszego budynku odchodzi od krawędzi Darek. "A to pieprzony skurwysyn" Podbiegłem do Mouse, złapałem jego pistolet z lunetą, którego znalazł po drodze do Wrocławia. Przmierzyłem, wstrzymałem oddech i oddałem dwa szybkie strzały. Przsz lunete widziałem jak pierwszy strzał trafia go w noge, a zaraz potem drugi trafia go prosto w tył głowe przedziurawiając ją na wylot.
-I masz za swoje wypieprzona szujo.- Powiedziałem do siebie. 10 sekund później strażnik był już koło mnie.

Perspektywa Moly - Obudziłam się w nocy, spocona i przerażona. Śnił mi się koszmar. Zaraz po mnie obudził się Heros, ponieważ go obudziłam bo chyba krzyknęłam. Spał na fotelu przed łóżkiem na którym ja spała. Od razu do mnie podszedł, przytulił mnie i zapytał się.
-Koszmar?
-Tak...- Odpowiedziałam wciąż przerażona.
-Co ci się śniło?- Mówił bardzo spokojnie
-Że Jake i Free są nad morzem ale nas tutaj nie ma bo gdzieś się przenieśliśmy, a oni stoją na pomoście i na nich biegnie cała 100 tysięczna horda Zombie...
-Dobrze wiesz, że tak się nie stanie?
-Skąd wiesz? Słyszałeś jakie wieści dostał Dragon, przez chwile liczba Zombie malała po to żeby od razu później się powiększać...
-Eh... tak słyszałem, ale Jake i Free będą tu szybciej niż sobie wyobrażasz. A teraz połóż się spać i śnij o tych sobrych rzeczach.- Powiedział to tak spokojnie i tak miło, że zachciało mi się spać. Położyłam się na poduszke zamknęłam oczy i zasnęłam.

Narrator - Szedł przez tunel, wyszedł na środku koloseum. Naprzeciwko niego stał starszy człowiek, z biała brodą i długimi białymi włosami.
-Witaj, Bogu.
-Witaj Szatanie. Obaj powiedzieli to z kąsającym głosem.
-Wiesz po co chciałem się spotkać?- Zapytał się Bóg.
-Nie, ale się domyślam i nie przestane mówić im prawdy.
-Ależ nie skazałem swojego syna na śmierć tylko uratowanie ludzkości.
-A po tym chcesz ją zniszczyć?- Zapytał się Szatan Boga z głosem jakby zaraz miał się z nim bić na śmierć i życie.
-Chce uratować wiernych i nawróconych- Powiedział to spokojnie Bóg.
-Serio? Aż tak jesteś chory na punkcie wiary w siebie? Uspokój się dziadku, bo jesteś Bogiem ale jesteś tępy jak upośledzony człowiek w ciemnościach piekieł.- Szatan zaczął już prawie krzyczeć
-Eh... dobrze widać, że nie uda nam się zawrzeć pokoju. A więc przygotuj się, że zginiesz razem ze swoimi synami.- Powiedział to i oboje znikli w sekunde.

"Bóg jest miłosierny, wybaczy nam wszytskie grzechy."

Księga 1 - MouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz