Sklepik z zabawkami

5.1K 279 83
                                    

Kolejny nudny dzień w pracy miał się ku końcowi. Zerknęłam na zegarek o czerwonych wskazówkach wiszący na beżowej ścianie. Ostatnich dziesięć minut ciągnęło się niemiłosiernie i nic, żadne śmieszne filmiki i zabawne obrazki w internecie nie pomagały. Nawet urocze szopy kradnące kocią karmę wydawały się nudne i mdłe. Może dlatego, że przez osiem godzin przejrzałam wszystkie strony, które choć trochę mnie zainteresowały? Teoretycznie od dziecka lubiłam projektować ubrania i długimi godzinami szyłam z mamą i babcią ubranka dla lalek, ale zainteresowania to jedno, a praca to zupełnie inna para kaloszy. Nie wiem, co skłoniło mnie do ubiegania się o tę posadę. Może film "Diabeł ubiera się u Prady" albo seria "Gossipgirl"? Albo wyprowadzka na drugi koniec kraju i wymarzone studia? Niestety zaoczne, bo na dzienne się nie dostałam przez brak kilku głupich punktów.Nigdy nie pojmę, czemu człowiek ma decydować o swojej przyszłości w tak młodym wieku, w jakim ja wtedy byłam? Nie żebym była stara, ale respekt okazywany mi przez dzieci i ich przerażone szepty "dorosły idzie", na które chowały zabawki i stawały na baczność, torując przejście, wyciskały mi łzy z oczu. A nie używałam taniego tuszu, żeby beczeć z powodu metryki!

Oderwałam czerwoną kredkę od kartki i spojrzałam krytycznie na swoje dzieło. Z nudów zaprojektowałam barokową suknię dla lalki. Kolejną. Ta różniła skromniejszą ilością falbanek, ale nadrabiała wzorzystymi koronkami.  Zerknęłam na monitor. Kreski komputerowego zegarka mignęły, wskazując szesnastą. Z westchnieniem ulgi pozbierałam porozrzucane notatki oraz projekty i upchnęłam je do ślicznej, nowiutkiej torebki, która rankiem zrobiła furorę w kawiarni na dole. Można mi było wiele zarzucić, ale na pewno nie brak gustu, wyobraźni czy wyczucia stylu.

Zerknęłam przez ramię, sprawdzając czy wszystko spakowałam. Ołówki, teczka z projektami, zeszyt do nauki włoskiego, telefon, niedojedzona kanapka. Wszystko. Przeciągnęłam się z szerokim uśmiechem i ruszyłam powoli przez opustoszałe biuro. Ze ścian spoglądały na mnie wyretuszowane modelki i naszkicowane manekiny blaknące przy strojach, w których je narysowano. Owinęłam szyję szalikiem i zmrużyłam oczy.

Przy windzie siedziała Monique i z nosem tuż przy monitorze i mocno zmrużonych oczach , których i tak nie było widać spod ociekających tuszem rzęs. Doskonale wiedziałam, że tylko udawała taką zarobioną. Ta pięćdziesięcioletnia zołza wypaliła się wieki temu, ale wyrwałaby język każdemu, kto ośmieliłby jej to powiedzieć. Teraz tylko obserwowała, czujna niby surykatka, kto zrywa się wcześniej do domu i później przychodzi do firmy, po czym o wszystkim uprzejmie, aczkolwiek ze wstrętem i obrzydzeniem donosiła do szefowej. I to jej imię... Monique. Upierała się, że jej matka była rodowitą Francuzką i nazwała ją na cześć swojej babci. Nie chciało mi się wierzyć w tę bajeczkę, bo raszpla nie znała ani słowa w języku Ludwika XIV.

- Ach, już idziesz, słoneczko? – zaświergotała przyjaźnie, układając wściekle czerwone usta w szerokim uśmiechu. – Myślałam, że skoro wyjeżdżasz, to zostaniesz dłużej i przygotujesz dla szefowej jakiś kreatywny konspekt! Wiesz, słoneczko, żeby coś osiągnąć, trzeba pozwolić się zauważyć. Wyróżnić się – podkreśliła dobitnie ostatnie słowa, zdejmując okulary nonszalanckim ruchem.

Poczułam jak krew się we mnie gotuje.Malo osób doprowadzało mnie tak szybko do furii jak ta dwulicowa ropucha. 

- Dzięki, ale nie mam w zwyczaju przyjmowania rad od kogoś, kto dostał najgorsze miejsce w biurze i jest powszechnie znienawidzony. Na twoim miejscu sprawdziłabym tegoroczną listę osób do zwolnienia – rzuciłam ze słodkim uśmiechem, odwróciłam się na pięcie i weszłam do windy. Stanęłam w nonszalanckiej pozie i pomachałam Monique z wrednym uśmieszkiem. - Nie martw się, rybeczko! Na pewno znajdziesz wolny etat przy mopie! - krzyknęłam zanim drzwi się zamknęły.

Maskarada ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz