*Część 1*

82 5 1
                                    

LINCOLN

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

LINCOLN

Ta dziewczyna to huragan, przysięgam. Przekroczyła próg mego domu 10 minut temu, a już siedzieliśmy z gorącą herbatą - ona rozprawiając o wszystkich złych i niesprawiedliwych rzeczach jakie ją spotkało - ja cierpliwie jej wysłuchując i czasem, o ile mi na to pozwoliła, wtrącając jakieś swoje uwagi. Jej zielone oczy przewiercały swoim ciekawskim spojrzeniem wszystkie ściany pokoju. Przewiercały mnie.

Może i byłem jej kuzynem, lecz byłem też mężczyzną, tak więc jej atrakcyjność nie mogła pozostać przeze mnie nie zauważona. Piękne, duże oczy, mimo widocznego zmęczenia na jej twarzy wciąż pozostawały radosne i pobudzone. Również mimo tego zmęczenia, jej twarz była uśmiechnięta od ucha, do ucha. Promieniowała pozytywną energią. Ciemne blond, może jasne brązowe (zawsze mam z tym problem) włosy opadały falami długo poza jej ramiona. Jej figura... no nie będę się nad tym rozwodził. Wyglądała na drobną, ale jednocześnie miała w sobie ogromne pokłady siły.

-...więc powiedziałam, żeby się pierdolił.- przewróciła oczami i oparła głowę o ścianę. -Uwielbiam podróżować, ale taki kawał pociągiem...troszkę jestem zmęczona.-powiedziała po chwili.

Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech.

-Czyliiii...- oderwałem od niej wzrok i również oparłem się o ścianę.- Jesteś teraz sama?

-No... na to wygląda.- odpowiedziała po dłuższej chwili.

-To dobrze, czy źle?- chyba znałem odpowiedź, lecz byłem ciekaw, jak ją sformułuje.

-Hmm...- Znowu na mnie spojrzała, lekko skonsternowana, mrużąc delikatnie oczy i ściągając brwi.- Nie mam pojęcia.

-Jak to?- nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, kąciki ust niekontrolowanie uniosły mi się do góry. Myślałem, że powie coś w stylu "Myślisz, ze po co tu przyjechałam. Chłopcy będą mi jeść z ręki. Będą się o mnie bić."- Aly, to nie był kolejny "sezonowy chłopak"?

-No właśnie nie.- uśmiechnęła się smutno, spuszczając wzrok.- Byliśmy razem dwa i pół roku. Myślę, że na prawdę go kochałam... kocham.

-Jeju, to kupa czasu... Aż mam wyrzuty sumienia, tak długo się do siebie nie odzywaliśmy- skrzywiłem się. Jednocześnie dopadła mnie myśl, że siedząca przede mną dziewczyna jest chyba kompletnie inną osoba, niż 4 lat temu, gdy widzieliśmy się ostatnim razem.

-Owszem. Bardzo mi Ciebie brakowało Li. - uśmiechnęła się, aż przy jej oczach pojawiły się dodające uroku bruzdy. Odwzajemniłem uśmiech, choć nawet gdybym się postarał, nie byłby tak czarujący jak jej.

-W takim razie... dlaczego mówisz o tym tak spokojnie?- szczerze się zdziwiłem.

- To nie spokój. Brakuje mi go... Brakuje mi tej stabilności, ale czuję, że dopiero teraz czekają mnie atrakcje.- na jej ustach błąkał się niepewny uśmiech, więc znów odwzajemniłem gest, żeby jakoś ją pocieszyć.

I nagle zadzwonił telefon.

Telefon, który wszystko zmienił.

ESTR

Człowieczeństwo. To okropne i okrutne ćwiczyć półtorej godziny i czuć się jak trup. Mimo że ten stan trwa już pieprzony tydzień, ja wcale się nie przyzwyczajam. Tracę siły, kondycję i zmysły. Nie potrafię zaakceptować tego, że już nie mogę robić tego całego czary-mary, które było całym moim życiem przez prawie tysiąc lat. Nie mogę bez wysiłku i najmniejszej kropelki potu biec, biec i biec... Tego, że widok gwiazd, nie cieszy mnie tak jak zawsze. Tego, że olewam Lincolna, choć nie jest niczemu winien. Głupia, podła suka.

Zebrałam się i dysząc jak lokomotywa, zwiększyłam obroty na bieżni. Każdy mięsień musi odmówić mi posłuszeństwa. Mój mózg musi zająć się czymś innym, niż koniec świata.

Bo przecież w obliczu apokalipsy wypada mieć dobrą kondycję, co nie?

Wszystko wróci na swoje miejsce Estr, nie ma co się martwić. Znajdziecie Pierścień, wybierzecie mu świetnego opiekuna i ta sytuacja już więcej się nie powtórzy. Rozumiesz?

Zeszłam, a raczej zeskoczyłam z bieżni z rykiem. Pierwszym, co stanęło mi na drodze był worek bokserski, więc to na nim skupiłam całą swoją złość.

Nie mamy żadnego tropu! Nie znajdziemy głupiego pierścionka, skoro nie wiemy nawet gdzie szukać Tutora. Świat zacznie pękać niczym lustro, a potem wszystkie jego kawałki zaczną powoli się sypać.

Okładałam pięściami worek, póki nie poczułam, że moje gardło od wrzasku, zaczyna odmawiać posłuszeństwa, a z obdartych ze skóry pięści, zaczyna ciurkiem płynąć krew.

Cholera.

Upadłam na podłogę. Trudno mi było łapać oddech, przeszkadzał mi głównie dławiący szloch... Serce obijało się o klatkę piersiową... Nie warto czekać dłużej. Nie chcę się wykończyć i uraczyć ludzi pięknością gwiazd z bliska... Wyjęłam telefon i wybrałam jego numer.

Oczywiście odebrał natychmiast.

-Es, skarbie...

-To koniec Li... wszyscy jesteśmy zgubieni.- powiedziałam drżącym, cichym głosem. A potem upuściłam komórkę i pochłonięta przez ciemność straciłam kontakt z rzeczywistością.

*|Noteczka|*
Pierwszy raz dzielę się swoją twórczością. Troszkę mnie to stresuje, nie powiem. 
Jeśli zobaczycie jakiś błąd, śmiało piszcie w komentarzu, poprawię się. Jeśli wam się nie spodoba, piszcie, jeśli spodoba, również się tym ze mną podzielcie. Będę bardzo wdzięczna.
Oczywiście kolejna część powinna pojawić się na dniach.
No to miłego czytania ;*

My ImmortalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz