(...)
-Panie, Matka nie żyje. Bariera między naszymi światami została zniesiona. Osoba, której przekazano moc, nie odkryła jeszcze wszystkich swoich mocy, w tym również możliwości utrzymywania ciemności z dala od światłości.- powiedziała z czcią, klęcząc przed nim na jednym kolanie. Głowę miała lekko pochyloną, a mówiąc, nie patrzyła mu w oczy.
Tinieblas uśmiechnął się i ze spokojem wstał ze swojego splecionego z cierni tronu. Podszedł do swojej sługi i położył jej dłoń na ramieniu.
-Mroki chętnie pożywią się w końcu i pomogą w zgubie tego świata.
-Panie, nastanie nowa Era, twoja Era.- kobieta Cień wstała i posłała Królowi zawadiacki uśmieszek.
-Jak radzi sobie Nienawiść?- zapytał, a w jego oczach płonął szkarłatny płomień. Jako jedyny posiadał takie spojrzenie. Reszta... z jednym małym wyjątkiem, posiadała czarne źrenice.
-Będzie na bieżąco.- powiedziała szybko, potem pokłoniła się nisko - Wybacz Panie, lecz Mroki czekają na pozwolenie.
-Niech Ilanto sprawuje nad nimi kontrolę. Ty natomiast sprawdź myśli naszego nowego chłopca.-Tinieblas kiwnął głową by odeszła i z powrotem skierował się w stronę swojego tronu.
DYLAN
-Dwie doby bez kąpieli i snu, doba głodu i ostatnia fajka dwie godziny temu.- starsza kobieta wolnym krokiem weszła do kuchni i nalała sobie do kubka wody, który opróżniła jednym tchem.- Zerknijcie na Jerrego, muszę zapalić. Chris. Nie czas na pogaduszki, wiesz, że Marry jest na zwolnieniu, musimy doglądać wszystkich we trójkę...-Robby, wybacz mi. Jeszcze pół minutki i idę spojrzeć do bliźniaczek. A potem Jerrego.
-Tylko uważaj, Yu i Mee są dziś w nadzwyczaj podłym nastroju.- pokręciła głową wkładając w usta papierosa. Po chwili patrzenia na Chrisa podeszła do niego żwawiej, niż gdy wchodziła do kuchni, i z uśmiechem zmierzwiła mu włosy.- Każdą wolną chwile spędzacie razem, mam się martwić?- puściła mi oczko i odwróciła się, wychodząc przez ciężkie, metalowe drzwi kuchenne. To pytanie, może nie w tej samej formie, padało już wiele razy... Więc w końcu oboje zaczęliśmy odpowiadać na nie nieśmiałym uśmiechem.
-Yu i Mee? Bez jaj.- zaśmiałem się.
-Daj spokój. To byłoby śmieszne, gdybym nie wiedział, że łączą je relacje... że tak powiem bardziejsze niż zwykłych bliźniaczek. -prychnął.
Chris, był moim przyjacielem od piaskownicy. Razem chodziliśmy po drzewach, razem uczyliśmy się czytać, razem nauczyliśmy się łowić ryby. Wszystko robiliśmy razem. No pawie, nie licząc tego, o co nas wszyscy podejrzewali.
-Nawet ona musi nas o to posądzać...?- przewróciłem oczami, lecz uśmiechnąłem się do niego. Wiem, że czasem drażniły go te żarty, bo znalazłem sobie dziewczynę... I wcale nie chodziło tu o zazdrość o mnie.
Wyszło tak że, od kiedy Chris trafił do domu dziecka, został przygarnięty przez Robby. Mimo, że raczej wyglądała jak jego babcia, oddała mu swoje serce i choć mi tego nie powiedział, doskonale wiedziałem, że jest ona dla niego jak matka.
Cały budynek opieki, był poświęcony porzuconym i osieroconym dzieciom, tyle że, piętro pierwsze było dla tych którzy potrzebowali mniej uwagi... i troski. Parter był dla tych, którzy chorowali. Niepełnosprawność, wady serca, a nawet jeden przypadek białaczki. Tak więc Chris, kiedy skończył szesnaście lat, postanowił zostać tu. Nie tylko ze względu na to, że gdzie indziej nie miał się gdzie podziać. Był też drugi powód. Mój przyjaciel, z natury o sercu dobrym, łagodnym i pomocnym, pragnął wesprzeć swą przyszywaną matkę i zapewnić jej odciążenie na stare lata. Teraz miał już dwadzieścia dwa lata, i w normalnych okolicznościach już dawno by się usamodzielnił... znalazł jakąś fajną laskę. Zaznałby trochę szaleństwa. Lecz z racji tego, że spędził z Robby jeszcze więcej czasu, postanowił oddać swoje życie pomocy, jakiej jemu samemu kiedyś udzieliła ta kobieta. W ciągu tych lat, gdy został wolontariuszem, zżył się ze staruszką jeszcze bardziej. I nie śniło mu się jej opuszczać.
CZYTASZ
My Immortal
FantasyZłoty środek, to idealne określenie. W świecie, w którym Ciemność chce zrobić ze świata swój własny zakątek, znaleźć trzeba kogoś, kto zakończy wieczne knucia i próby zniszczenia świętości, którą jest życie. To jednak nie okazuje się być tak prosty...