Rozdział 15.

70 12 2
                                    

Carly siedziała przy biurku, patrząc na stertę zadań domowych. Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że jest wpół do jedenastej. W weekend nie miała czasu na pouczenie się i zdążyła zrobić tylko pracę z fizyki. Dzisiaj miała szczęście, bo jej klasa wychodziła do muzeum i wracała tylko na godzinę wychowawczą. Zdołała przekonać mamę, że nie potrzebuje oglądać wystawy i została w domu. Od rana zdołała napisać tylko rozprawkę z angielskiego, ale jak na nią była to kiepska praca. Cały czas łupało jej w głowie i miała mocny kaszel, o co obwiniała zdradziecką pogodę. Raz nawet miała problem z oddychaniem – przez parę minut łapała łapczywie powietrze, aż w końcu jej przeszło. Przez ostatnie trzy dni padał deszcz, a ona nieraz przecież wtedy wyszła z domu.

Popatrzyła znowu na stertę książek, piętrzącą się na prawej stronie biurka. Westchnęła i zdjęła z niej podręczniki do angielskiego, po czym włożyła je do torby. Odhaczone. Ale to tylko minimalnie zmniejszyło wysokość tej kupy papieru.

Zrezygnowana, położyła głowę na jakimiś otwartym zeszycie, mając nadzieję, że nie pisała w nim przed chwilą, bo mokry tusz mógł odcisnąć się na jej twarzy.

Kiedy już prawie zasnęła, uderzył ją po gołych ramionach (nadal była w podkoszulku, w którym spała) zimny wiatr. Pewnie nie domknęłam okna, pomyślała Carly. Zaraz potem usłyszała dźwięk, jakby ktoś pukał w okno. Podniosła głowę, zamrugało i dotarło do niej, że to naprawdę był David, który siedział na zewnętrznym parapecie za oknem. Zaśmiał się, widząc jej reakcję. Z powrotem walnęła głową o biurko.

- Powiedz mi, że nie siedzisz na parapecie w moim pokoju – jęknęła.

- Nie siedzę na parapecie w twoim pokoju – powiedział. – Jestem tak trochę poza nim.

- Pewnie się cieszysz, że nie mieszkam na piątym piętrze, tylko na parterze – zauważyła i zakaszlała.

- Rozczaruję cię. Mógłbym się bardziej wykazać – zaśmiał się.

- A tak w ogóle to nie możesz, jak cywilizowany człowiek, wchodzić przez drzwi? – uniosła brwi.

- Jak wolisz.

David wzruszył ramionami, po czym zeskoczył z parapetu. Ruszył w stronę wejścia do klatki. Przeklinając go, wychyliła się przez okno i owiało ją zimne powietrze.

- David – syknęła. – David! – stuknęła w parapet, by zwrócić na siebie jego uwagę. - Wracaj, nie wchodź... - za późno, chłopak właśnie wszedł do środka.

Zastanawiała się, co powie jej mamie, która siedziała w domu. Dzisiaj zaczynała pracę po południu. Usłyszała dzwonek do drzwi i głos mamy:

- Otworzę! – mimo zamkniętych drzwi, Carly widziała mamę w wyobraźni, jak ta podchodzi do drzwi, otwiera je i staje na progu, zdziwiona.

- Dzień dobry – przywitał się David uprzejmie.

- Dzień dobry... - odparła niepewnie. – Pan tu w jakiej sprawie...?

- Proszę mi mówić David. – Ona czuła, że David się uśmiechnął. – Ja do Carls. Jestem z jej klasy.

- Ty też nie poszedłeś do muzeum? – spytała mama podejrzliwie. – A w ogóle skąd wiedziałeś, że ona jest w domu...?

- Przeczucie – odparł.

- Możesz wejść – usłyszała głos matki. – I... miłej zabawy.

Maaamo!, jęknęła w myślach Carly. No fajnie. Rodzona matka.

David otworzył drzwi do jej pokoju, wszedł i usiadł twarzą do niej na skraju łóżka.

Dziewczyna obdarzona WzrokiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz