Prolog

38 3 1
                                    

1850 rok
Fioletowe rękawiczki.
Musiałam je nosić całe dzieciństwo. Całe życie.
Ciotka codziennie sprawdzała czy jest w nich najmniejsza dziurka. Gdy była, zaszywała ją dokładnie.
Ciotka Marnel opiekowała się mną od urodzenia. Czuwała nade mną. Moja matka umarła przy porodzie. Ostatnie tchnienie wydała patrząc mi w oczy. Ciotka prowadziła moją naukę. Musiałam się uczyć, coś wiedzieć.
Jednak zakazała mi zabaw z innymi dziećmi. Bawiłam się sama, albo z nią. No chyba, że przyjechały jej koleżanki, to wtedy czasem mi się udawało bawić z jedną z przyjaciółek Marnel. Ciotka była wysoka, z pięknymi gęstymi kasztanowymi włosami. Miała lodowate niebieskie oczy które zawsze kojarzyły mi się z zimą którą lubiłam. Jednak jej oczy nie zawsze były lodowate i przywoływały dreszcze. Potrafiły być ciepłe, śmiejące się z tego jak trajkotam o tym jak próbowałam wejść na drzewo. Moje dzieciństwo nie było złe. Było tylko inne. Nie miałam taty, ciotka zastępowała mi matkę, a jej przyjaciółki - moje przyjaciółki. Mogłam robić co chcę, wdrapywać się na drzewa, biegać po domu i ogrodzie, czy też pisać siedząc na werandzie. Miałam tylko trzy zakazy. Nie chodzić do miasta. Nie rozmawiać z nikim. I pod żadnym pozorem nie wolno mi było ściągnąć rękawiczki.

I całe życie się ich trzymałam.

Łamałam inne zakazy, ale nigdy nie złamałam tych. One były dla mnie święte, i jeśli bym je ściągnęła, czekała by mnie nie tylko kara, ale i wieczne potępienie.
Ubierałam suknie cioci, malowałam się jej kosmetykami, ubierałam jej buty na wysokich obcasach. Chodziłam tak po domu, aż wreszcie schodziłam do ogrodu. Ciocia nie krzyczała po mnie, tylko zaczynała się śmiać. Brała mnie za ręce i udawałyśmy, że jesteśmy na balu. To były te momenty gdy ciocia miała ciepłe i wesołe oczy.
Ciocia miała trzy przyjaciółki. Stephene, Arnal oraz Gerbe. Wszystkie nie miały mężów, ani dzieci. Stephene miała czarne włosy i duże brązowe oczy. Była wysoka, wyglądała jak arystokratka. Była nią. W wiosce budziła postrach i podziw, jednak ja się jej nie bałam. Zawsze przynosiła mi piękne suknie i biżuterię, którą nikt nie miał. Zawsze była spokojna, cicha, ale umiała słuchać. Uśmiechała się zawsze nieznacznie, połowicznie. Arnal była niska, krępa i wesoła. Miała długie blond włosy i roziskrzone zielone oczy. Arnal chodziła na bale i imponowała mi tym. Zawsze prosiłam ją by mi o nich opowiedziała. Uśmiechała się i zaczynała opowiadać. Ciotka wtedy przewracała oczami i szła robić herbatę. Ale ja siedziałam nie ruchomo na kolanach Arnal i słuchałam jak zaklęta. Wreszcie oznajmiłam, że chcę się nauczyć tańczyć. Arnal z ochotą zaczęła mnie uczyć, a reszta pomagała jej w tym. Na moje 10 urodziny zrobiły mi bal w willi Stephene. Pamiętam, że byłam wtedy tak szczęśliwa, że popłakałam się.
Gerbe miała ciemne brązowe włosy, i zawsze miała je rozpuszczone. Ona zawsze się ze mną bawiła i była po mojej stronie. Kupowała mi po tajemnie słodycze, a potem książki o które ją bardzo prosiłam. Nie chciałam mówić o tym ciotce Marlen, bo nie chciałam ją tym obciążać. Gebre miała zawsze na szyi perły które dostała od jej narzeczonego który zniknął kilkanaście lat temu. Bardzo go kochała. Arnal mówiła, że Gebre cały czas czeka na niego, a przecież dobrze wie co się z nim stało. Zastanawiałam się o czym ona mówi. Przecież ciocia Gebre go kocha, a on ją. To gdzie jest? Dlaczego zostawił Gebre samą z perłami?
Ciocia Gebre pracowała w bibliotece. Dzieliłam z nią miłość do książek, różnych opowieści, poezji. Była zawsze normalna, śmiała się kiedy mówiono coś śmiesznego, ale czasem popadała w dziwny dołek. Wstawała wtedy i szła szybko do łazienki. Ciotka wstawała wtedy i szła do niej. Kiedyś się wymknęłam i stanęłam pod drzwiami łazienki.
- Gebre, spokojnie...
- Czemu on mnie zostawił? Co ja robiłam źle? Kochałam go! Kocham go dalej, a on nie umie napisać jednego durnego listu?
Gebre płakała i pociągała nosem.
- Wiem, że był zły po tym jak poroniłam, ale mieliśmy się starać o kolejne dziecko. Ja...myślę, że on mnie zostawił bo nie mogłam mu dać tego czego chciał.
- To nie prawda, musiał iść do wojska. Wiesz o tym...
Wojna. Te słowa usłyszałam pierwszy raz.
- Gebre musisz brać do wiadomości to, że mógł umrzeć.
Śmierć i wojna. Szybko pobiegłam w drugą stronę. Wdrapałam się na drzewo i tam pozostałam do wieczora. Po jakimś czasie zaczęłam cicho płakać. Ocierałam łzy palcami w rękawiczkach, pociągając nosem.
Było mi strasznie przykro, że ciocia płakała.
Więc płakałam razem z nią.

Złoty DotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz