Biorę głęboki oddech i siadam na łóżku. Dopiero po chwili orientuję się, iż nie jestem przywiązana do ściany, tylko leżę na łóżku. Próbuję przyzwyczaić moje oczy do ciemności. Chcę ruszyć ręką, jednak ktoś mi to utrudnia, a mianowicie Thomas. Chce ruszyć drugą, jednak z takim samym skutkiem jak z pierwszą. Na tej wisi Lucas. Wzdycham głośno i zostaje zmuszona do czekania, aż jeden z nich się obudzi. Swoją drogą to ciekawe skąd wziął się tutaj mój kuzyn, skoro pozwalał mi codziennie cierpieć u Bena. Niewidząc innego wyjścia, zapadam w sen.
***
- Alice - poczułam lekkie głaskanie po moim policzku, przez co otworzyłam oczy. Thomas stał nade mną z jakąś lekką kanapką. Bez słowa wyrwałam mu z rąk i wzięłam pierwszy kęs. - jedz powoli bo zwymiotujesz. Lucas przyszedł, widziałaś go? - przytaknęłam - to dobrze. Chciałby z tobą porozmawiać. Ja muszę wyjść, wrócę wieczorem - uśmiechnął się i wyszedł.
- Gdzie byłeś? - zapytałam bez żadnego przywitania się.
- W szpitalu - westchnął - z gangu niepozostało prawie nic, jednak jak łatwo jest się domyśleć Ben zwiał.
- Muszę go znaleźć.
- Ciebie chyba bóg opuścił - powiedział patrząc na mnie.
- Daj mi mój telefon - nakazałam, a chłopak od razu wykonał moje polecenie. Wybrałam numer Bena i nie musiałam długo czekać, aż odbierze, ponieważ zrobił to po 3 sygnale.
- Pragniesz rewanżu? - zapytał.
- A ty nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Słuchaj bo nie będę powtarzać. Dziś o 17 spotykamy się przy opuszczonym magazynie na przedmieściach. Przyjdź tam sam.
- Oczywiście, że przyjdę. Skąd mam pewność, że nie wyślesz jednego ze swoich snajperów na mnie?
- Ponieważ ja gram według zasad.
- Zabawne. Dozobaczenia potem. - powiedział, po czym się rozłączył. Przez całą tą dziwną rozmowę Lucas przyglądał mi się z zaciekawieniem oraz chęcią mordu w oczach.
- Czyś ty zwariowała?! Ledwie trzymasz się na nogach. Jakim cudem będziesz w stanie, jeszcze walczyć?
- Dam radę, bo gramy na moich zasadach. Idę się szykować, więc żegnam.
- Jeżeli załatwiasz coś z Benem, wiedz że grasz na jego, a nie twoich zasadach. - miał rację i właśnie tego najbardziej się obawiałam.
Weszłam do łazienki i zaczęłam ściągać ubrania oraz opatrunki. Najpierw ściągnęłam te z brzucha, które ukazały pełno siniaków i zadrapań. Następnie, ten obowiązany dookoła mojego uda, a na samym końcu te z palcy. Widząc pootwierane rany dobiegłam do toalety i szybko zwymiotowałam kanapkę. Przetarłam brodę i przepukałam jamę ustną, po czym weszłam pod letni strumień wody. Stałam tak kilka minut, niestety zostałam zmuszona do opuszczenia strumienia wody i ubrania się we wcześniej naszykowane ubrania. Po kilku minutach byłam gotowa do drogi.
- Lucas? Możemy jechać - powiedziałam zachrypniętym głosem, przez suchość w gardle. Ten jedynie skinął i już po chwili byliśmy w drodze.
****
Stałam naprzeciwko niego i obserwowałam, każdy jego ruch. Miał przyjść sam, jednak nie zdziwiłam się widząc kilku innych ludzi. Rozstawiłam ręce, po czym podeszłam na umówione miejsce, co po chwili także uczynił Ben.
- Nie umiesz przestrzegać zasad – powiedziałam zamiast przywitania.
- Nic nowego. Teraz będę ich przestrzegał.
- W takim razie po co ci oni? – zapytałam i lekko się zaśmiałam, jednak szybko tego pożałowałam, przez ogromny ból w mojej klatce piersiowej.
- Widownia. Jakie są zasady?
- Z tego miejsca oddalamy się o sto kroków. Stajemy, ale się nie odwracamy. Z głośników usłyszymy krótkie komendy. Można wykonać tylko jeden strzał. Mam nadzieję, że chociaż raz będziesz stosował się do reguł – uśmiechnęłam się i poprawiłam opatrunki na moich palcach.
- Będę – zaśmiał się krótko i ruszył w danym kierunku. Ruszyłam w przeciwnym powoli licząc kroki. W momencie, którym pokonałam setny krok, stanęłam w miejscu i oddychałam głęboko, po to by po kilku głębszych wdechach usłyszeć głos Lucasa z głośników.
- Zawodnicy zostali już ustawieni na miejscach. Każdy z was może wypuścić, tylko jedną kulę do przeciwnika. Życzę wam powodzenia. Zaczynam odliczanie! Jeden, dwa i... trzy! – to była tylko chwili, gdy odwróciłam się i przed oczyma przeleciała mi jedna z kul.
Nie trafił.
Podniosłam wzrok z ziemi i spojrzałam na mojego przeciwnika. Miałam broń w dłoni, jednak nie strzelałam.
- Na co czekasz?! – usłyszałam głos Bena. – Nie zabijesz mnie? – zaśmiał się dźwięcznie.
- Nie jestem tobą! Nie zabijam rodziny! – powiedziałam i rzuciłam pistolet, gdzieś na ziemię. – Przebaczam ci – wyszeptałam, jednak wiedziałam, że tego nie usłyszał, dlatego powtórzyłam głośniej – Przebaczam ci do cholery! – nie widziałam jego twarzy, jednak mogłam wyobrazić sobie jego zdezorientowanie i niedowierzanie. Przebaczyłam mu. Dopiero teraz to zrozumiałam. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu lepszego świata.
Niestety zapomniałam o najważniejszej rzeczy, a mianowicie, że Ben nigdy nie gra według zasad. Poczułam ogromny ból przechodzący przez moją klatkę piersiową, dlatego świeżo przed upadkiem spojrzałam na swoje serce, przez które przeszła kula. Przed upadkiem zauważyłam jeszcze biegnących w moją stronę mamę, Mike'a i Lucasa. Posłałam im ostatni pokrzepiający uśmiech, po czym zamknęłam oczy.
Nie daj sobie wmówić, że dobro zawsze zwycięża, bo to nieprawda. Dobrzy ludzie grają według ustalonych zasad, a źli według własnych, dlatego zło zawsze zwycięża....
***
Za 40 vote i 5 komentarzy następny :)))
PS. Mam nadzieje, że nie zepsułam tego ;)

CZYTASZ
Bad Girl: Revenge
Fiksi RemajaDruga część książki pt. " bad girl" #33 miejsce w kategorii dla nastolatków 26 IV 2016 r. #37 miejsce w kategorii dla nastolatków 18 IV 2016 r. #52 miejsce w kategorii dla nastolatków 10 IV 2016 r. #65 miejsce w kategorii dla nastolatków 27 III 2016...