Rozdział III

9 0 0
                                    



Usiadłam na fotel, koło ojca i wraz z nim obserwowałam jak Pyz robi nam (Czytaj-Tylko jej i ojcu Evie.) obiad. Cały czas gadała coś pod nosem, ale widocznie nikogo poza nią to nie obchodziło.

Po 15 minutach skończyła i przyniosła kulinarne dzieło.

Dwa duże i jeden mały talerz, ziemniaki i cztery różne części kurczaka, zemdliło mnie.

Całkowicie odechciało mi się jeść. W poniedziałek ziemniaki i kurczak. We wtorek ziemniaki i kurczach. Nawet w niedzielę. Gapiłam się w talerz a ojciec wraz z Pyzą jedli. Wreszcie też zaczęłam. Ziemniaki- niedogotowane i źle roztłuczone. Kurczak–Za bardzo tłusty i surowy.

Odłożyłam widelec i skinęłam głową.

-Znowu surowe, Pyz.

Spojrzała w moją stronę z wrogą miną.

-Co proszę? –Przełknęła własnego surowego kurczaka. I się wyprostowała.

Musiałam najwidoczniej się powtórzyć.-Znowu surowe, Pyz.

Zaśmiała się sucho i sarkastycznie.

-Jak Ci się nie podoba, wykonaj lepiej.

Po jej słowach ojciec opuścił talerz.

-Droga Jagodo. Wiesz, że ona nie może się przemęczać. Ale i tak. Punkt dla Evie.

No nie wierzę! Zgodził się ze mną! To było piękne. „Punkt dla Evie." Ten jeden raz.

Najgorsze jest to, że użył jej imienia, zamiast przezwiska. Chrząknęłam pod nosem.

-Arturze... Wszystko wyszło idealnie! -Oburzyła się. I kolejna nowela.

-Może sobie zrobiłaś idealnie. Ale jej nie. –Warknął. Przełknął ślinię i ułożył talerz łapiąc ręką pilot od telewizora.

Chciało mi się śmiać, aż zrobiłam się czerwona.

-Jesteście tacy.. tacy.. śmieszni..- Wreszcie wybuchłam chłodnym, lecz prawdziwym śmiechem. Pyz jeszcze bardziej się obraziła na cały wszechświat. Złapałam oddech i wyprostowałam się.

-Pyz, jak nie umiesz gotować, może kurs?

Spojrzała w moją stronę ponownie, z twarzą zmasakrowanego buldoga. Widocznie, chciała płakać. Nie ruszył mnie jej kolejny występ aktorski. Wstałam z białego fotelu i ruszyłam w stronę kuchni zabierając prawie nie tknięty „obiad." Ułożyłam wszystko w zlewie, nalałam sobie soku do szklanki i usiadłam na blat. Obserwując mój nowy punkt nienawiści.-Jagodę (Pyzę) Sursę. Gdy skończył mi się sok i miałam dość patrzenia na jej plecy weszłam z blatu, odłożyłam szklankę, i powolnie ruszyłam w stronę dębowych schodów.

W pewnej chwili zrobiło mi się przed oczami ciemno. Było mi jednocześnie zimno i gorąco. Widocznie się zachwiałam, bo zauważyłam „nogi" kanapy, szybko wstającego ojca i Pyzę.

I światło zgasło.

NonsensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz