Rozdział 1

17 2 1
                                    

Biegnę lata, miesiące, dni i minuty. Kiedy przestaje czuć cokolwiek w nogach, biorę ostatni głęboki oddech i upadam z ulgą na ziemię. Moje stopy są pokryte milionami sińców i blizn, jednak ja tylko odwiązuje sznurówki grubych wojskowych butów i rzucam je w dal. W tej chwili żadne rany nie równają się z tym, co czuję w sercu. Wsłuchuje się w nocny szum lasu i otaczających mnie drzew. Jestem na tyle daleko od wrogów, że mogę pozwolić sobie na odpoczynek, zresztą i tak nie dałabym rady biec dalej.

Kolejną rzeczą jaką pamiętam jest blado-niebieska ściana. Nie, to nie ściana, to sufit. Wisi nade mną lata, miesiące i dni. A może tylko sekundy? Ja za to leżę i nic nie czuję. Kompletnie nic też nie rozumiem. Nie widzę powodu by się ruszać, więc tego nie robię. Boję się, że gdy poruszę nawet najmniejszym palcem, Niemcy mnie zabiją. Sufit czasem jest jasno-niebieski a czasem czarny, tylko z tego powodu, wiem kiedy jest noc, a kiedy dzień. Próbuję liczyć ile już tak leżę, ale po paru dniach tracę rachubę. Zastanawiam się, jak to możliwe, że wciąż żyję, a potem zauważam rurkę wbitą w mój nadgarstek. Zbieram wszystkie siły by ją oderwać. Nie chcę być podtrzymywana przy życiu przez Niemców. Mam zamiar zachować chociaż odrobinę godności, która mi pozostała,a to, że dają mi żyć, oznacza, że czeka mnie coś gorszego niż śmierć. Jeśli teraz umrę, nikt się nie zorientuję. Biorę głęboki oddech a potem z całych sił podnoszę plecy do góry i chwytam za rurkę. Mam jednak za mało siły by ją wyrwać. Dni leżenia zrobiły swoje, więc tylko upadam z powrotem na poduszkę i nagle od wieków słyszę coś innego niż strzał z pistoletu. Ludzki głos. Sekundę później, mdleję od uderzenia w twarz.


* * *

Gdy się budzę, a przynajmniej tak mi się wydaję, przed oczami widzę ciemność. Pustka. Czarna dziura. Nicość. Na oczach mam zawiązany materiał, a na ustach czuję lepki klej taśmy. Nie mogę się ruszyć, bo ręce i nogi też są związane. Zaczynam się szarpać i wydawać coś na wzór krzyku, jednak po kilku minutach się poddaje. Słyszę kroki i zamieram. Ostatnio, gdy słyszałam obok mojego łóżka kroki i głos dostałam w twarz.Z całych sił próbuję udawać, że śpię, jednak bez skutku. Serce biję mi tak mocno, że słyszy je pewnie każda osoba w tym pokoju.

Mijają sekundy i minuty i nagle czuję na sobie czyjąś dłoń. Nie wytrzymuję i krzyczę. Piszczę, wierzgam się i kopię, lecz ta osoba nie przestaje. Ściąga moje grube wojskowe buty, a potem przysiada obok mnie. Czuję jej dotyk i oddech. Panika rozrywa mi płuca. Zaciskam mocno zęby, kiedy zaczyna gładzić mnie po nodze. Kolejne rzeczy dzieją się tak szybko, że nawet nie daję rady kolejny raz krzyknąć. Osoba która siedzi przy moim łóżku rozpina zamek moich polarowych spodni i zrzuca je na ziemię. Brakuje mi sił, by się wyrwać, jednak wciąż próbuję. Gdy czuję, że ktoś dotyka koronki mojej bielizny, zaczynam szlochać. Płaczę i krzyczę, wpadając w czarną otchłań i żałuję, że nie zginęłam razem ze Scottem. Czemu nie wzięli nas wtedy razem? Na całe moje szczęście parę sekund później dostaje w twarz i kolejny raz mdleje.

* * *

Kolejne dni powtarzają się jak film. Ja pamiętam jednak parę scen, bo przez większość czasu jestem nieprzytomna. Domyślam się, co się wtedy ze mną dzieję, ale to chyba jeszcze do mnie nie dociera. Wolę o tym nie myśleć, ponieważ mam ochotę krzyczeć. Jak ciągle w ostatnim czasie. Kiedy jestem świadoma przepełnia mnie nienawiść i próbuję odłączyć rurkę. Cholerną rurkę, która przedłuża moje cierpienie. Raz mi się udało, jednak zaraz potem dostałam czymś twardym w brzuch, chyba kijem, tak że omal nie zwymiotowałam całą przepełniającą mnie goryczą i rozpaczą. Chwilę później zemdlałam. Moim prześladowcom musi na mnie naprawdę zależeć , bo zamiast dawać mi cierpieć, oni powodują moje mdlenia, przez co nic nie czuję. Zamykam oczy i próbuje swobodnie oddychać. Wmawiam sobie, że za jakiś czas to wszystko się skończy i nareszcie będzie dobrze. Bo przecież w końcu musi być.


***

Bierze mnie w ramiona, a ja ściskam go mocno i przytulam się do jego piersi. Tkwimy tak w uścisku, a sekundę później dostrzegam ciało. Oczy są nienaturalnie białe. Na podłodze krew. To on. Zapach krwi, mówi mi, że to on. Krzyczę i rzucam się po pokoju. Uderzam w betonowe ściany z ogromną siłą. Toczę się z miejsca w miejsce. Moje ręce mokre są od krwi. Czuję ją też w gardle. Dławię się kwaśnym płynem, a potem pluje. Pluje aż całą krew pływa po podłodze. Płyniemy tak razem w dół przepaści. Brakuje mi tchu. Kolejny raz krzyczę i strumień wody się zatrzymuje. A ja się budzę. Spoglądam na swoje ręce, pewna, że będą czerwone. Ale to oczywiście nie prawda

Kiedy już mój oddech się uspokaja zdaję sobie sprawę, ze po raz pierwszy od jakiegoś czasu widzę. Widzę ten sam pokój, co za pierwszym razem. Obok mnie siedzi mężczyzna w białym kitlu. Ma jasne włosy, wręcz wypłowiałe i kozią bródkę. A może to nie mężczyzna, lecz koza z męską bródką? Wstaje i odwraca się ode mnie, a potem wkłada do kroplówki parę pigułek. Rozpuszczają się i powoli trafiają rurką do moich żył.Płyną spokojnie jak rzeka. Czuję kojące ciepło. Chwilę później ciepło zastępuję pieczenie. Pieczenie tak mocne, że krzyczę. Mam wrażenie, że moje ciało płonie. Widzę na koniuszkach palców ogień. Płomienie niszczą mi paznokcie. Łaskoczą kości. Spoglądam na mężczyznę i błagam o pomoc, on jednak tylko wykrzywia usta w podłym uśmiechu. Zaczynam tracić świadomość. Widzę tylko ogień, który powoli połyka moje ciało. PołykaPołykaPołyka. Ściany wirują, obrazy spadają, słyszę trzask. Krzyki zmarłych duchów. I jego krzyk. Głośny mocny krzyk Scotta. Jego imię wierci się w moich myślach, tak długo, aż leki zaczynają działać w pełni i zasypiam.

W miłości jak na wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz