Prolog

26 2 0
                                    

To wszystko sen- powtarzam sobie, wciąż owinięta bańką nieświadomości. Oddycham głęboko i próbuje opanować drżenie rąk, jednak nie mogę się w tej chwili na niczym skupić. Podnoszę się z brudnej ziemi i biegnę, ile mam sił w nogach przez dobre 5 minut. Gdy moje płuca odmawiają posłuszeństwa i każą się zatrzymać, podkurczam nogi i siadam na pniu niedawno obciętej sosny. Jej powierzchnia jest gładka, więc nie muszę się martwić o niewygodę. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś znajomego punktu, czegokolwiek co pomogłoby mi odnaleźć drogę powrotną. Wsłuchuję się w szum drzew, a moje serce na parę sekund zapomina jak bić, gdy głęboką ciszę przerywa krzyk. Nie taki zwyczajny krzyk dziecka domagającego się jedzenia, ale donośny, męski krzyk, wyrażający cały ból tego świata w jednym dźwięku. Nawet nie muszę się zastanawiać do kogo on należy, wiem doskonale. Roztrzęsiona upadam na ziemię i kopię gołymi rękami bez celu. Zaciskam mocno powieki i wciąż szlochając, co jakiś czas wypuszczam powietrze. W końcu wyczerpana bezcelowym kopaniem, kładę się na ziemi i liczę do dziesięciu, krzycząc co 5 i próbując jak najbardziej upodobnić mój krzyk do tego, który usłyszałam z głębi lasu. Krzyku który odmienił i zakończył moje życie.


***

"Biegnij"- to były jego ostatnie słowa. Na twarzy nie widniało rozczarowanie, złość, albo nawet ból. On się uśmiechał, uśmiechał się szczęśliwy z tego, że mi się udało i wciąż żyję. Jakby sam fakt, że umiera, nie zmieniał nic między nami. Ten uśmiech wydawał mi się taki zwyczajny, że aż na chwilę zapomniałam w jakiej znajdujemy się sytuacji. I chyba oto mu chodziło. Zacisnęłam mocno zęby i z bólem w sercu wstałam. Chciałam wypełnić jego prośbę i biec, choćby to była ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu.

W miłości jak na wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz