Rozdział 2

31 7 0
                                    


Margo skończyła pisać, ręka bolała ją, dopiero teraz zauważyła jak mocno przyciskała długopis do kartki ~ nie za wiele jak na początek? Zapytała samą siebie, no ale w końcu nikt nie będzie tego czytał...Dziewczyna ogarnęła wzrokiem klasę, jak na razie nic nie wskazywało na kłopoty, nauczycielka produkowała się i nie widziała że Margo pisała coś zawzięcie całą lekcję, istniało też prawdopodobieństwo że po prostu uznała to za notatki. Nie było się co denerwować, może przeczytać swój produkt, i zrobiła tak... Jej zadowolenie natychmiast znikło po zaledwie pierwszym zdaniu, nigdy nie przedstawi tego tak jak chce, wszystko było nie tak , szczególnie denerwował ją tekst : ,,Na pierwszy rzut oka widać było talent i wyobraźnię" ~ jak ona mogła tak o sobie napisać ! Tak...bo nie mogła ukryć przed sobą, że to o sobie pisała. To było śmieszne i żałosne, jakby pisała to mała dziewczynka ze znacznie ze znacznie za wysokim ego, próbująca uciec od codzienności takimi właśnie fantazjami, w stylu „a co by było gdyby moje życie było inne ?"

Nic...po prostu było by nie twoje, dokończyła w myślach. Margo siedziała sztywno w ławce, mniej więcej po środku Sali, dziwne ale to gdzie siedziałeś zazwyczaj opisywało cię, i twój stosunek do nauki. Zazwyczaj, bo niektórzy stosowali metodę pod latarnią najciemniej siadając na przodzie przy biurku, ale to była rzadkość ,a ona z pewnością do niej nie należała, oparła dłonie o brodę, jeszcze tylko godzina pomyślała...I natychmiast odpłynęła, lekcja została zepchnięta na ostatni poziom jej świadomości, właśnie w taki dzień jak ten Margo nie reagowała na pytania, gubiła parasole, kurtki czy telefony, raz nawet wpadła pod auto... Właściwie tak było każdego dnia, jak dziewczyna mogłaby się przejmować normalnym życiem, kiedy gdzieś daleko w wymyślonych światach działo się coś niedobrego? Zawsze kiedy śnił się jej ktoś z ,,świętej trójcy'' jej roztargnienie osiągało najwyższy poziom, wtedy nic ją nie obchodziło liczyło się tylko żeby zapamiętać jak najwięcej i narysować wszystko puki jeszcze wspomnienia były żywe. Ale teraz... wszystko zaczynało wymykać się spod kontroli, zawsze trudno było jej wszystko zrozumieć i zapamiętać, gdyby ktoś przeszukał jej umysł z pewnością zaledwie kilka procent dotyczyło by jej normalnego życia. Resztę Margo spędzała w swoich porąbanych snach towarzyszących jej przez całe życie. Tak... z pewnością nie była normalna... a najgorsze było to że doskonale o tym wiedziała, a nawet zaakceptowała to. Już od najmłodszych lat czuła się inna. Wszystko zaczęło się w przedszkolu kiedy to zauważyła pewne różnice, nikt nie śni tak dziwacznie i każdego dnia większość dzieci w ogóle nie zwracały uwagi na swoje sny z tego co mówiły dotyczyły raczej ich i rodziny ewentualnie były to koszmary po obejrzanych filmach mała Margo nigdy nie pojawiała się w swoich snach ale był w nich Jaster którego często się bała ale lubiła go , niesamowita Willor, mądra Ikaris ostatnia z rodu smoczyc Margia, Altyd, Carlan, Semper, Norwin który był faunem, Lyriana, Sinus, Refias, Alfinoe, Nizabel no i oczywiście tajemniczy Strażnik...Margo zapomniała wiele postaci z tamtego okresu i wypominała sobie to do dzisiaj ale ta jedenastka na zawsze zostawiła coś po sobie. Już wtedy odgrywali oni szczególną rolę w jej życiu, dorastali razem z nią i zastępowali jej rodziców, których nie miała... oczywiście nie zauważyła w tym nic dziwacznego ani przerażającego Natychmiast postanowiła podzielić się swoją tajemnicą z ulubioną panią przedszkolanką niestety kobieta wcale się nie zachwyciła, mała dziewczynka zawsze pokazywała jej swoje chore rysunki to też nauczycielka nabierała podejrzeń, zawsze mówiła że jej się podobają w nadziei że w ten sposób wyciągnie od niej więcej choć tak naprawdę wszystko to ją przerażało. Niczego nie świadoma Margo wysłano do psychiatry, kto wie czy nie skończyło by się gorzej gdyby dziewczynka w porę nie wyczuła kłopotów Oznajmiła więc że wszystko zmyśliła starając się zwrócić na siebie uwagę ulubionej pani. Miała wtedy 5 lat i cudem było że się opanowała bo kto wie jak by się potoczyło jej życie. Zrozumiała wtedy że nikomu nie może zaufać i przyrzekła sobie że nigdy przenigdy nikomu nic nie powie. W ten właśnie sposób stała się samotnikiem. Ostrożnie wyjęła kartkę , schowała ją pod ławką i zaczęła szkicować, zapominając o wszystkim, od zawsze rysowała wszystko co widziała przenosiła na papier, przenosiła się też wtedy w inne lepsze życie, życie jej przyjaciół porozrzucanych po różnych częściach galaktyki. Wtedy oto przyszli jej z pomocą każdy z nich opowiadał jej inną historię pozwalającą zapomnieć że jest sama. Wkręciła się w te historie, oj bardzo...zapominając o bożym świecie. Tak zleciało jej czternaście lat. Wszystko zmieniło się rok temu, wtedy wydarzył się cud, w postaci państwa Nicolas, tak... państwa, bo Margo nigdy nie nazwała by ich rodziną. Zdążyła już zrobić szkic był dynamiczny, tak jak chciała, kiedy nauczycielka zadała pytanie, była to już ostatnia lekcja dochodziła godzina piętnasta trzydzieści to też nie tylko ona odleciała myślami daleko w swoje sprawy, niestety nauczyciele zdążyli wyrobić sobie o niej zdanie i często zadawali pytania...Nauczycielka chciała żeby zrobiła następne zadanie z książki ale oczywiście nie powiedziała które, tylko NASTEPNE, bo przecież wiedziała że nie wie gdzie stoją. Margo z pewnością dobrze by na nie odpowiedział bo nauka przychodziła jej łatwo oczywiście tylko wtedy gdy uczyła się sama i podobała jej się temat. Nie miała też sąsiada w ławce który mógł by jej pomóc. Milczała, aż nauczycielka spytała kogoś innego, zwykle nie torturowała jej długo bo miała dobre oceny ze sprawdzianów. Pięć minut później rozległ się bliski sercom uczniów dźwięk, zbawczy dźwięk dzwonka, dla Margo znaczył on jednak trochę więcej niż dla innych, wpakowała byle jak książki i wybiegła z klasy niemal natychmiast założyła słuchawki na uszy. Szkoła stanowiła dla niej jedynie urozmaicenie dnia często nie miała też ochoty na to urozmaicenie, nie miała też przyjaciół, było w niej coś dziwacznego i nienormalnego odstraszała od siebie ludzi. Tak...nie była normalna. Oczy błądziły jej gdzieś daleko zapatrzone jakby w odległe galaktyki niekiedy minutami wpatrywała się w pojedynczy punkt dawała niejednoznaczne odpowiedzi zawsze wcześniej przemyślane o ile w ogóle odzywała się do kogoś...Ale zawsze słuchała, każdego bez wyjątku, miała genialny słuch i wzrok choć się działa na końcu korytarza zawsze słyszała rozmowy swoich rówieśników bez trudu odgadywała też emocje i mowę ciała. Dała się porwać ulubionej muzyce i szła przez miasto z zupełnie innym nastawieniem jeżeli nie znała jakiegoś zespołu znaczyło to ze obecnie jest na topie, słuchała wszystkiego no może prócz popu, wiatr rozwiewał jej włosy miała na sobie szaro niebieską bluzę z ćmą namalowaną na plecach i jeansy z stempunkowym wzorkiem na udzie przez co wydawało się że ma mechaniczną pełną ornamentów nogę na chudych nadgarstkach zawieszone rzemykowe bransoletki z paciorkami i innymi dziwactwami. Na szyi nosiła krótki naszyjnik z malutkim amonitem którego znalazła kiedyś na podwórku znaczył dla niej naprawdę wiele. Na szczęście mieszkała blisko Londynu nikt nie zwracał na nią większej uwagi byli tu gorzej ubierający się idioci i psychopaci za to właśnie go lubiła. Była jesień, liście były mokre od deszczu , poruszały się łagodnie na wietrze lub rozkładały się na ziemi Świat skąpany był w ciepłych barwach żółci brązu i czerwieni. Podziwiała ten krajobraz brudną Tamizę, stare latarnie i mury wszystko do siebie pasowało aż chciało się go namalować, kiedy widziała takie rzeczy nie mogła się powstrzymać i po prostu siadała gdzieś z boku i rysowała ,jedyną przeszkodą byli ludzie napierający ze wszystkich stron ale z muzyką wszystko było do wytrzymania. Westchnęła, teraz nie miała na to czasu, liść platanu trzepnął ją w twarz, był duży i mokry natychmiast znikł jej zachwyt. Weszła w bardziej zatłoczoną ulicę pełną restauracji i sklepów jakiś gościu zarabiał sobie na pamiątkach, przy jego starganie na rogu zebrała się grupa wycieczkowa facet sprzedawał im koszulki torby, breloczki i inne badziewia a wszystko droższe o pół ceny, jakkolwiek by się starała zawsze wyglądała jakby się skradała. Celem tego wyjścia była tania restauracja w której jadła lunch w czasach kiedy jeszcze kisiła się w sierocińcu, kiedy zbierała miesiącami zbierała pieniądze na książki a każdy jej zakup był świętem narodowym. Choć minął dopiero rok ten okres wydawał jej się bardzo odległy Margo pamiętała z niego tylko kłótnie o łóżko piętrowe zapach drewna i to że było jej bardzo trudno wytrwać w swoim postanowieniu. Kiedy usiadła na krześle w restauracji wróciły do niej te wszystkie wspomnienia, siedziała na swoim ulubionym miejscu przy oknie na wysokim krześle nie siadywała by tu gdyby nie przyciemniana szyba przez którą ludzie jej nie widzieli. Ona natomiast widziała dobrze to wielkie zwierzę przewalające się przez ulice każdy jego metr zaprzątnięty był swoimi sprawami wracając do domu ,robiąc zakupy lub po prostu wpatrzony w telefon. Margo nie zdjęła słuchawek obsługa dobrze ją znała i kelner po chwili przyniósł jej frytki, podziękowała i zabrała się za jedzenie ,co na to poradzi że właśnie na nie ma ochotę? Gdyby pani Nicolas dowiedziała się że je w tak tanich restauracjach załamała by się psychicznie, na szczęście nie miała o niczym pojęcia dzięki układom z szoferem starszym facetem o imieniu Ned dorabiającym sobie na graniu na gitarze w małym bardzo dziwnym zespole a oprócz tego komponował też stempunkową muzykę i często przymykał oko na przyzwyczajenia Margo obecnie był jej jedynym przyjacielem, już od pierwszego dnia podjęli bardzo długą rozmowę na tematy książek i filmów no i oczywiście jej nowych rodziców Margo lubiła go szczególnie za to że nie sterczała nad nią tak jak inni, nie narzucał też innym swojego zdania choć często miewał nagle filozoficzne olśnienia lub zaczynał nagle gadać o apokalipsie i o tym że ludzie sami sprowadzają na siebie zagładę, miał obsesję na punkcie ekologii co było na dłuższą metę trochę denerwujące, pozwalał jej jednak chodzić samej po mieście bez swojej ,,eskorty'' jak to nazywała Margo nie miała nic przeciwko jego towarzystwie ale czasami po prostu chciała pobyć sama. Ned zawoził ją wszędzie gdzie chciała poza tym dobrze było z nim porozmawiać kiedy miało się dola lub poobgadywać NIEKTURE OSOBY. Margo przygrywała czasami na pianinie w jego zespole składającym się z dawnych uczniów szkoły muzycznej nie mogących się pogodzić z tym że się skończyła, byli naprawdę dobrzy, wydali nawet kilka płyt na jednej z nich umieścili zdjęcie Margo, oczywiście bez jej zgody...to byli naprawdę dobrzy przyjaciele tacy którzy poznawali się w szkołach i nigdy nie rozstawali. Margo bardzo dobrze wspominała ten okres, w ogóle całe wakacje z pewnością były najwspanialsze w jej życiu, zdawała sobie sprawę jak wielkie spotkało ją szczęście, państwo Nicolas adoptowali ją z niewiadomych powodów, bo naprawdę nie wydawało jej się że zrobili to z dobrego serca wyglądało to raczej na kaprys. Trzeba było przyznać jej nowi rodzice spali na kasie, ojciec zarządzali firmą a mama całymi dniami robiła zakupy przewalając kasę swojego męża, brakowało im tylko jednego, ślicznej nastoletniej córeczki której mogli by kupować wspaniałe drogie ubrania i posyłać do luksusowej szkoły. Doceniała to i zawsze wypełniała polecenia, dzielnie znosząc gadanie pani Nicolas o butach i jej obiekcje co do jej i swojego wyglądu. Zwykle wystarczało jej jak Margo chodziła z nią na zakupy i ,spotkania z przyjaciółkami które też zabierały swoje dzieci i opowiadały o ich ocenach w szkole i talentach mogła wtedy wystroić swoją córeczkę w najlepsze ubrania i pokazać tajniki makijażu zawsze gotowa na rozmowę o kobiecych sprawach jak to nazywała, Margo nie lubiła tych spotkań nie tylko dlatego że musiała się zmierzyć ze swoimi rówieśnikami ale i dlatego że czuła się tam jak na wystawie. Mimo to nie potrafiła jej znienawidzić choć pani Nicolas nie była na pewno dobrą matką Margo nie umiała zepsuć jej radości z kupowania jej rzeczy promieniowała wtedy entuzjazmem zacierając ręce w myśli o jej metamorfozie ,,jeszcze będą z ciebie ludzie, mówiła. Pierwszy tydzień wakacji spędziła w swoim pokoju odkrywając jego zakamarki. Wielkie wrażenie zrobiła na niej technologia, oczywiście korzystała z komputera w sierocińcu wtedy każdy miał wyliczony czas poza tym ktoś zawsze gapił ci się w monitor, teraz miała to tylko dla siebie, znajdowało się tam wszystko począwszy od wielkiej plazmy po naprawdę mocne głośniki no i książki...wyglądało na to że pan Nicolas wykupił całą księgarnie bo naprawdę było tam wszystko, znajdowały się tam książki każdego gatunku nawet naukowe co bardzo ją ucieszyło bo interesowało ją naprawdę wiele rzeczy. Oprócz czytania i oglądania filmów chodziła też do restauracji zmniejszając listę rzeczy które musi spróbować, często pływała w basenie chodziła po lesie, raz nawet uparła się na park linowy zupełnie nie wiedziała co jej strzeliło do głowy zatrzymała się w połowie trasy i gościu musiał ją ściągać. Przypomniała sobie samotne wizyty w kinie liczne zakupy służące rozweseleniu...o boże zmieniała się w swoją matkę, były też bezsenne noce kiedy to była za bardzo podekscytowana nadchodzącymi snami ze nie mogła zasnąć, nawet nie wiecie jak bardzo ją to złościło, zakładała wtedy słuchawki i dawała się ponieść muzyce w nadziei że sen sam do niej przyjdzie kiedy indziej wsłuchiwała się w odgłosy burzy o pierwszej, w samej piżamie stojąc na balkonie. Wszędzie oprócz dwóch ostatnich towarzyszył jej Ned dzielnie czekając na nią i przyjeżdżając zawsze w porę. Z zamyślenia wyrwał ja widok jej twarzy odbijającej się w szybie, miała zadarty nos i smutne duże oczy, nie miała już szczurzej twarzy, policzki wypełniły jej się i w ogóle przybrała na wadze, chodź dla pani Nicolas wciąż miała anoreksję, pierwszy raz poczuła się ładna...niemal natychmiast skarciła się w duchu .Uważaj ,bo zamienisz się w swoją mamę, pomyślała i zachichotała. Dziwne, ale nawet pod wpływem luksusu jakiego doznała wciąż pozostała zagubioną dziewczynką z sierocińca. Brawo Margo, pomyślała, pobiłaś swój rekord w jedzeniu frytek, naprawę minęło już piętnaście minut? Zapięła zamek błyskawiczny, kosmyk włosów zaczepił się o niego boleśnie a kolczyk jakimś cudem przyczepił się do kaptura bluzy. Włożyła czapkę z miną z jaką żołnierze wkładają hełm przed bitwą i ruszyła w kierunku księgarni, zerknąć na nowości, przemykała szybko omijając ludzi przez co wydawało się jakby się skradała. Jak przystało na Londyn wkrótce się rozpadała na szczęście był to tylko przelotny deszczyk Margo naciągnęła kaptur na głowę, zmoczone włosy zaczęły jej się kręcić

***

Z księgarni wyszła trochę zawiedziona, bywałą tu tak często że nie było nic nowego robiła to głównie z przyzwyczajenia .Zmarzniętą ręką nacisnęła na drzwi obrotowe przygotowując się na atak deszczu. Przystanęła chwile pod zadaszeniem i wyczuła ciepłe powietrze koło swojego ucha, skąd się tu wzięło? wytężyła słuch i usłyszała oddech cichszy niż jej, wstrząsnął nią dreszcz poczuła się nagle bardzo słabo ,obróciła się powoli na pięcie...Wpatrywały się w nią wielkie czarne oczy odległe jak dwie czarne dziury przyciągające każdego kto w nie spojrzy, człowiek stał w rogu z rękami złożonymi na krzyż jak jakiś... nietoperz lub wampir. Uciekła nie obracając się za siebie nie mogąc się mu bliżej przyjrzeć choć bardzo by chciała. Znała to spojrzenie, aż za dobrze...jednak nie mogła sobie przypomnieć z kąt, to było po prostu tak nie możliwe że nie mogła nawet brać tego pod uwagę jej mózg nie potrafił jej zaakceptować. Miała ochotę pobiec w tamtą stronę. Przez tą jedną sekundę wszystko się zmieniło, była nie obecna poczuła się nagle jakby spoglądała na swoje życie z perspektywy kogoś zupełnie innego, to nie było jej życie...powinna wrócić tam i przekonać się jakie jest naprawdę ale obawiała się prawdy. Usiadła na przystanku nieobecnym wzrokiem wpatrując się w nadjeżdżające autobusy które opryskiwały ją wodą. Jakaś starsza pani spytała się ją czy wszystko porządku, nie odpowiedziała jej...wsiadła do autobusu którego numer jej się spodobał i wdrapała się na górę, miała szczęście jechał w dobrą stronę myśli tłukły jej się w głowie pod zamkniętymi powiekami wciąż widziała oczy strażnika, i urywki snów które zapadły jej w pamięć, ponoć jeśli ktoś ci się śni to znaczy że za nim tęsknisz...Kiedyś czytała wiele o tym próbując dowiedzieć się tak naprawdę co się z nią dzieje. Ale to nie mogła być prawda, to tylko jej wybujała wyobraźnia wchodzi na nowy etap. Zagapiła się parę minut, na szczęście w ostatniej chwili udało jej się zbiec na dół i wydostać na zewnątrz. Przez chwile nie wiedziała co robić, zapomniała nawet swoje imię i jak się chodzi...Wyjęła telefon i wykręciła numer do Neda, odezwał się swoim zmęczonym głosem, po jednym piknięciu.

-Co cię tak zatrzymało?

Znalezienie dobrego kłamstwa zajęło jej chwilę

-Spotkałam moją starom znajomą z sierocińca, trochę się zagadałyśmy, przyjeżdżaj natychmiast na Lee Conserwansy Road

-Już nadchodzę, z kawą

-Latte ?

-Nie śmiał bym kupić innej

Uśmiechnęła się pierwszy raz w tym dniu, podziękowała i powiedziała że czeka na przystanku. Czarna limuzyna nadjechała pięć minut później Margo wskoczyła do niej zatrzaskując drzwi w nadziei że nikt jej nie zauważył. Rozsiadła się wygodnie na fotelu, w aucie było miło ciepło a szyby przyciemniane, niemal natychmiast oparła na nich policzek przyglądając się ludziom, ewidentnie zwracali uwagę na auto więc wyobraziła sobie że stary grat.


Sny Gwiazd Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz