Rozdział 3

33 7 1
                                    


Jechali pól godziny ale Margo zdawało się ,że minęło zaledwie 5 minut. Nie chciało jej się wychodzić z nagrzanego auta , chciała jechać dalej i nigdy nie wychodzić . Poparzyła się kawą...tak jak zwykle. Widok willi nie poprawił jej humoru, będzie musiała odpowiadać na pytania , powiedzieć że w szkole było super ! Auto zaryło oponami o żwir, biały budynek patrzył na nią z góry, mimo że upłynęło tyle czasu tyle czasu wciąż był jakiś obcy i onieśmielający jakby nie dla niej...Pożegnała się z Nedem i ruszyła w kierunku drzwi, krótką alejką . Gdy tylko weszła do przedpokoju usłyszała panią Nicolas, kobieta wydała z siebie wydała z siebie dziwny dźwięk, chyba okrzyk radości. Margo zawołała z przedpokoju.

- Ceeeeeść ~ miało wyjść radośnie...

Zaraz potem usłyszała szybkie nerwowe kroki, wszędzie je rozpozna. Pani Nicolas miała piękne loczki, i makijaż, Margo zastanawiała się co skłoniło ją do tej metamorfozy. Odpowiedź nadeszła szybciej, Margo zawdzięczała ją swojemu słuchowi, usłyszała glosy w salonie i wszystko było jasne. Pani Nicolas tryskała energią, szczebiotała , była duszą towarzystwa, mimo że sprawiała wrażenie pustej i próżnej i pustej Margo wiedziała że to tylko pozory , w rzeczywistości była inteligentna i podstępna

-Kto przyszedł ?~ zapytała

-Zobaczysz to niespodzianka! Wszyscy już na ciebie czekaj.

Margo serce skoczyło do gardła ~kto to mógł być? Nie miała kontaktów ze swoimi przyjaciółmi, a obecnie nikogo nie miała. Chyba że...Pani Nicolas zaprosiła swoje przyjaciółki z dziećmi...to był by cios prosto w serce pod koniec tego dnia. Prawda okazała się o wiele o wiele gorsza , przy ogromnym stole siedziało kilka przyjaciółek Pani Nicolas które znała z widzenia, jacyś mężczyźni których nigdy nie widziała, pewnie znajomi z pracy Pana Nicolasa, wszyscy ubrani odświętnie , jej tata stał trzymając lampkę wina, na twarzy gościł jego firmowy uśmiech. Margo wiedziała że jego pojawienie się w domu nie jest przypadkiem, zwiastowało to kłopoty lub zmiany. Panowała sztywna atmosfera, i chyba wszystkim się udzielała. Margo widziała to po minach zgromadzonych, powinna to jakoś przerwać, przywitać się, być naturalna, w końcu długo nie widziała się z ojcem, bo przecież bardzo za nim tęskniła. Niestety była za wolna.

-Witaj córciu~ Margo omal nie zwymiotowała, on miała chyba ten sam problem co ona.

-Cześć tato~ uff...jakoś się udało, teraz trzeba tylko przywitać się z gośćmi.

Dalej było już tylko lepiej. Ojciec zaprosił ją ręką do stołu, a ona zajęła wolne miejsce koło niego. Odpowiedziała na kilka pytań o szkole, i chyba dobrze jej szło, starała się nie przynieść mu wstydu, była spostrzegawcza i miła. Kiedy skończyły się m pytania, zaczęli gadać o designie i modzie albo o jednym w drugim, był to temat wyjątkowo zryty, ale oni wciąż potrafili go drażnić, a przynajmniej Margo tak to odbierała. Po pięciu minutach przestała słuchać a po piętnastu jej dłonie stały się nagle zaczęły być nagle bardzo interesujące. Siedziała prosto nie okazując znudzenia , zaczęła się zastanawiać po co w ogóle każą jej tu siedzieć, w takich sytuacjach zwykle odsyłano ją do pokoju, a teraz jak nigdy miała na to ochotę , chciała rzucić się na łóżko i śnić...Incydent w księgarni nieustannie zawracał jej głowę jednak teraz wydawał mniej realny i przesadzony. Margo czuła że odpowiedź może tkwić w snach... chciała to sprawdzić, ale nie! Musiała się tu kisić. Kiedy zaczęła już tracić nadzieję zwrócono się w jej stronę. Dziewczyna czekała na to dobre dwie godziny nareszcie pozwolą jej iść do pokoju.

-Co o tym sądzisz Margo? Spytał ją ojciec ~Co? o czym? O nie...teraz wszyscy skapną się że nie słuchała, a musiało to być coś ważnego skoro pytają się jej o zdanie. Nie dano jej odpowiedzieć ...Pani Nicolas była szybsza .

-Tu nie ma co sądzić. Decyzja zapadła, nie ma innego rozwiązania .

-To prawda , nie możesz zaprzepaścić takiej szansy, Weroniko...

Margo przeklęła w duchu, wystarczyła chwila nieuwagi...Słowa odbijały jej się w głowie decyzja zapadła, decyzja zapadła, decyzja zapadła...Przyjazd Lucka zawsze zwiastował zmiany lub kłopoty...

-Mama wyjeżdża, a wiesz że mnie tu często nie ma...Musisz zmienić szkołę ~ o super pomyślała

-Na szkołę z internatem....

Buzia Margo otworzyła się bezwiednie, nie mogła nad tym zapanować.

-Jak to wyjeżdża... ? Zapytała cicho.

-Gdybyś słuchała to byś wiedziała.

Oznajmiła jakaś kobieta, głosem mówiącym że sprawa jest skończona.

-Naprawdę nam przykro...ale, ale, nie mamy co z tobą zrobić...-oświadczył Pan Nicolas.

~przynajmniej był szczery pomyślała.

-Poza tym to nie wyrok! To naprawdę szkoła na poziomie, wiem bo moja znajoma tam pracuje i bardzo zachwala.

~ jak pracuje to logiczne że zachwala .

-Mój kolega posłał tam syna, no wiecie... David.

-No widzisz.

-Mają najlepsze wyniku w egzaminach i konkursach .

-Margo dobrze się uczy, da sobie radę.

~No nie...nikt nie pytał się jej o zdanie. A im bardziej ją zachwalali tym bardziej czuła że będzie okropnie, internat był wyrokiem. I po co ta cała adopcja skoro posyłają ją do internat, choćby nie wiem jak dobrego. Spokojnie Margo... dostrzeż pozytywy, w końcu i tak nie cierpiała swojej starej klasy, rozstanie się z nią będzie przyjemne, nie będzie przecież tęsknić za przyjaciółmi którzy nie istnieją. A nowa szkoła a już szczególnie z internatem może bardzo zmienić jej życie, na leprze lub na gorsze. Poza tym oferowała bogatszą listę osób a co za tym idzie więcej potencjalnych przyjaciół którzy by z nią wytrzymali. Margo musiała by się bardzo postarać żeby się z nikim nie zaprzyjaźnić. Niestety więcej osób to też więcej dręczących ją ludzi, zwróconych przeciwko niej. Różnica była taka że tym razem nie będzie od nich ucieczki. Margo będzie musiała spędzić z nimi całe półrocze pomijając święta na które przyjedzie tutaj, ale nawet to nie było pewne. Pewne było to że to będzie koszmar, koszmar z którego nie będzie mogła się zbudzić, bo gdy tylko otworzy oczy nad swoją głową zobacz współlokatora wyciskającego jej pastę do zębów na czoło. Na sama myśl skrzywiła się.

-Kiedy wyjeżdżam ? zapytała , a jej głos łamał się choć bardzo tego nie chciała. Odpowiedziała jej pani Nicolas

- W tym tygodniu, wszystko jest już załatwione, im wcześniej tym lepiej kochanie.

- Ach ~ uśmiechnęła się i zapytała – Bardzo przepraszam, ale czy mogę już iść do swojego pokoju? Mam lekcje do odrobienia

- Jasne że możesz, a i nie musisz robić zadania domowego...jutro nie idziesz do szkoły.~ i po chwili dodała – Spakuj się jeśli masz jeszcze dzisiaj siłę

- Spróbuj zabrać jak najwięcej, walizki są w twoim pokoju.

- Nie za bardzo wiem co mogę zabrać.

- Rób jak chcesz, słuchaj ... obgadamy to później .

Margo widziała że ma już dość rozmowy- Dobrze to ja już pójdę, dowiedzenia...

I wyszła, a idąc korytarzem słyszała jeszcze głosy, ale nie wiedziała do kogo należą.

-Chyba nie była zachwycona...~ A potem stłumiony śmiech...

Margo nie była zła, czuła się raczej zrezygnowana, trochę poirytowana ostatnim tekstem, ale poza tym nic specjalnego, było dobrze... To było wyjątkowe i dziwne takie samo rozczarowanie przychodziło po przeciętnym poniedziałku, wszyscy ją rozczarowali... pani i pan Nicolas, tamta kobieta w szczególności, a już najbardziej ona sama.

Sny Gwiazd Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz