Pierwsze o czym pomyślałam, gdy zobaczyłam swój nowy dom, to czy aby czasem taksówkarz nie pomylił adresów i nie zawiózł mnie czasem do Hogwartu. Budynek mimo, że wyglądał o wiele bardziej nowocześnie i miał ciepły kolor, to wielkością raczej się nie różnił od szkockiego zamku. Taksówkarz wyjął z bagażnika kilka sporych walizek, a mężczyzna, który czekał na mnie przed domem wziął ich większość, bez mrugnięcia okiem. Mi pozostawił tylko jedną i najmniejszą, z czterech, całkiem sporych. Zdziwiona ruszyłam za nim do środka rezydencji.
Hol był ogromnym pomieszczeniem. Mimo, że budynek z zewnątrz wyglądał na bardzo miły i przytulny, to w środku był zimny. Tak bardzo różnił się od mojego starego domu. Mój, nie ważne w jakim pomieszczeniu, w każdym biło silne ciepło, które rozgrzewało niegdyś moją rodzinę. Ale teraz to tylko wspomnienie. Mojego starego domu już nie ma, tak samo jak mojej rodziny.
- Rebecca!- uniosłam wzrok na wysoką kobietę, która żwawym krokiem schodziła po schodach. Miała długie, jasne blond włosy, a z jej jaskrawo zielonych oczu biło ciepło, które zupełnie nie pasowało do wystroju ponurego domu. Była to Laure Agreste.- Już jesteś moja droga!- ucieszyła się. Podeszła do mnie i szybko objęła swoimi drobnymi ramionami, zamykając w mocnym uścisku. Oszołomiona tak gwałtownym ruchem nic nie zrobiłam, ale w końcu delikatnie odwzajemniłam gest, oplatając delikatnie jej talię.
- Dziękuję, że przyjęliście mnie pod swój dach.- powiedziałam, kłaniając się głęboko, gdy już się odsunęłam od blond włosej kobiety. Może takie zachowanie jest trochę dziwne, ale z miejsca, z którego pochodzę tak okazuję się szacunek osobom starszym. Takie gesty są również mile widziane przy podziękowaniach i przeprosinach. Wtedy osoba na przeciwko nas jest pewna, że jesteśmy jej wdzięczni. lub bardzo żałujemy tego co zrobiliśmy.
- Nie musisz za nic dziękować.- wyprostowałam się, po czym spojrzałam na wychodzącego z jakiegoś pomieszczenia mężczyznę. Gabriel Agreste. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o już delikatnie posiwiałych włosach i ciemno granatowych oczach, niczym noc, ukrytych za cienką warstwą okularów.- Cieszymy się, że możemy cię ugościć w tym ciężkim okresie.
- Mimo wszystko, bardzo dziękuję.- posłałam im delikatny uśmiech, a oni jakby odetchnęli z ulgą. Może myśleli, że po tym co się stało będę zamkniętą w sobie nastolatką, która będzie jedynie siedzieć w swoim pokoju z podciętymi nadgarstkami?
- Co to za zamieszanie?
~***~
Obserwowałem ją. Dokładnie przyglądałem się jej ruchom. Gdy wysiadała z taksówki, przypatrywałem się jej zgranym i zwinnym ruchom, towarzyszącym przy tej czynności. Widziałem jak bez najmniejszej emocji przygląda się posiadłości, w której musiała teraz zamieszkać. Nie widział na jej aksamitnej twarzy ani jednego grymasu, ani uśmiechu. Jedynie zaskoczenie, gdy ochroniarz, który przypominał ogromnego goryla, wziął jej trzy całkiem spore walizki za jednym razem, zostawiając jej tylko jedną, małą. Po otrząśnięciu się z zamyślenia ruszyła za mężczyzną.
- No Plagg, lepiej tu zostań.- powiedziałem do małego, czarnego stworzenia, które właśnie zajadało się śmierdzącym serem pleśniowym.- Ja idę się przywitać.- uśmiechnąłem się łobuzersko.
Stałem za ścianą i przyglądałem się jak dziewczyna rozmawia z moją matką. Teraz mogłem przyjrzeć się jej bliżej. Jej włosy w kolorze ciemnego blondu były upięte w ładnego, trochę roztrzepanego już kłosa. Ubrana była w biały, krótki top w serek, czarne jeansy z wysokim stanem, które zakrywały jej cholernie długie nogi i szary, cienki seterek. W ogóle nie wyglądała na dziecko, jednych z najbogatszej rodzin we Francji i Japonii. Wyglądała jak zwykła typowa nastolatka. Ale najbardziej co mnie trafiło to jej oczy. Oczy na których widok zaparło mi dech w piersiach. Czarne, bez dna. Takie właśnie były. Niczym wszechogarniająca otchłań, połykała wszystko każdą napotkaną przez nią rzecz i osobę. Nie wiem czemu, ale miałem przez chwilę chęć do uratowania moich rodziców przed tą czernią. Ale zatrzymałem się w ostatniej chwili, uświadamiając sobie jak głupie to by było. Jednak nadal nie mogąc oderwać wzroku od jej oczy wyszedłem zza ściany i skierowałem się na schody. Udając, że nie mam pojęcia co się dzieję, zapytałem:
- Co to za zamieszanie?- zapytałem. Spojrzałem na moich rodziców, którzy posłali mi zaniepokojone spojrzenie, na które jedynie przekręciłem oczami. Oczywiste jest to, że wyjaśnili mi sytuację, ale mało szczegółowo. Jednak dla mnie to było za mało. Przez dwie noce włamywałem się do gabinetu ojca i przeczytałem wszystkie listy i e-maile jakie wymieniali ze sobą, nasi rodzice. I dowiedziałem się nawet więcej niż chciałem.
- Adrien.- powiedziała moja matka, śmiejąc się przy tym sztywno. Zawsze się tak śmiała, gdy się czymś denerwowała. Teraz zapewne była to obawa, o to, czy aby czasem nie rzucę się na dziewczynę. Na tą myśl, ponownie przewróciłem oczami, wydając przy tym westchnienie pełne irytacji.- Rebeccka, kochanie to jest nasz syn Adrien, jesteście w tym samym wieku i będziecie chodzić do jednej klasy. Adrien, skarbie...- skrzywiłem się, gdy zwróciła się do mnie w ten sposób, ale nie odezwałem się ani słowem.- To jest Rebecca Farell, jest córką naszych starych, dobrych przyjaciół.- powiedziała. Blondynka uniosła głowę, która przed chwilą była delikatnie pochylona i spojrzała w moje oczy, a ja w jej. Miałem wrażenie, że się topię, spoglądając w nie. Tak samo jak za pierwszym razem były puste. Jedyne co w nich dostrzegłem to chwilowe przebłyski ciekawości, ale zapewne tak jak reszta emocji, po chwili zniknęły, topiąc się w czarnej studni jej oczu. Odwracając wzrok od jej oczu spojrzałem na drobną, opaloną dłoń, którą blondynka wyciągnęła do mnie.
- Chyba miałaś na myśli, że była córką.- powiedziałem, nawet nie zastanawiając się nad tym co mówię. Jednak, gdy spojrzałem na twarze moich rodziców, a później na twarz blondynki zobaczyłem ich zaskoczenie, a po chwili złość.
- Adrien!- zdenerwowała się moja matka.- Natychmiast przeproś Rebecce.- rozkazała, na co jedynie prychnąłem rozbawiony, a następnie wróciłem spojrzeniem do dziewczyny, która opuściła swoją rękę i westchnęła cicho.
- Nic się nie stało, nie musi.- powiedziała słabym głosem, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale jej mina wyraźnie temu zaprzeczała.
- Gabriel, no powiedz mu coś.- warknęła ponownie, na swojego męża, który jedynie westchnął ciężko, jakby chciał zrzucić pięć kilo ciężaru.
- Adrien idź natychmiast do swojego pokoju.- rozkazał głosem nie znoszącym sprzeciwu, na co uśmiechnąłem się kpiąco.- Zaraz tam przyjdziemy.- posłałem dziewczynie jedno, krótkie spojrzenie, a następnie odwróciłem się na pięcie i ruszyłem schodami na górę. Znikając za jedną ze ścian słyszałem jeszcze, jak moi rodzice przepraszają dziewczynę za moje zachowanie. Hah, oni chyba nie rozumieją, że dopiero się rozkręcam...
~***~
Okay, mam nadzieję, że podoba się wam pierwszy rozdział mojego opowiadania. :D Jestem ciekawa waszych opinii na ten temat. Oczywiście, jeśli doszukaliście się jakiś błędów, lub czego nie zrozumieliście to piszcie w komentarza, a ja postaram się jak najszybciej to wyjaśnić. :D Oczywiście jestem otwarta na każdą krytykę i propozycję z waszej strony. :)
Co do premier rozdziałów, to nie jestem pewna, czy będą pojawiać się regularnie, ponieważ mam teraz dosyć sporo spraw na głowię, ale zrobię wszystko, aby pojawiały się dosyć często. :D
A i jeszcze jedno! Na końcu każdej notki będę dodawać zdjęcie, które będą przedstawiać ubrania, które Rebecca miała no sobie. Wiem, że to trochę głupie :P, ale lubię, gdy wszystko jest jasne. :D
Do zobaczenia, Łucja ♥
CZYTASZ
La vie est une illusion... Miraculous
Fanfiction*Opis pojawi się, gdy akcja bardziej się rozkręci.*