Niezapowiedziany wypad do kina | Spideytorch

360 14 4
                                    


 Znów spojrzałem z nadzieją na kartkę, leżącą przede mną, jakby moje zadanie domowe miało samo się zrobić. Głupia matma. Zadania zaczęły mi się powoli troić w oczach, a ja nie wytrzymałem i moją ciężką już od myślenia głowę położyłem na biurku, wycieńczony. Nie trzeba było latać z Johnnym Stormem po całym Nowym Jorku, Peter. Ale nie, ja musiałem pochwalić się przed Human Torchem moją zdolnością szybkiego poruszania się na mojej własnoręcznie zrobionej sieci!

 - Panie Parker, czy mam zawołać jednego z pańskich rodziców, aby któryś z nich panu pomógł?

 Głos Jarvisa wyrwał mnie z rozmyśleń. Posłałem jednemu z małych głośników nad moim łóżkiem jedno z tych morderczych spojrzeń. Nawet jeżeli sztuczna inteligencja tego nie widzi to mam z tego trochę satysfakcji.

 - Nie mów do mnie „Parker". Jak już to „Stark" lub „Rogers" – wybełkotałem zmęczony. – I nie potrzebuję pomocy ani Tony'ego, ani Steve'a.

 Nie wiem, dlaczego nie lubię, gdy mówi się do mnie tym prawdziwym nazwiskiem. Każdy, kto mnie zna i tak mówi do mnie Peter Parker, ale czuję się wtedy tak... niekomfortowo? Po tym, jak zginęła moja ciocia to trudno się tak nie czuć. To jest coś takiego, co przechodzili moi przyszywani rodzice, czyli – zostać Stark czy Rogers? Po długiej rozmowie każdy z nich postanowił, że zostanie tak, jak jest teraz.

 Odsunąłem od siebie kartki z zadaniem z matmy i przysunąłem podręcznik z historii. Przeczytałem już chyba po raz setny ten sam temat, z którego będziemy mieć sprawdzian. I – o zgrozo – przerabiamy właśnie temat o Kapitanie Ameryce. Nie powiem, trudno być synem Iron Mana i Kapitana Ameryki.

 - Peter? – usłyszałem czyjś głos zza drzwi. – Mogę wejść?

 - Oczywiście.

 Do mojego pokoju wszedł dobrze zbudowany mężczyzna o blond włosach i spojrzeniu, które tak bardzo kochają jego zagorzałe fanki. Steve Rogers. Kapitan usiadł na skraju mojego łóżka i spojrzał na mnie, próbując zacząć jakiś ważny dla niego temat.

 - Dobra, rozumiem, że lepiej dogadujesz się pewnie z Tonym. –Kapitan spojrzał zawstydzony na swoje skarpetki. – Ale chciałbym, abyśmy my także mieli ze sobą bardzo dobre relacje, dlatego zabieram cię jutro do kina.

 Prawie udławiłem się jedzonymi właśnie i połykanymi nasionami słonecznika. Mój ojciec i kino to na pewno niezbyt dobrana parka, nie mówiąc już o innych sprzętach tego wieku. Steve podszedł do mnie zatroskany, a ja lekko go od siebie odsunąłem.

 - Zaprosiłem nawet twojego przyjaciela, Johnny'ego, abyś nie czuł się głupio, więc pójdziemy do tego kina we trójkę.

 Po tych słowach ukryłem twarz w dłoniach zdruzgotany. Zaprosił go? Zaprosił Human Torcha do kina...? Tylko niektóre osoby wiedzą, kim tak naprawdę jest Johnny, bo po tym, jak Sue wywaliła go z domu i kazała uczyć się jak normalnemu nastolatkowi, zaprzestał bycia Pochodnią, dopóki nie podniesie się z nauką. Chociaż nieraz razem z Johnnym złamaliśmy zasadę Sue i przelatywaliśmy, ścigając się po całym Nowym Jorku jako Human Torch i Spider-Man.

 - O-okay – wydukałem. – Super. Fajnie. To kiedy idziemy do tego kina?

 - O 19:00 pojedziemy po Johnny'ego, dobra? – Kapitan zmierzwił mi włosy, a ja wzdrygnąłem się lekko.

 Steve wyszedł, a ja zostałem sam. Moi rodzice nie wiedzą jeszcze, kim tak naprawdę jest Johnny. Na razie wie o tym tylko cała Fantastyczna Czwórka i ja. Dziwię się, że na przykład Tony nie domyślił się prawdziwej tożsamości mojego przyjaciela.

Asiekowe One Shoty!Where stories live. Discover now