-Jenna, kochanie. Wstawaj. -poczułam ciepłą dłoń na swoim ramieniu i kobiecy głos. Uchyliłam lekko powieki i ujrzałam moją rodzicielkę.
-Mech, jeszcze 5 minut - przekręciłam się na drugi bok w poszukiwaniu spokoju.
-Jenna Delilah Hamilton! Spóźnisz się do szkoły! Jest 7:52.- otworzyłam momentalnie oczy i podniosłam się.
-Co?! Czemu nie budziłaś mnie wcześniej?!-zlazłam z łóżka, szybko chwyciłam ubrania i pobiegłam do toalety. Po 30 minutach byłam gotowa. Choć gdybym miała więcej czasu wyglądałabym lepiej. Teraz jest tylko znośnie. Ach! Kto będzie przywiązywał wagę do urody z rana. Na pewno nikt!
Rodzicielka podwiozła mnie do szkoły. Przekonanie jej by to zrobiła było nie lada wyczynem. Oczywiście nie obyło się bez pogadanki w samochodzie. "Chodzisz za późno spać! Nie nastawiasz budzika! Tylko telefon Ci w głowie! " gadanie..
Samochód zatrzymał się przed budynkiem mojego liceum.
-Tylko nie biegnij za szybko-ostrzegła mnie blondynka. Pocałowałam mamę w policzek i wyleciałam z auta. Biegłam ile sił w nogach, żeby nie spóźnić się na drugą lekcje. Pan Cruz nie lubił jak ktoś się spóźnia na jego zajęcia. Wolałam ominąć dodatkowych zajęć z matematyki i czyszczenie kibli w męskim. Wparowałam tak szybko do budynku, że nie zauważyłam mokrej podłogi na korytarzu. Upadłam na pupę i jęknęłam z bólu. Siedziałam tak przez chwilę,gdyż nie mogłam złapać oddechu i cholernie kręciło mi się w głowie. Uh,mama ostrzegała. Usłyszałam trzask drzwi wejściowych i męską sylwetkę przebiegającą obok mnie. Zignorowałam go i przymknęłam oczy. Odgłos butów umilkł.
-Co Ty robisz? Chora jesteś? -zapytał z drwiną i rozbawieniem w głosie. A żebyś wiedział dupku!
-Uh,idź sobie! - zaczęłam powoli wstawać, ale moje starania poszły na marne. Po chwili znowu grzałam miejsce na podłodze.
-Ostrożnie. Źle się czujesz? -poczułam czyjeś ręce na moich biodrach, które powoli mnie podnosiły.
-Um..dam radę sama. Puść. -chciałam zdjąć jego wielkie ręce z moich bioder, ale na marne. Jest dla mnie za silny.
-Przed chwilą dałaś popis. Chodź, zaprowadzę Cię do klasy. Gdzie masz lekcje?
-Ugh, 206.
-Serio? Też teraz mam tam lekcje. Od kiedy chodzimy razem na matematykę? - No tak. Nikt mnie nie poznaje. Jestem przezroczysta.
-Od zawsze. -mruknęłam jakby bardziej do siebie.
-Niemożliwe! Nie wierzę, że nie zauważyłem Ciebie wcześniej.
-Dlaczego? -zapytałam zaciekawiona jego odpowiedzią.
-Ponieważ jesteś..-przerwał mu Pan Cruz wychodzący z sali matematycznej.
-A Wy znowu spóźnieni! Po lekcjach proszę przyjść do mnie po szczoteczki do zębów! A teraz do klasy- O nie! Tylko nie zmywanie kibli!
-Ale profesorze. Eee..koleżanka źle się poczuła. Musiałem pomóc.- Ta. Nawet nie wie jak mam na imię. Typowe.
-Nie obchodzi mnie to. Do sali!
Ruszyliśmy w ciszy do klasy. Rozeszliśmy się do swoich ławek, a Pan Cruz znęcał się nad nami całą godzinę. Po lekcji od razu poszłam do mojej przyjaciółki , Tamary ,by opowiedzieć jej zaistniałą sytuacją dziś rano. Była zdziwiona i podekscytowana.
-Musisz się jakoś koło niego zakręcić! -prawie pisnęła na cały korytarz.
-Gha! Na pewno się dziś koło niego zakręcę! I koło kibla do którego godzinę wcześniej szczał! -wysyczałam poirytowana.
-Pan Cruz?
-Dokładnie -powiedziałam zrezygnowana i pożegnałam się z przyjaciółką ponieważ, zadzwonił dzwonek.
Resztę lekcji minęło mi szybko,z czego tym razem nie byłam zadowolona. Mycie kibli z przystojniakiem to nie najlepszy pomysł. Po drodze do pokoju nauczycielskiego spotkałam Mattiego. Tak właśnie ma na imię przystojniak. Bez zbędnych rozmów profesor dał nam szczoteczki i udaliśmy się czynić naszą powinność. Wybrałam najmniej osyfiony kibel i wzięłam się za robotę. Chciałam to skończyć jak najszybciej i wrócić do domu.
-Koleżanko?
-Jenna-ułatwiłam mu zadanie.-Matty. Matty McKibben-uśmiechnął się łobuziarsko i poruszał sugestywnie brwiami.
-Ta,wiem kim jesteś. Jak każdy.-prychnęłam pod nosem. Chłopak pokręcił głową i wziął się za szorowanie kibla. W tym samym czasie dostałam SMS. Wyjęłam z mojej bluzy telefon i przejechałam palcem po ekranie,by go odblokować.
Od: mamuś
Jenna, będą pod twoją szkołą za 10 minut. Zapomniałam Ci powiedzieć,że mamy wizytę u lekarza.
-Cholera-wrzuciłam szczotkę do umywalki i założyłam torbę na ramię.
-A Ty gdzie się wybierasz? -wstał i uniemożliwił mi wyjście.
-Mam wizytę u lekarza. Przesuń się.
-Um..to wiąże się z sytuacją z rana? - rozszerzyłam oczy i spanikowałam.
-Nie! Po prostu..mam uczulenie-powiedziałam co pierwsze przyszło mi do głowy.
-Na co? -uniósł jedną brew do góry, jakby mi nie wierzył.
-Na..koty. Muszę już iść. -zaśmiałam się nerwowo i wyminęłam chłopaka.***
Pierwszy rozdział. Jak się podoba? Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki! :D
CZYTASZ
Melancholia.
Teen FictionJenna,siedemnastoletnia,przezroczysta dziewczyna,chora na białaczkę. Matty,osiemnastoletni,przystojny chłopak. Czy Matty wywróci życie chorej, przez jedno poranne spotkanie na korytarzu szkolnym?