Wyspa jak każda inna - otoczona oceanem, porośnięta od stóp do głów różnoraką roślinnością. Czasami występowały tu wielkie jaskinie, czasami wysokie wzniesienia. Na owej, niewielkiej, ale jednak, wyspie żyli ludzie, zamieszkujący ją zresztą od pokoleń.
Mówiono, że choć jest ona jedną z mniejszych, znanych, zamieszkałych wysp, znajdziesz tu dokładnie to, czego potrzebujesz.
Osada liczyła ponad dwadzieścia domostw, lecz ich liczba ciągle się zmieniała, a chaty wyglądały na zupełnie nowe. Biorąc pod uwagę, że każde mieszkanie zajmuje przynajmniej trójka ludzi - rodzice oraz ich dziecko - można było powiedzieć, że po wyspie stąpało około sześćdziesiąt osób.
Na tej oto ziemi spotykało się puchate owce, jaki, względnie kurczaki i inne zwierzęta zapewniające produkty potrzebne do przetrwania. W wodach roiło się od ryb wszelkiego rodzaju.
Ogólnie żyło się tu dobrze, a zapasów żywności nie brakowało.
No, przynajmniej do czasu.
Chłodny klimat nie był jedynym zmartwieniem mieszkańców, a nawet zajmował drugie miejsce, jeśli spojrzeć na to rankingowo. Ale skoro ryzyko zamarznięcie nie było wystarczającym problemem, to co było? Otóż często spotykany kłopot większości ludzi to szkodniki. Jednak nie mowa tutaj o myszach plądrujących mieszkania czy jakichś nieprzyjemnych owadach.
Mała wyspa na północy i inne okoliczne osady na mniej, lub bardziej stałym lądzie musiały radzić sobie z czymś o wiele gorszym od małych gryzoni. Tym czymś...
- Naadciągają!
... były smoki.
Każdy normalny człowiek, raczej od razu, powinien się wynieść, znaleść lepsze miejsce do egzystowania.
Jednak w osadzie na owej wyspie nie mieszkali zwykli ludzie, lecz znani z morskich podbojów wikingowie.
A wikingowie jak wiadomo...
- Podajcie mi topór i tarczę! Niech ktoś wystrzeli strzały!
...walczą o swoje terytorium.
Wioskę oprócz dorosłych zamieszkiwały także ich dzieci, od małego szkraba uczone walki z latającymi bestiami.
Jedne zaczynały zbierać wiedzę z książek opisujących zachowanie smoków, inne wolały rozwijać umiejętności w walce z bronią.
Co brutalniejesze przypadki w młodzieży, już w wieku dwunastu lat miały na swoim koncie utkany na patyk łeb małego Zębiroga. Tym bardziej płochliwym było oczywiście znacznie ciężej, jednak takie sytuacje zdarzały się dość rzadko. Wszystkie dzieci już od momentu narodzin miały wbijane do głowy formułki typu: "Smoki stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo", "Dla nich to przyjemność, móc zabijać ludzi", "To bestie, ogarnięte chęcią rozszarpania cię na kawałeczki". Trudno więc było się dziwić, skąd w tak małych istotach tyle nienawiści.
Żądza krwi była obustronna, lecz nikogo to nie obchodziło. Nie zastanawiano się nad smoczym losem.
Jednak, zdarzały się też dzieci zupełnie inne niż wszystkie. Właściwie to trudno powiedzieć to zdanie w liczbie mnogiej.
Wyjątkowy był tylko jeden z nich.
Słońce powolno spływało w dół horyzontu. Małymi kroczkami zbliżał się wieczór. Przez umiejscowienie geograficzne drzew, mało kto śledził znikającą za nieboskłonem życiodajną kulę. Oczywiście ci, którzy byli na tyle sprytni i zwinni mogli wdrapać się na jedno z większych drzew i ze spokojem obserwować piękne zjawisko. Do takich osób zaliczał się pewien dwunastoletni, ciemnowłosy chłopiec. Codziennie przychodził w to samo miejsce, o podobnej porze, lecz rzadko obserwował słońce ustępujące miejsca swoim przyjaciółkom gwiazdom. Miał świetny widok na krzątających się po wiosce ludzi.
Był obserwatorem odkąd tylko pamiętał. Nigdy jakoś szczególnie nie przepadał za utrzymywaniem jakichkolwiek relacji z rówieśnikami w podobnym mu wieku. Lubił za to śledzić ich poczynania w określonej sytuacji czy wychwytywać u nich gesty szczególne, czyli takie, które były typowe tylko dla pojedynczych osób.
Niestety wkrótce stwierdził, że wszyscy mieszkańcy jego osady zachowywali się tak samo, według jakiegoś nudnego schematu. Oczywiście zależało to od funkcji jaką dana osoba sprawowała w wiosce, lecz zasada pozostawała taka sama.
Mimo wszystko to go nie zniechęcało. Powód był prosty - od czasu stałych wizyt smoków na ich ziemi zachowanie wikingów się zmieniło. Nowe obserwacje były dla chłopca, w pewnym sensie, zbawieniem. To sprawiło, że z czasem latające gady przestały mu przeszkadzać. Zaczął sporo o nich myśleć. Ich istnienie zaczęło go intrygować.
Można było pokusić się o stwierdzenie, że chłopiec zwyczajnie "przerzucił" się na inne hobby.
Zwykle podczas ataku smoków przesiadywał na szczycie swojego drzewa. Wsłuchiwał się w agonalne krzyki, zarówno wikingów jak i samych atakujących. Jego oczy wędrowały po masywnych sylwetkach Śmiertników Zębaczy i okrągłych cielskach Gronkielów. Widział jak każdy z gatunków atakuje swe ofiary i podziwiał to z niemym wyrazem twarzy. Nie wiedział czy jego firmowy uśmiech będzie w takich sytuacjach stosowny, ale stwierdził, że ma prawo uśmiechać się kiedy zechce i nikomu nic do tego. Zwłaszcza jeśli miał przed sobą tak cudowny obraz. Po prostu uwielbiał oglądać zamieszanie wśród ludzi.
Zdarzały się również chwile, kiedy chłopiec był obecny w czasie, gdy wioska znajdowała się w najgorszym momencie ataku.
Któregoś razu, podczas takiego właśnie wydarzenia, chłopiec dostał powód, by jeszcze bardziej pogłębić swe przemyślenia.
CZYTASZ
Ludzkie Ciało, Smocza Dusza | Drrr & HTTYD
Adventure|ZAWIESZONE| "Kiedyś sądziłem, że ludzie są interesujący. Mówiłem, że ich kocham, obserwowałem ich zachowanie i uczyłem się. Zawsze wiedziałem, że jestem inny, lecz próbowałem odpędzić od siebie tę myśl. Nazywano mnie potworem, a potem faktycznie sp...