Prolog II

178 12 3
                                    

Kamienna ścieżka prowadząca od chaty na obrzeżach osady aż do centrum wioski nie była bardzo długa. Spacerowało się po niej przyjemnie, mimo, sporadycznie napotkanych, śliskich głazów. Wilgoć w powietrzu robiła swoje.
Były jednak osoby, które chadzały tą drogą od tak dawna, że dokładnie wiedziały gdzie postawić nogę, aby się nie poślizgnąć.
Jedną z takich osób był Mikado Ryuugamine - dziewięcioletni chłopiec miał wiedzę, której używał do wymijania niebezpiecznych miejsc z gracją godną pochwały.
Dziś także wykorzystał swoje umiejętności i delikatnie niczym motyl pokonał tą nieprzyjemną ścieżkę. Zsuwał się powolutku w dół zbocza, na którym równo stał jego dom. Znajdował się on znacznie wyżej od pozostałych domostw, co dawało chłopakowi świetny widok na całą wioskę i pobliskie okolice.
Wspaniała sprawa.
Lecz Mikado czasami czuł się nieswojo w swojej odmiennej chacie.
Tutaj należy zadać pytanie - dlaczego akurat on mieszkał inaczej niż wszyscy?
Otóż, mały Ryuugamine był synem aktualnego wodza rodzinnej wioski, Berk. Wielu chłopców zazdrościło mu położenia, w jakim się znajdował, lecz zazdrość ta wynikała głównie z poczucia niesprawiedliwości w stosunku do Mikado.
Niestety trudno się było dziwić.
Nazwisko - Mikado Ryuugamine - w wolnym tłumaczeniu oznaczało "Cesarz Smoczych Szczytów". Samo nazwisko było słuszne dla jego rodu, gdyż wszyscy poprzednicy ojca Mikado naprawdę dobrze władali wioską.
Nie można było tego jednak powiedzieć o imieniu.
Chłopak został tak nazwany, gdyż sądzono, że w przyszłości wiele osiągnie.
Pomimo że był w tak młodym wieku, porzucono już tę nadzieję.
Często słyszało się rozmowy o sławnym wodzu, który po dziś dzień stoi na czele osady. Plotki głosiły, że w wieku trzech lat przypadkiem, a może i nie, zgniótł smoczą głowę niczym pluszowego misia. Od dnia narodzin Starszego, wszyscy wiedzieli, że będzie wyśmienitym wodzem. Zresztą, on sam także tak myślał.
Mikado z kolei bał się własnego cienia, przy czym był wyjątkowo naiwny, w porównaniu do innych dzieci. Ukradkiem go wyśmiewano, lecz był tak sympatycznym maluchem, że nie dało się minąć go bez uśmiechu na ustach i pogodnego "dzień dobry". Był też trochę nieśmiały, ale gdy u boku miał Masaomiego jego możliwości wzrastały kilkakrotnie.
Kim był Masaomi?
Tym uroczym blondynkiem, który właśnie zmierzał ku spacerującemu Ryuugamine.
- Hej! Mikado! - ujrzał przed oczami jasną czuprynę i te, zawsze uśmiechające się, brązowe ślepka.
- Cześć Masaomi! Skoro już tu jesteś, to może wytłumaczysz mi, dlaczego ciągniesz mnie ze sobą o tej porze? - spytał, chociaż sam od początku planował wyjść z domu i rozejrzeć się po osadzie.
- To ty nie wiesz? - zaśmiał się głupkowato i wykrzywił twarz w nieznośnym uśmiechu. - Zamierzam odwiedzić parę osób, no wiesz, interesy - mrugnął zagadkowo i głośno się roześmiał. Kolejny z nie dopracowanych dowcipów?
Masaomi zawsze taki był, lecz Mikado to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
- Ciekawe, jakie interesy. Jedyna rzecz, którą potrafisz załatwić to odgłos świerszczy po twoim nieudanym sucharze - blondyn spuścił głowę, mamrocząc coś o zranieniu jego uczuć. Lecz po chwili dwójka wybuchnęła głośnym śmiechem i oboje ruszyli w bliżej nieokreślonym kierunku.
Masaomi Kida był najlepszym przyjacielem Mikado od ponad pięciu długich lat. W przeciwieństwie do syna wodza, był bardzo pewny siebie i umiał się bawić, pomimo że jego poczucie humoru nie zawsze było rozumiane przez innych.
Z charakteru był towarzyski, łatwo dogadywał się z ludźmi. Wycinanie kawałów miał we krwi, przez co często oboje wpadali w kłopoty.
Nie można było nazwać go strachliwym, miał spore ambicje i z grubsza znał swój przepis na życie. W skrócie, to Masaomi był bardziej rezolutny z ich dwójki.
Określilibyśmy ich jako "ogień i woda".
Zagadką było, jak ci dwoje tak dobrze się dogadywali?
Teoretycznie nie mieli wspólnych cech i nie łączyło ich zbyt wiele, jeśli chodzi o zainteresowania.
Mimo tego, byli najlepszymi przyjaciółmi, a podczas wspólnego spędzania czasu różnice między nimi nie wydawały się tak duże, jak w rzeczywistości.
Ich historia rozpoczęła się w dniu, kiedy to złożyli sobie przysięgę. Mieli niecałe cztery lata, a wiadomym jest, że dzieci w tym wieku nie są zbyt poważne. Nie planują swojej przyszłości i szybko zapominają o, co ważniejszych, rzeczach.
Dlatego nigdy nie wolno na nich polegać.
Jednak w przypadku naszych bohaterów było inaczej. Głupia obietnica sprawiła, że spowiła ich trwała nić przyjaźni i chłopcy mieli nadzieję, że pozostanie ona taka już zawsze.
Mikado nadal pamiętał, jak po przebudzeniu zobaczył śpiącego na jego brzuchu małego blondynka. Masaomi tamtą noc, za sprawą ich rodziców oczywiście, spędził u bruneta. Mikado pierwszy raz spał w jednym pokoju z kolegą, a powodem była nieśmiałość i delikatna aspołeczność czterolatka. Był więc jednocześnie zmieszany, jak i szczęśliwy.
A wtedy brązowe ślepka otworzyły się i przywitał go radosny głosik. Po chwili zorientował się w jakiej sytuacji znalazła się jego osoba, co wywołało niekontrolowane rumieńce.
Masaomi jednak szybko się otrząsnął i z pełną powagą przyłożył łapkę do serca, po czym oświadczył:
- Postanowiłem! Mikado, od dnia dzisiejszego, aż do końca świata będę trwał u twego boku jako twój najlepszy przyjaciel!
Jego głos lekko drżał, a on sam trochę seplenił, ale miał w końcu tylko cztery lata. Tylko...
Na to wspomnienie Ryuugamine szeroko się uśmiechnął. Mało brakowało, a wpadłby w przechodzącą obok staruszkę. Wypadkowi zapobiegł Masaomi, który w ostatniej chwili pociągnął Mikado za rękaw zielonej bluzki.
- Jej, uważaj! - brunet wymamrotał ciche "przepraszam" w stronę kobiety. - Co ja z tobą mam... - Kida wykrzywił twarz w grymasie, lecz po chwili znów przybrał pogodny wygląd.
- Wybacz, wybacz, zamyśliłem się - podrapał się po głowie. - Właściwie, to po co tu przyszliśmy?
- Mówiłem już. Interesy - powiedział i udał się w stronę niewielkiej chaty.
Z jakiegoś powodu, chłopak dopiero teraz zauważył, że blondyn trzyma w rękach małe zawiniątko. Nie zdążył niestety zapytać o tajemniczy przedmiot, gdyż usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili rozniósł się odgłos skrzypiących zawiasów. W wejściu stanęła kobieta, w której Mikado rozpoznał matkę swojej przyjaciółki - Anri Sonohary. Przywitali się krótko i ruszyli w dalszą drogę. Ryuugamine uznał, że nie warto pytać, gdzie dokładnie się kierują.
Jeśli chodzi o Anri - tak, była to przyjaciółka dwójki chłopców. Dziewczynka miała krótkie czarne włosy i brązowe oczy. Była w ich wieku, więc w miarę łatwo dało się z nią porozumieć. Na nieszczęście, z charakteru była bardzo nieśmiała i zamknięta w sobie. Podczas, gdy Mikado z roku na rok coraz lepiej dogadywał się z ludźmi, Anri zdawała się być odcięta od mieszkańców, w każdy możliwy sposób. Z drugiej strony, Sonohara była w stanie śmiać się i zachowywać jak normalna dziewczyna w towarzystwie bliskich jej przyjaciół, więc jej mama nie musiała się o nią martwić.
Skromnym zdaniem Mikado, Anri była ładna i osobiście bardzo ją lubił.
Podobnie zresztą myślał Masaomi, o którym mówiono, że jeśli zechce, zdobędzie całusa od mężatki z dzieckiem.
Spacer po osadzie był przyjemny.
W prawdzie nie można było go do takowych zaliczać podczas ataku smoków, ale trzeba było przyznać, że chwila wytchnienia na świeżym powietrzu zwracała utracony po walce humor.
Problem polegał na tym, że nie każdy potrafił rozkoszować się malowniczymi zachodami słońca, czy ćwierkaniem ptaków.
Po pierwsze, wszyscy mieszkańcy wioski byli wikingami. A jak wiadomo, wikingowie mają dość specyficzne zwyczajne i "eleganckie inaczej" maniery.
Mikado wiedział o tym dobrze i mógł to nawet udowodnić obserwacjami z dzisiejszej przechadzki z Masaomim.
Chwilę temu, na przykład, minęli się z Simon'em - starszym o kilka lat znajomym. Facet był dość młody, a mimo tego wzrostem dorównywał większości dorosłych. Jakby tego było mało, miał dziwnie ciemny odcień skóry, co czyniło go człowiekiem wyróżniającym się z tłumu. O dziwo, jego niecodzienny wygląd wspaniale wkomponował się w naturalny pejzaż osady. Pasował do całości i to się liczyło.
Jednak nawet to nie zmieniało faktu, że Simon nie najlepiej radził sobie z porozumiewaniem się z innymi. Mówił w dziwny sposób i często ciężko było go zrozumieć.
Tak samo stało się i tym razem.
Mikado i Masaomi nie zauważyli prawie dwumetrowego biegnącego mężczyzny. Biedacy zostali powaleni na ziemię, lecz po chwili przywitał ich poczciwy uśmiech i wielkie ręce podniosły ich na nogi. Usłyszeli niewyraźne "dzień dobry", a Simona już nie było.
Drugi powód był prosty - Berk to niezwykła wyspa, pełna wyjątkowych ludzi. No, może na tak niezwykła, ale napewno inna niż wszystkie.
Bo przecież która osada posiada dzieciaka wyrywającego drzewa, niszczącego chaty uderzeniem pięści, a do tego nienawidzącego przemocy?

Ludzkie Ciało, Smocza Dusza | Drrr & HTTYD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz