Poszukiwania

46 5 4
                                    

Jechał teraz leśną drogą, w kierunku swojego nowego domu. Potrzebował odosobnienia i odpoczynku, Podlasie zdawało się najlepszym wyborem. Odziedziczył tam domek po swojej zmarłej babci, dawno tam nie był. Przyjeżdżał tam na wakacje jako dziecko, dobrze pamiętał smak kanapek ze smalcem, albo leżącą na piecu kozią nogę, którą babcia wymierzała karę swoim niegrzecznym wnukom. Wiele razy unikał gniewu koziej nogi, i przekierowywał go na swoje rodzeństwo, dzięki swojej nadprzeciętnej inteligencji. Dzięki niej w wieku dwudziestu trzech lat został szanowanym profesorem. Sam nie wiedział po kim odziedziczył ten geniusz, jego rodzina była bandą idiotów bez perspektyw, a przynajmniej tak mawiał.

Zatrzymał się pod jednopiętrowym, ceglanym domem, który należał do jego nowych sąsiadów. Miał odebrać od nich klucze, to oni zajmowali się babcinym domem od czasu jej śmierci.

Pamiętał ich troche niewyraźne, jakby przez mgłę. Otyły facet z obleśnym wąsem, z którego zawsze skapywała zupa, nazywał się chyba Piotr. Jego rozmemłana żona Felicja, która sama nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ich syn Euzebiusz, tym imieniem zmarnowali mu całe dzieciństwo. Mieli jeszcze córkę, Karmen, urodziła się tydzień przed ostatnim wyjazdem. I tyle, zresztą co więcej mógł zapamiętać ośmiolatek.

- Tomasz, no, pokaż się! Ale wyrosłeś, prawdziwy już z ciebie mężczyzna! - Krzyczał otyły wąsacz. Zabawne, że mimo tylu, lat zachował swoje rubaszne zachowanie. - Felicja, cho no tu, zobacz, jak nam sąsiad wyrósł! - Krzyczał nadal, tym razem w stronę otwartych drzwi ceglanego domku. Wybiegła z nich ów Felicja, totalne przeciwieństwo swojego męża.

- Miło mi cię widzieć, Tomaszku. - Powiedziała w swoim mdłym stylu i pocałowała mężczyzne w policzek. - Gdzieś tu musi być Karmen, ona da ci klucze, poszukaj jej. My musimy jechać do miasta, wpadnij na kolacje. - Rzekła z entuzjazmem denata.

A więc musiał odnaleźć dziewczynę którą ostatnio widział jako niemowlę, przynajmniej miał zaproszenie na kolację. Co jak co, ale do gotowania nigdy nie miał talentu, nie przejmował się tym dopóki posiadał gosposie.

No cóż, panie Lindemann, wygląda na to, że będzie pan musiał nauczyć się robić jajecznice sam.

Pomyślał, kierując się w stronę wciąż otwartych drzwi. Wszedł do środka, a jego oczom ukazała się typowo wiejska kuchnia. Wszędzie wisiały makatki z tekstami w stylu :''Mężu miły, mężu drogi przynieś garniec świeżej wody''. Nie były może stylowe, ale za to bardzo klimatyczne. Na kaflowym piecu wisiały pęta kiełbasy, czosnku i zasuszonych grzybów. Jakby w tym miejscu czas się zatrzymał jakieś dwadzieścia pare lat temu. Drewniane meble i robione na krośnie, które zresztą stało w kącie, dywany potęgowały to wrażenie.

Na dole nikogo nie było, obszedł kuchnie, pokój dzienny, sypialnie małżeństwa, pokój Euzebiusza, zajrzał nawet do łazienki. Nikogo nie było. Pozostała mu jeszcze jedna opcja, schody na stryszek.

Powoli wspinał się po skrzypiących, drewnianych schodach. Nie ufał im, tak jak psu z pianą na pysku, nie zasługiwał na śmierć w tak młodym wieku, a jeśli już to nie w tak głupi sposób. Gdy wreszcie dotarł do drewnianych drzwi, prowadzących zapewne do pokoju Karmen, odetchnął z ulgą. Uchylił lekko drzwi, wsuwając się jednocześnie w powiększający się otwór. Wszedł do środka, z rezygnacją stwierdzając, że pomieszczenie jest puste.

No panie Lindemann, wygląda na to, że jest pan zkazany na nocleg w pańskim samochodzie.

Stwierdził z rezygnacją. Postanowił rozejrzeć się po pokoju, coś go w nim urzekło. Ciepłe promienie czerwcowego słońca rozświetlały pomieszczenie, wpadając przez duże okna na dachu. Pod jednym stało metalowe łóżko z pościelą w małe różyczki. Nieopodal niego znajdowało się białe biurko, a na nim przeróżne rzeczy, zaczynając od zeszytów, kończąc na szklanych rybkach, zapewne znad morza. Zeszyty. Mimo, że był koniec czerwca można było w nich zauważyć nowe notatki, pokreślone zadania, wzory matematyczne. Ta dziewczyna zapewne nie jest ścisłowcem, widać było, że matematyka sprawia jej trudność.

Z zamyśleń wyrwał go cichy i delikatny głos.

- Szuka pan czegoś? - Odwrócił się przestraszony, to niemożliwe, żeby zakradła się tak cicho, po tych cholernych schodach. Stała przed nim przemoczona do ostatniej nitki, wysoka brunetka. Chociaż w porównaniu z prawie dwumetrowym Tomaszem, wydawała się bardzo niska, zresztą, przy nim wszyscy wydają się niscy. W rękach trzymała duży słomiany kapelusz z którego, jak i z całej dziewczyny, skapywała woda. Jej długie, mokre włosy, przylegały do wilgotnej skóry i białej sukienki. Wyglądała jak słowiańska nimfa, kusząca swoimi wdziękami naiwnych młodzieńców.

- Co ci się stało? - Spytał z zaciekawieniem.

- Wpadłam do jeziora. Czy czegoś pan szuka? - Odparła jakby wpadanie do jeziora było jej codziennością, jak jedzenie śniadania czy mycie włosów.

- Jak to wpadłaś do jeziora? - Spytał z jeszcze większym zaciekawieniem.

- No wie pan, to tak jakby wpaść do rzeki, tylko, że do jeziora. Czy czegoś pan szuka?

- Tak, kluczy... do domu. - Odparł trochę speszony, gdy dziewczyna zaczęła zdejmować sukienkę. Nigdy nie był typem podrywacza, chociaż mógłby. Umięśniona sylwetka, ostre rysy twarzy, mocno zarysowana żuchwa, kobiety leciały na to, lecz biednemu Tomaszowi głowe zaprzątała głównie nauka. Poza tym, szukał kobiety na stałe, z którą mógłby założyć rodzinę, a jak na nieszczęście, los zsyłał mu tylko przelotne romanse. Brunetka opatuliła się różowym ręcznikiem leżącym na krześle, po czym otworzyła szufladę małej komódki i wyjeła połyskujące klucze.

- Proszę. - Powiedziała, wręczając klucze.

- Masz kłopoty z matematyką? - Zapytał, dziwiąc sam siebie.

- Tak, i z chemią, ale to nic takiego. - Odparła patrząc się na palce swoich stóp.

- Mogę ci pomóc, jestem dobry w tej dziedzinie. - Powiedział, jeszcze bardziej się zadziwiając.

- Och, dziękuję. Nie wiem, jak się panu odwdzięczyć. - Odrzekła cicho.

- Umiesz robić jajecznicę?

- Tak.

- To dobrze.

No, panie Lindemann, zapowiada się bardzo ciekawa znajomość.

************************************
Chciałabym podziękować mojej kochanej Flegmatyk, za to, że jest i, że mimo moich błędów, jeszcze nie wydłubała sobie oczu.

KarmenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz