One Shot

124 11 1
                                    

Zanim to wszystko się wydarzyło, siedziałam sobie spokojnie u Iris i jak zawsze grałyśmy na Nintendo w najnowsze wersje Pokemonów, rozmawiając z sobą w międzyczasie. Obie mimo ukończonych osiemnastu lat nadal byłyśmy wierne naszym zainteresowaniom z dzieciństwa.

-Rose, chcesz może jeszcze coś do picia? - odłożyła na chwile konsole.

-No jak ci się chce - powiedziałam nie odrywając oczu od gry, a Iris powędrowała już do kuchni wracając za minutę z zimną butelką Fanty winogronowej -Wino~grona!? - gdyby mogły moje oczy zaczęłyby błyszczeć. Wypiłam dwie szklanki tego wspaniałego trunku i przez przypadek spojrzałam na zegarek.

-O cholera już po 23, a ja zapomniałam, że dzisiaj jestem pieszo ... Głupi zepsuty rower....

-Przecież możesz spać u mnie jak ostatnio. Dzisiaj jest piątek, wiec jutro nie ma się czym przejmować.

-Tak, ale obiecałam mamie, że z samego rana pomogę jej w porządkach i nie chcę znowu zadręczać twoich rodziców moją obecnością - powiedziałam oczywiście z lekkim żartem, zawsze u siebie nawzajem spałyśmy, lecz tym razem zamierzałam dotrzymać danego słowa mamie. Szkoda tylko, że tak późno mi się o tym wspomniało, bo przede mną jeszcze pół godziny drogi.

-Ale nie boisz się tak, może zapytam się moich czy cię odwiozą - jak zawsze się o mnie troszczyła, to była jedna z cech, które u niej kochałam.

-Na prawdę dam sobie rade -uspokoiłam ją, przewiesiłam torebkę przez ramię i powędrowałam w stronę domu, machając jej na pożegnanie. Miasteczko, bo miastem to to nazwać nie można, było z reguły spokojne, a na ulicach było prawie, że całkowicie pusto. Nie licząc barów w których niezliczona liczba osób zabiją swoje smutki, lub jak to niektórzy piją bo lubią. Nagle w moim brzuchu odezwały się dwie szklanki napoju, które wypiłam przed wyjściem. Mimo to powędrowałam dalej, lecz nie wytrzymałam ani 5 minut. Przeklęłam w myślach swój mały pęcherz i rozmyślałam jak to wszystko ugrać. Nie mając innego wyboru skręciłam w uliczkę, za którą na dziedzińcu stała toaleta publiczna.

-Boże jak ja ich nie znoszę, zawsze tam śmierdzi i jest brudno - zeszłam na dół, a oświetlenie na mój ruch od razu się włączyło. Były to stare ubikacje, dlatego też były tak dziwnie wbudowane w ziemię. Weszłam do jeden z kabin zamykając na klucz drzwi. Po chwili gotowa już chciałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam kroki schodzące po schodach i na pewno nie była to jedna osoba, tylko z kilka facetów zachowujących się tak głośno jak tylko się dało. Wstrzymałam oddech, a serce zaczęło mi bić jak szalone. Nie mogłam teraz wyjść. Musiałam sprawiać wrażenie, że mnie tu wcale nie ma. No i po co mieli by iść do damskiej części mimo, że dzielił je tylko mały korytarzyk.

-No chłopaki - krzyknął jeden z nich ochrypłym głosem - bierzcie spreje i niech każda kabina będzie miała nasze logo. Sprawimy, że całe miasto będzie tym umazane i pokarzemy im na co nas stać. Dobra, dwójka idzie do damskiego, a my w trójkę do męskiego.

-O kurwa! - pomyślałam, teraz to już mam całkowicie przewalone. Jedyną szansą było to, że gdy zobaczą zamknięte drzwi odpuszcza sobie tą kabinę. Miałam szczęście również, że były one murowane i od spodu nie było widać moich stóp. Cała spocona z nerwów i stresów stałam jak wryta zaciskając coraz mocniej pasek od torebki - Oby stąd poszli, oby stąd poszli - nie myślałam o niczym innym, jak tylko o tym, jakimi gnojami moją się okazać owi mężczyźni. Po głosie można było też stwierdzić, że mają przeszło 20 lat i że pewnie są jebanymi dresami... Nienawidziłam takiego typu ludzi...Już raz się na takich przejechałam. Głosy dwójki z nich były już coraz bliżej i już znajdowali się kabinę obok. Przymknęłam oczy, a w głowie kręciło mi się cholernie od tego strachu. Nagle jeden z nich pociągnął za klamkę. Wstrzymałam oddech...

Nie oddam Cię nikomu [One Shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz