1$

12.2K 1.2K 1.1K
                                    

zmieniłam miejsce akcji na Brooklyn, bonów Nowy Jork znam lepiej niż Sydney.
łapcie zwiastun xx
wtt mnie nienawidzi i rozdział wrzuca z mojego konta @OriginalQueer aka 2 matka tego ff

Patrzenie na tego zmarnowanego dzieciaka sprawiało, że przypominałem sobie różne fakty ze swojego życia. Mój ojciec nie zbankrutował, to nie dlatego skończyłem na ulicy. Po prostu... Musiałem się pozbierać i tyle powinniście wiedzieć. Koniec końców jego mina, gdy szamał moją popisową pizzę pepperoni, wywoływała uśmiech na ustach oraz ciepło w sercu. Poczułem się dobrym człowiekiem, co było mało punk-rockowe, ale... trochę michaelowe. Tylko trochę!

Zrobiło się rzeczywiście późno. Pub opustoszał, a goście pozostawili po sobie brudne naczynia i gumy poprzyklejane do odwrotu blatu stołowego. Jak w podstawówce. Choć szczerze mówiąc ja i tak wierzę, że niektórzy ze stanu umysłowego "podstawówka" nigdy nie wyrosną.

- Hej, Cliffo. - O wilku mowa. Calum w swojej skórzanej kurtce, z niesamowicie męską torebką, należącą do Susanny tak na marginesie, wszedł na zaplecze, by złożyć fartuch. - Zmywam się. Ash już poszedł.

- Nie ma sprawy, zamknę. - Skinąłem krótko. Zazwyczaj to ja zamykałem, ponieważ moje mieszkanie mieściło się całkiem niedaleko. Kolejny pozytyw, nigdy nie tłukłem się z rana ukochaną komunikacją miejską. Negatyw, zawsze spóźniałem się na pierwszą zmianę.

- Co z nim? - Hood zniżył głos do szeptu, patrząc znacząco w stronę niemal płaczącego do czwartego kawałka pizzy (znowu) Luke'a.

- A co ma być?

- Jak powiesz mu, że... No wiesz. Nie może zostać tu na noc?

- Pewnie ma już jakieś lokum...

- Ten koleś płacze do pizzy.

- Ugh, Cal. - Przeczesałem włosy palcami. O to się nie martw, ja go tu ściągnąłem, ja się go pozbędę.

- Tylko żebyś czasem nie zyskał pakietu wejściowego do nieba. - Uniosłem jedną brew. - Za dobre uczynki. To nie wieczór dobroci dla spłukanych milionerów, Michael.

- O to się nie martw. - Położyłem dłoń na ramieniu Hooda.

- Mike...

- Widzimy się w piekle, leć, bo Susanna cię zabije.

Calum rzeczywiście, dość niechętnie, opuścił pizzerię, zostawiając mnie, Luke'a i karaluchy samych sobie. Jak co wieczór, przekręcił tabliczkę "otwarte" na "zamknięte", bym bezkarnie mógł rozkręcić którąś z płyt i zetrzeć blaty. Tamten dzień był dniem Green Day, więc padło na Uno. Bez słowa, tanecznym krokiem zabrałem się za niedokładne przejeżdżanie stolików ścierką.

Dźwięk muzyki sprawia, że szaleję, ustalmy to, nic w tym dziwnego. Jednak Luke'a rozbawiłem. Odniósł grzecznie talerz do kuchni, a potem oparł się o barek, wciąż obserwując jak poruszam biodrami. Oberwał za to szmatą.

- Ej co jest?!

- Nabijasz się ze swojego Archanioła Stróża, deklu!

- Wcale nie...

- Myślisz, że odpowiem "wcale tak"? - Pokręcił przecząco głową. - Skończyłem, będę znikać. - Nagle, jak na zawołanie jego mina zrzedła. Odłożył materiał, przeczesał tłuste włosy palcami, a potem mruknął "ok" na znak, że zrozumiał.

- No dobrze... Dzięki, Michael, wcale nie musiałeś tego robić.

- Wiem, jestem po prostu zajebistym gościem. - Udałem, że odrzucam włosy, na co znów mimowolnie się roześmiał. Odkryłem jeden ciekawy fakt, polubiłem rozśmieszanie go. Calum i Ash uznawali moje żarty za suche, Luke sam opowiadał gorsze, o czym miałem się wkrótce przekonać.

2 broke boys {muke} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz