III

38 6 0
                                    

Podtrzymując martwą mysz za ogon, opuściłam kryjówkę i zrobiłam kilka kroków na południe.
-Max!-Zawołałam, po czym gwizdnęłam by prędzej zwrócić na siebie uwagę kompana.
Nie kazał mi na siebie długo czekać, bo już po chwili wyłonił się z lasu. Stał chwilę w bezruchu, po czym poszczekując, ruszył w moim kierunku.
-Witaj Maksiu- Powiedziałam, gdy dzieliło nas zaledwie kilka kroków. Spowodowało to natychmiastowe zatrzymanie się potężnego, przerośniętego bernardyna-Siad.
Zmutowany czworonóg usiadł i obserwował. Jego piękne, niegdyś brązowe oczy były teraz czerwone i załzawione. Łapiąc z nim kontakt wzrokowy, zamachnęłam się i wyrzuciłam mysz w powietrze. Max oderwał się od Ziemii, podskoczył i chwycił ją jeszcze w powietrzu. Gdy opadł na ziemie, usiadł, po czym połknął ją w całości. Był inny od wszystkich zwierząt, a jednocześnie taki sam. Gdybym podeszła do niego zbyt blisko z pewnością rzuciłby się na mnie i bardzo szybko uśmiercił. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Większość zarażonych najpierw unieruchamia swoja ofiarę, a potem pożera. Wszystko na żywca. Umierasz wtedy z wykrwawienia. Na szczęście wystarczył metr odległości między nami, by zachowywał się tak jak przed wszczepieniem chipu do jego mózgu. Podejrzewałam także, że mogli zrobić ze zwierzętami coś gorszego, dzięki czemu ich ciało, mimo iż gnije i krwawi a często także ropieje, nie niesie za sobą żadnych skutków. Spojrzałam na czarny zegarek, który nosiłam na prawym nadgarstku. Wskazywał piętnastą czterdzieści dwie. Odwróciłam się na pięcie, po czym rzuciłam:
-Chodź Max, spacer.
Zaraz po wypowiedzianych przeze mnie słowach zwierzak dumnie maszerował po mojej lewej stronie. Dzieliły nas zaledwie dwa metry. Postanowiłam, że udam się na wschód, gdzie często wychodziłam z psiakiem. Moim celem było brukowe boisko. Mimo tego, że kiedyś często przychodzili tam ludzie, a potem kręciło się tam pełno zarażonych, teraz było tam bardzo spokojnie, a ja ceniłam spokój.

                                                                                           ***

Gdy tylko Max zobaczył miejsce docelowe naszego spaceru, radośnie poszczekując, ruszył przed siebie. Uśmiechnęłam się i przyśpieszyłam kroku, by psiak nie zniknął mi z pola widzenia. Jednak nie musiałam się martwić, gdyż gdy tylko psiak zbyt bardzo się oddalił- stawał i czekał, aż nieco się do niego zbliż, po czym znów beztrosko biegał w tą i z powrotem. "Zachowuje się jak szczeniak" pomyślałam i na chwilę przystanęłam by poobserwować jego poczynania. Po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie, więc postanowiłam usiąść na pobliskiej ławce. Gdy byłam tuż obok niej, Max na chwilę zniknął mi z oczu, lecz nie przejęłam się tym zbytnio i usiadłam. Po kilku minutach słuchania śpiewu ptaków i walki ze snem usłyszałam tuż obok mnie głośne sapanie. Odruchowo otworzyłam oczy i zobaczyłam otwarty pysk bernardyna tuż przed swoją twarzą.
-Maax!-krzyknęłam, odsuwając się- Nie tak bliskoo!
Jednak on nie zareagował na moje słowa i ciągle siedząc z wywalonym językiem, patrzył z zastanowieniem co ja tak właściwie robię. Odetchnęłam. Już chciałam wracać, gdy na ziemi zobaczyłam małą piłkę.
-Porzucać Ci?-Zapytałam się, po czym schyliłam się, by podnieść czerwoną piłeczkę.
Pies od razy do mnie podszedł i zniżając głowę, czekał.
-APORT!-Krzyknęłam i z całej siły wyrzuciłam kule, jak najdalej mogłam.
Max od razu ruszył za nią. Gdy zaczęła kierować się ku ziemi, ten potężny bernardyn wyskoczył w celu jej złapania, lecz ona tylko uderzyła go w pysk i zmieniając trajektorię lotu opadła na trawę. Zdziwiony swoim niepowodzeniem opadł, po czym przeszedł kilka kroków w lewo, by złapać leżący tam cel i przynieść mi pod nogi. Byłam zdziwiona jego zachowaniem, gdyż nigdy nie uczyłam go aportować, a zrobił to prawie bezbłędnie. Choć nie ukrywam- moje nieudane eksperymenty łapie o wiele lepiej. Kiedy max doszedł do mnie i wypuścił z pyska piłkę oklejoną śliną, ropą i pianą automatycznie odechciało mi się kontynuować tę zabawę.
-Wystarczy na dziś- Powiedziałam- wracajmy do domu.
Odwróciłam się w interesującym mnie kierunku, lecz kiedy chciałam ruszyć, poczułam niemiłosierny ból w prawej nodze. "To przez ugryzienie" przeszło mi przez myśl, lecz byłam zbyt daleko od domu, by zażyć antidotum. Ten spacer był bardzo nie odpowiedzialną rzeczą z mojej strony, gdyż bardzo dobrze wiedziałam, co zarażona mysz pozostawiła na moim udzie. Po chwili poczułam, że tracę kontrolę nad moimi nogami, co spowodowało, że upadłam na ciepły bruk. Próba podniesienia się zakończyła się niepowodzeniem. Po kilku sekundach nie miałam siły ruszyć nawet palcem a każda próba ponownego otworzenia oczu kosztowała mnie mnóstwo energii. W końcu się poddałam i straciłam przytomność, a szczekanie Maxa było ostatnią rzeczą, którą słyszałam.

                                 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 03, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Nowy Początek [W TRAKCIE POPRAWEK ROZDZIAŁÓW]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz