Lato w Ikebukuro wygląda bajecznie, zresztą jak każda pora roku. Słońce grzało dość mocno, a na ulicach można było dostrzec wielu turystów, mówiących w różnych językach. Nieważne, jak daleko byłeś od baru z rosyjskim sushi i tak słyszałeś głos Simona, czarnoskórego Rosjanina zapraszającego na posiłek, który nawet w dniach z pięćdziesięcioprocentowym upustem nie jest robiony z ludzi. Idealna oferta. Mógłbyś pomyśleć, że w tej dzielnicy Tokio nie można mieć jakichkolwiek problemów, że życie jest wesołe. Błąd. Dowodem na to jestem ja. Ryugamine Mikado. Od sześciu miesięcy mimo tego, że na mojej twarzy widnieje uśmiech, wewnątrz jestem pogrążony w wielkiej rozpaczy. Nie jestem tym samym Mikado, który tutaj przyjechał. Wiele osób mówi mi: „Ryugamine, zmieniłeś się", ale nikt nie zapyta dlaczego, czy coś się stało. A stało. Może i mam teraz niby fajnego Kouhaia, ale jednak więź, która nas łączy, nie jest taka sama, jak ta, która łączyła, i mam nadzieję nadal łączy, mnie z Masaomi Kidą. Kim jest Kida? To najbardziej popieprzony nastolatek, jakiego znam. Dla którego przeprowadziłem się do Ikebukuro. Tleniony blondyn, który robił wszystko, żeby tylko doprowadzić mnie do zawstydzenia. Lubiący flirtować z każdą dziewczyną, wcale nie musiała być wybitnie piękna. Którego hobby to komentowanie sporego biustu Sonohary, a biedulka nawet o tym nie wiedziała. Swoją drogą, ciekawe co u niej... Ekhem, wracając. No dobra, ale dlaczego przez niego cierpię? A więc dlatego, że ten idiota, nie patrząc na czyjeś uczucia, postanowił wyjechać sobie z Saki, swoją dziewczyną. Cudownie, nieprawdaż? Od jego wyjazdu, nie ma dnia, w którym bym nie myślał o naszych nocnych przechadzkach po Ikebukuro, wygłupach i ogólnie o nim. Chcąc czy nie chcąc muszę się przyznać do bolesnej prawdy, jaką jest to, że zakochałem się w tym debilu. Och, Ryuugamine, ty pedale, zakochałeś się w swoim najlepszym przyjacielu. Może to przez tą tęsknotę zacząłem popadać w coraz większe problemy? Aoba, Niebieskie Kwadraty, Dolary. Od myślenia nad tym wszystkim i użalania się nad sobą oderwał mnie dzwonek do drzwi.
- Kogo to znowu niesie...- burknąłem pod nosem i zszedłem z parapetu. Oby nie Aoba, oby nie Aoba. Będąc przy drzwiach przeczesałem włosy i je otworzyłem. Zauważyłem przed sobą niebieskowłosego, uśmiechniętego, małego skurwiela.
- Oooohaaaayooo Senpai!- Ech, czyli jednak Aoba. Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć wparował bez pytania do mojego mieszkania i skierował się do salonu rozsiadając na kanapie. Westchnąłem i poszedłem za nim wcześniej zamykając drzwi.
- A więc, co Cię do mnie sprowadza, Aoba-kun?- mruknąłem ponownie siadając na parapecie i patrząc przez otwarte okno.
- Miałeś iść dzisiaj ze mną na letni festyn, senpai- Aoba(potocznie zwany przez autora Amebą) skrzyżował ręce na klatce piersiowej posyłając mi pełne żalu i oburzenia spojrzenie.
- Faktycznie. Skoro obiecałem, to pójdę- mruknąłem przenosząc na niego wzrok. Czemu nie zrobiłem mu jeszcze krzywdy... A nie, wróć, zrobiłem. Wbiłem mu na wylot długopis w dłoń. Ale mu to później ładnie opatrzyłem. Po raz kolejny wstałem z parapetu i poszedłem na korytarz założyć buty. Za każdym razem, jak na niego zerkałem patrzył się na mnie z uśmiechem. Przerażający dzieciak.
- No chodź- mruknąłem i wyprostowałem się biorąc klucz do mieszkania. Kiedy wyszliśmy zamknąłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz wiedząc, że kouhai idzie za mną. Bez słowa szliśmy w stronę placu głównego, gdzie był ten festyn. Po drodze przeleciało przed nami kilka automatów i znaków drogowych. Ktoś wkurzył Shizuo. Pewnie znowu Izaya, bo kto inny. I można powiedzieć, że zapeszyłem, bo tym razem przed nami nic nie przeleciało tylko przebiegł czarnowłosy w kurtce z futerkiem i nożem w ręku, a za nim pogonił blondyn w stroju barmana i dzierżący w prawej dłoni znak stop. Nadal zastanawiam się, jak w Ikebukuro funkcjonuje ruch drogowy bez tych wszystkich znaków... Ale to chyba w tym momencie nieistotne. Kiedy mówiłem, że bez słowa idziemy z Aobą na ten festyn, myliłem się. Dopiero uświadomiłem sobie, że On cały czas nawija. Ale to nie moja wina, że moje myśli skierowane są na jasnowłosego o karmelowych oczach. Nic nie poradzę, na to, że aż tak za nim tęsknie i zrobiłbym wszystko, żeby teraz zamiast Aoby, to On szedł obok mnie z zarzuconą na moim ramieniu ręką. Ale o tym to mogę chyba sobie tylko pomarzyć.
- Senpai... Nie słuchasz mnie- mruknął młodszy patrząc na mnie.
- Gomen, zamyśliłem się- odpowiedziałem mu odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnąłem się do niego, żeby już nie zadawał zbędnych pytań.
- No dobrze, Senpai. Nic się nie stało- wyszczerzył zęby i zaczął wesoło podskakiwać, kiedy byliśmy już na miejscu- Najpierw na diabelski młyn!- zawołał i zanim zdążyłem zaprzeczyć lub przytaknąć pociągnął mnie w jego stronę. Co za irytujący dzieciak. Po kilkudziesięciu minutach, kiedy Aoba zastanawiał się, gdzie chce iść teraz, mi przed oczami mignęła znajoma postać. A najbardziej ta bluza... Jednak zbyłem tę myśl. Przecież każdy może sobie kupić taką bluzę. I każdy może mieć blond włosy. Przecież to nie musiał być Kida... Nie, Mikado, nawet się nie łudź. To nie był On. Po co miałby tu wracać, skoro tam ma wspaniałe życie u boku dziewczyny, którą tak bardzo kocha. Tak bardzo, że był wstanie zostawić swoich przyjaciół, nie patrząc na to, że cierpią z tego powodu tak, iż nie wiedzą czy przy ich ponownym spotkaniu rzucili mu się na szyję z zamiarem przytulenia, czy uduszenia. Osobiście udusiłbym go poprzez tulenie. Najlepsza opcja.
- Senpai, pójdźmy najpierw coś zjeść- z rozmyślań o blondynie wyrwał mnie ten mały skurwiel.
- Wata cukrowa Ci odpowiada?- mruknąłem i nie czekając na jego odpowiedź zacząłem iść w stronę budki z tym smakołykiem. Po kilku minutach siedzieliśmy przy fontannie zajadając się słodką watą. Mój wzrok wlepiony był w przestrzeń przede mną. Ponownie nie skupiałem się na tym, co Kouhai mówił do mnie, a raczej myślałem o moim ostatnim spotkaniu z Kidą...
CZYTASZ
I miss you, Kida
FanfictionTęsknota jest podobno najgorszym uczuciem, zaraz po bólu. A co można powiedzieć o tęsknocie za najlepszym "przyjacielem"?