Rozdział VIII

1.7K 122 2
                                    

Alysson razem z Deanem wyszli z domu Emily i nie odzywając się do siebie wsiedli do samochodu. Po kilkunastu minutach zaparkowali przed bramą miejskiego cmentarza. Zabrali wszystkie potrzebne im rzeczy i zaczęli szukać grobu niejakiego Williama Smitha.
- To tutaj – wskazała ręką na betonową tablicę. Dean wziął łopatę i zabrał się do odkopywania zwłok. Alysson rozejrzała się dookoła. Wokół nich panował mrok i jedynym źródłem światła była latarka trzymana przez nią w ręce. Na cmentarzu nikogo nie było. Nie słychać było żadnych odgłosów tak, jakby wszystkie stworzenia ucichły, nie chcąc przerywać tej przerażającej ciszy, jaka ich otaczała. Nagle Alysson usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się natychmiast, jednak w ciemnościach niczego nie dostrzegła.
- Pospiesz się Dean – powiedziała trochę podenerwowana Alysson i w tym samym momencie poczuła, jak coś uderza ją w brzuch. Upadła na ziemię parę metrów dalej, a kiedy podniosła głowę zobaczyła przed sobą ducha mężczyzny w podeszłym wieku. Widziała też jak Dean pospiesznie polewa zwłoki benzyną, jednak nie było mu dane dokończyć tej czynności, ponieważ duch również i jego odrzucił do tyłu. Na oślep wymacała ręką pistolet, który wypadł jej z kieszeni i ostrożnie podniosła się z ziemi.
- Hej! – Krzyknęła Alysson, chcąc odwrócić na chwilę uwagę mężczyzny od Deana. Wycelowała pistoletem załadowanym solą prosto w jego głowę i oddała strzał. Duch natychmiast zniknął, a Alysson podeszła do Deana, pomagając mu wstać.
- W porządku? – Zapytał Dean, patrząc na nią. Alysson w odpowiedzi tylko kiwnęła głową i chwyciła pojemnik z benzyną. Polała nią zwłoki i już miała zapalić zapalniczkę, gdy usłyszała za plecami dźwięk rozbijanego szkła. Nim jednak zdążyła się odwrócić, poczuła jak ktoś osłania ją ramieniem i odciąga w bok. Kątem oka zauważyła, jak pęknięty wazon wycelowany w miejsce, gdzie przed chwilą stała z zawrotną prędkością uderza w drzewo. Dean pospiesznie wziął z jej ręki zapalniczkę, podpalił kawałek drewna i rzucił go do wykopanego grobu Williama Smitha. Pomógł jej wstać, starając się zignorować ból w lewej ręce. Alysson popatrzyła na niego z wdzięczności i dopiero teraz zauważyła, że w jego lewym ramieniu tkwi spory odłamek szkła.
- Jesteś ranny – powiedziała, chcąc pomóc mu pozbyć się szkła, jednak on zrobił to za nią.
- Nic mi się będzie – delikatnie wyciągnął odłamek, a z rany natychmiast zaczęła sączyć się krew.
- Chodź, trzeba cię opatrzyć – powiedziała, zabierając torbę i idąc w stronę samochodu. Wzięła od niego kluczyki i wsiadła do Impali tym razem, jako kierowca. Wyciągnęła telefon i trzymając jedną rękę na kierownicy wybrała numer Emily.
- Wszystko u ciebie dobrze? – Zapytała do słuchawki i przez chwilę wsłuchiwała się w odpowiedź Emily – Wszystko załatwiliśmy. Nie masz się, czego obawiać. Do zobaczenia jutro.


Otworzyła drzwi pokoju i rzuciła torbę na łóżko.
- Przyniosę ci apteczkę – powiedziała, znikając na chwilę za drzwiami łazienki. Po chwili wyszła z niej niosąc w rękach białe pudełko. Położyła je na stoliku i podeszła do niewielkiej lodówki, wyciągając z niej butelkę taniej whisky.
- To też się przyda – powiedziała, podając Deanowi butelkę z alkoholem. Widząc, że chłopak sam zabiera się do opatrywania sobie ran usiadła obok niego. – Pomóc ci?
- Poradzę sobie – powiedział, otwierając butelkę. Najpierw upił z niej spory łyk, a dopiero potem polał ranę alkoholem, chcąc ją odkazić. Syknął cicho, czując nieprzyjemne szczypanie i zabrał się do zszywania ramienia. Alysson uniosła brwi z zainteresowaniem przyglądając się zmaganiom chłopaka. Po chwili westchnęła cicho, nie mogąc już dłużej patrzeć jak Dean nieporadnie próbuje się pozszywać.
- Pokaż to - powiedziała, zabierając od niego igłę i sprawnie zaszywając mu ranę na ramieniu. Przez cały ten czas czuła na sobie jego przenikliwy wzrok. Dean nie był przyzwyczajony, że ktoś mu pomaga lub troszczy się o niego. Zawsze z bratem radzili sobie sami i tylko przy naprawdę poważnych wypadkach korzystali z pomocy fachowców medycznych. Kiedy Alysson skończyła, odłożyła igłę i podniosła na niego wzrok. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że jego twarz przez cały czas była tak blisko. Popatrzyła mu w oczy i przegryzła delikatnie wargę. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej przystojny niż zwykle. Przez moment zapatrzyła się w głęboką zieleni jego oczu, on natomiast zdrową ręką niepewnie dotknął jej policzka, jakby bojąc się, że dziewczyna w każdej chwili może uciec. Jej oddech przyspieszył i Alysson nie zwracając uwagi na sygnały wysyłane przez rozum, przybliżyła jeszcze bardziej twarz, muskając delikatnie jego pełne, zmysłowe usta. Dean odwzajemnił pocałunek, wplatając dłoń w jej długie, brązowe włosy. Objęła jego szyję ramionami całkowicie poddając się chwili. Z każdą sekundą ich pocałunki stawały się odważniejsze i coraz bardziej namiętne. Dean przesunął dłoń po jej tali, powodując tym samym, że przez ciało dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz. Nie chciała przerywać tej chwili jednak, kiedy Winchester wsunął dłoń pod jej czarny top dotykając przy tym brzucha, Alysson odsunęła się od niego, a on popatrzył na nią zdziwiony. Wiedziała, że gdyby posunęli się dalej wpłynęłoby to na ich współpracę, a ona nie mogła na to pozwolić. W końcu byli profesjonalistami i jako łowcy nie powinni mieć życia prywatnego. Nie powinni wiązać się uczuciowo z innymi ludźmi i narażać ich tym samym na ogromne niebezpieczeństwo.

Alysson ostatni raz zerknęła na Deana i uśmiechnęła się przepraszająco. Założyła bluzę i bez słowa wyszła z pokoju, zostawiając go samego. Szła przed siebie sama dokładnie nie wiedząc, dokąd idzie. Chciała po prostu uciec jak najdalej od motelu, od Deana i od jego przenikliwych zielonych oczu, przez które nie mogła się na niczym skupić. Uciec jak najdalej od swoich uczuć i emocji. Westchnęła cicho, kopiąc mały kamyk leżący na chodniku i okrywając się szczelniej bluzą. Wiatr rozwiewał jej ciemne włosy delikatnie muskając jej zarumienioną od zimna twarz. Miasto pogrążone było we śnie, tylko ulicą, co jakiś czas przejeżdżał samochód. Alysson doszła do niewielkiego parku w centrum miasta i usiadła na jednej z ławek. Kiedy tutaj mieszkała, często chodziła na nocne spacery i oglądała gwiazdy. Pozwalało się jej to wyciszyć i mogła w tym czasie przemyśleć wiele gnębiących ją spraw. Po kilkunastu minutach bezczynnego siedzenia zerknęła na zegarek. Była druga w nocy, więc postanowiła już wracać. Miała nadzieję, że Dean już śpi i uniknie niezręcznej rozmowy z nim. Powoli wstała z ławki i wtedy poczuła ogłuszający ból głowie. Zacisnęła palce na metalowej poręczy ławki i przymknęła oczy, nie mogąc znieść ogromnego bólu, który zdawał się rozsadzać jej czaszkę od środka. Nagle ból zniknął, tak szybko jak się pojawił, jednak Alysson czuła się jakby straciła kontakt z rzeczywistością. W oczach jej pociemniało, a z oddali słyszała głosy dwóch mężczyzn, które z każdą chwilą się przybliżały.

- Zachariaszu, musimy zacząć działać. Lilith udało się złamać kolejną z pieczęci – powiedział jeden z mężczyzn z wyraźnym niepokojem w głosie.
- Wiem, ale jak na razie Lilith to nasze najmniejsze zmartwienie. Najpierw musimy zająć się córką Katherine Heid. Podobno odmówiła demonom, ale to tylko kwestia czasu, jak przystanie na ich propozycję – odpowiedział mu drugi mężczyzna, prawdopodobnie Zachariasz.
- Więc co zamierzasz z nią zrobić?
- To samo, co z jej matką. Znaleźć i zabić.


Alysson gwałtownie otworzyła oczy. Znów siedziała na tej samej ławce, co kilka minut wcześniej. Rozejrzała się uważnie, jednak nigdzie nie zobaczyła mężczyzn, których rozmowę przed chwilą słyszała. Zaniepokojona szybkim krokiem ruszyła w stronę motelu. Oddychała głęboko, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Najpierw tajemnicze sny, a teraz jeszcze to. Nie rozumiała, co się z nią działo, ale wiedziała, że musi to jak najszybciej wyjaśnić. Po kilku minutach dotarła do motelu. Weszła do pokoju i odruchowo popatrzyła na łóżko Deana. Spał w ubraniu, niedbale rozłożony zajmował prawie całe łóżko. Uśmiechnęła się pod nosem na ten widok. Domyślała się, że pewnie na nią czekał, ale widocznie był tak zmęczony, że musiał zasnąć zanim zdążyła wrócić. Odwróciła od niego wzrok i położyła się na swoim łóżku. Wpatrywała się w sufit wiedząc, że i tak nie zaśnie. Nie byłaby wstanie, po tym, co przed chwilą usłyszała. Nie mogłaby zasnąć mając ciągle przed oczami niewyraźną twarz matki, którą pamiętała jedynie z czasów dzieciństwa.

Właśnie kończyła pakowanie, gdy usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się i zobaczyła Deana przecierającego oczy ze zmęczeniem. Przez okno wpadały poranne promienie słoneczne oświetlając jego twarz, przez co piegi na jego nosie były jeszcze bardziej widoczne.
- Pojadę pożegnać się z Emily i możemy wracać do Bobbiego – powiedziała, niepewnie na niego zerkając. Chciała wyjaśnić z nim to, co stało się wczoraj, jednak nie miała pewności czy on chce o tym rozmawiać.
- Przebiorę się i możemy jechać – powiedział Dean, starając się uniknąć jej przenikliwego wzroku. Wstał powoli z łóżka i poszedł w stronę łazienki.
- Dean... – powiedziała cicho, podchodząc do niego żeby go zatrzymać. – Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się wczoraj, to...
- Domyślam się, co chcesz powiedzieć – przerwał jej, odwracając się do niej. – I mogę ci obiecać, że to się już więcej nie powtórzy.
Alysson chciała zaprzeczyć, że nie to miała namyśli, jednak Dean bez słowa wszedł do łazienki, dając jej tym samym do zrozumienia, że rozmowa na ten temat jest skończona. Dziewczyna zrezygnowana usiadła na łóżku i przeczesała dłonią włosy. A więc Dean traktował ją tylko jak młodszą siostrę, przyjaciółkę. Nie znaczyła dla niego nic więcej tak samo jak inni łowcy, z którymi miał tymczasowy kontakt. Nawet może to i lepiej. W końcu uniknie niepotrzebnych rozczarowań i bólu, gdyby im razem nie wyszło. Jednak sama nie do końca była pewna czy naprawdę tak myśli czy po prostu próbuje przekonać sama siebie.

Supernatural StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz