Rozdział XI

1.6K 107 3
                                    

Czuła jak promienie słoneczne delikatnie muskają jej twarz. Zacisnęła mocniej oczy i zakryła głowę kołdrą. Jęknęła cicho, czując jak po wczorajszym incydencie bolą ją wszystkie mięśnie. Usłyszała cichy szelest, jednak była zbyt zmęczona by otworzyć oczy. Ktoś chrząknął cicho i podszedł do jej łóżka.
- Czas zacząć ćwiczenia, Alysson – usłyszała nad sobą męski głos, który od razu rozpoznała.
- Daj mi spokój, Cas. Jest jeszcze wcześnie – powiedziała cicho, zaciskając palce na kołdrze.
- Jest siódma rano, a my nie mamy czasu – odpowiedział mu cichy jęk i pomruk niezadowolenia. Alysson przetarła oczy i zaspana wstała powoli z łóżka. Podrapała się po głowie i popatrzyła na anioła spod półprzymkniętych powiek.
- Daj mi pięć minut – powiedziała, obciągając za długi podkoszulek, który w zestawieniu z krótkimi szortami zastępowały jej piżamę. Castiel zniknął, a ona ruszyła powoli w stronę łazienki.

~*~
- Jeszcze nie skończyli ćwiczyć? – Zapytał Dean, schodząc do salonu. Sam pokręcił przecząco głową, stukając w klawiaturę swojego laptopa. Dean westchnął i usiadł na kanapie biorą do ręki gazetę. Alysson i Cas wyszli z domu Bobbiego kilka godzin temu i do tej pory nie dali żadnego znaku życia. Anioł miał nauczyć dziewczynę panować nad jej mocami, jednak Dean nie był przekonany, co do tego pomysłu. Uważał, że Heid, powinna odciąć się od sprawy Apokalipsy. Nie wiedział, czemu tak się dzieje, ale nie mógł znieść myśli, że Alysson będzie narażała swoje życie, próbując naprawić jego błędy. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych i po chwili do salonu weszła Alysson. Opadła ciężko na fotel naprzeciwko niego i wzięła ze stołu butelkę wody. Upiła spory łyk i odłożyła ją na miejsce.
- Jestem wykończona – powiedziała, przymykając oczy i opierając głowę o fotel. Dean zauważył, że jej cera przybrała bladoszary odcień, a pod oczami ze zmęczenia pojawiły się dość wyraźne ciemne cienie.
- Nie było was ładnych parę godzin – powiedział Sam, zamykając swojego laptopa.
- Ale było warto – powiedziała, otwierając oczy i patrząc na nich z tajemniczym uśmiechem. – Umiem się już przenosić. Nie na dalekie odległości, ale to już coś.
Po tych słowach fotel, w którym siedziała stał się pusty, a ona pojawiła się na drugim końcu pokoju, jak gdyby nigdy nic opierając się o ścianę. Uśmiechnęła się do nich triumfalnie.
- I tylko tego nauczyłaś się przez te kilka godzin? - Zapytał Dean, podnosząc brwi. Alysson prychnęła cicho i wywróciła teatralnie oczami, ignorując jego uwagę. Usiadła koło Sama i wzięła do ręki jedną z gazet leżących na stole.
- Znaleźliście coś? – Zapytała, zaciskając usta i przeglądając tytuły artykułów.
- Na razie nie. Myślę, że zrobimy sobie jeszcze jeden dzień przerwy – odpowiedział Sam, drapiąc się po głowie.
- To dobrze – Alysson ziewnęła przeciągle i wstała z kanapy – Idę do sklepu po kawę i coś do jedzenia.
- Pójdę z tobą – zaproponował Dean i nie czekając na odpowiedź ubrał kurtkę i otworzył drzwi przepuszczając ją pierwszą.

~*~
Szli w milczeniu ramię w ramie. Alysson założyła za ucho opadający na jej twarz kosmyk włosów i zerknęła na Deana.
- No dobra, mów, o co chodzi –powiedziała, przerywając niezręczną ciszę.
- Co? – Zdziwiony popatrzył na nią, zatrzymując się na parkingu przed sklepem.
- Nie uwierzę, że wyszedłeś tak po prostu na spacer albo chcesz obronić mnie przed kolejnym atakiem Zachariasza. Domyślam się, że chciałeś porozmawiać na osobności, więc słucham – powiedziała również się zatrzymując i zakładając ręce na wysokości piersi.
- Posłuchaj, Alysson – zaczął Dean, ostrożnie dobierając słowa –nie chcę żebyś mnie źle zrozumiała, ale myślę, że powinnaś się od nas odciąć.
- Odciąć? Chyba nie za bardzo rozumiem – przyglądała mu się uważnie, marszcząc brwi.
- Mam na myśli to, że dla własnego bezpieczeństwa nie powinnaś mieszać się w sprawę Apokalipsy. To nie jest twój problem – wiedział, że będzie żałował wypowiedzianych teraz słów, jednak musiał pozwolić jej odejść. Dla jej własnego dobra. I choć nie wiedział, czym tak naprawdę się kieruje, to nie mógł znieść myśli, że dziewczyna mogłaby zginąć naprawiając jego błędy.
- Nie mój problem? – Powtórzyła, kręcąc głową z niedowierzaniem – Dean, to, że to wy zaczęliście Apokalipsę nie znaczy, że to jest tylko i wyłącznie wasz problem. Wszyscy jesteśmy w to zamieszani i tylko razem możemy to zatrzymać. A ja nie mam zamiaru zostawić was z tym samych.
- Możesz zginąć – powiedział zrezygnowany Dean, jakby nie mając już więcej argumentów.
- Wy też możecie zginąć. A poza tym ocieram się o śmierć każdego dnia, więc to nie jest dla mnie żadna nowość. Nawet wolałabym zginąć podczas walki. W końcu to godna śmierć dla łowcy.
- Nie chcę żebyś zginęła przez moje błędy – powiedział cicho, patrząc na nią błagalnie jakby chciał prosić ją, aby przyznała mu rację.
- Musimy trzymać się razem. I czy ci się to podoba czy nie, będziesz skazany na moje towarzystwo, dopóki tego nie naprawimy. To moja decyzja i nie masz prawa jej podważać – uśmiechnęła się do niego, lecz w jej uśmiechu nie było ani krzty radości. Otworzył usta, jakby chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak zrezygnowała z tego i ponownie je zamknęła. Odwróciła się na pięcie i nie czekając na niego weszła do sklepu. Dean natomiast westchnął zrezygnowany i odszedł w przeciwnym kierunku musząc przemyśleć na osobności kilka spraw.

Chodziła po sklepie bez zastanowienia pakując do koszyka produkty spożywcze. Nie mogła skupić się na zakupach, ponieważ ciągle zastanawiała się nad słowami Deana. Nie miała pewności czy Winchester powiedział to, ponieważ się o nią martwi czy po prostu nie ma ochoty przebywać już dłużej w jej towarzystwie i w delikatny sposób chciał ją spławić. Westchnęła cicho i pokręciła delikatnie głową jakby chcąc odgonić niechciane myśli. Rozejrzała się po sklepie i z wrażenia omal nie upuściła koszyka z zakupami. Między regałami zobaczyła tak dobrze znanego jej chłopaka. Przełknęła ślinę i chwiejnym krokiem ruszyła w jego stronę.
- To niemożliwe – powiedziała do siebie, czując jak z twarzy odpływa jej krew. Kiedy chłopak zauważył, że Alysson idzie w jego stronę odwrócił się i wyszedł przez drzwi dla personelu. Odłożyła na pustą półkę koszyk i nie zważając na podejrzliwe spojrzenia ludzi wokół niej wyszła za chłopakiem. Znalazła się w ciemnym korytarzu. Rozejrzała się, jednak nikogo nie zauważyła. Pokręciła głową, dochodząc do wniosku, że musiało się jej to wszystko przywidzieć.
- Zaczynam wariować – powiedziała cicho. W końcu to niemożliwe, że właśnie widziała swojego brata, który nie żyje już od dwóch lat.

Nagle usłyszała za sobą dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Odwróciła się i otworzyła je wychodząc na niewielki plac za sklepem przeznaczony na parking dla pracowników. Usłyszała cichy śmiech po swojej prawej stronie.
- Nie sądziłem, że nabierzesz się na tak tanią sztuczkę – zza przepełnionego kontenera wyszedł Zachariasz, uśmiechając się złośliwie. Widząc, że dziewczyna sięga za pasek gdzie trzymała schowaną broń, dodał unosząc ręce w obronnym geście: – spokojnie, jak na razie nie zamierzam cię zabić. Doszedłem do wniosku, że zamiast próbować cię zlikwidować powinienem zacząć z tobą współpracować.
- Współpracować? – Zaśmiała się ironicznie – A kto powiedział, że ja mam zamiaru współpracować z tobą?
- Chyba nie masz wyboru – powiedział, podchodząc do niej – wiesz, że Apokalipsa jest coraz bliżej i nic nie możemy na to poradzić. A z tego, co słyszałem jesteś bardzo chętna, aby pomóc, więc mam dla ciebie propozycję. Istnieje tylko jeden sposób żeby pokonać Lucyfera, gdy ten zostanie już uwolniony z klatki. Jego brat, Michał musi przejąć kontrolę nad swoim naczyniem i zabić Lucyfera. Problem w tym, że aby Michał przejął naczynie, człowiek, który nim jest musi wyrazić na to zgodę. I tu właśnie zaczyna się twoje zadanie.
- Co niby miałabym zrobić? –Zapytała, mając złe przeczucia, co do tego planu.
- Musisz nakłonić Deana Winchestera, który jest naczyniem Michała, aby powiedział „tak" – powiedział Zachariasz takim tonem jakby nie rozmawiali o Apokalipsie tylko o codziennych sprawach
- Dean jest naczyniem Michała? Wie o tym? – Nie dowierzając, patrzyła na niego mając nadzieję, że po chwili zaśmieje się i powie, że to tylko kiepski żart.
- Złamał pierwszą pieczęć. W żyła jego i Sama płynie krew Kaina i Abla. To ich przeznaczenie – odpowiedział, ignorując jej drugie pytanie, przez co Alysson domyśliła się, że Dean nie ma pojęcia o swoim powołaniu.
- Oszalałeś! Naprawdę sądzisz, że zgodzę się przekonać do tego Deana? Doskonale wiem, co dzieje się z ludźmi, którzy byli naczyniami demona lub anioła. Są jak warzywa, niezdolne do normalnego funkcjonowania! – Zaczęła chodzić nerwowo tam i z powrotem. Nagle zatrzymała się w półmroku i popatrzyła za Zachariasz z lekko rozwartymi ustami. – Zaraz. Skoro Dean jest naczyniem Michała to Sam musi być... Żartujesz sobie ze mnie?!
- Nie, Alysson. To prawda. Sam jest naczyniem Lucyfera. Żeby to zakończyć jeden z nich będzie musiał zabić drugiego. A naszym zadaniem jest zrobić wszystko, aby pierwszy był Michał.
- Dean nigdy się na to nie zgodzi.
- I właśnie od tego mamy ciebie – Zachariasz z cynicznym uśmiechem podszedł do niej i przejechał dłonią po jej włosach. Alysson odsunęła się od niego z obrzydzeniem. – Przemyśl to jeszcze, ale na razie nie mów im nic o tym. I nie zapomnij, że chodzi tu też o twoje życie.
Po tych słowach Zachariasz zniknął, zostawiając ją samą z mętlikiem w głowie.

Supernatural StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz