Rozdział 1

16 3 1
                                    



- Nadal nie wierze, że to zrobiliście.- mruknęłam pod nosem. Spakowałam do torby ostatni podręcznik i zapięłam zamkiem błyskawicznym. Agnes zacmokała ustami.

- To uwierz! Zrobiliśmy to i się nie cofniemy!- poprawiła się w fotelu.- Jacob i ja daliśmy mocno do zrozumienia, że idziemy tam z tobą. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką od serca!- wyrzuciła ręce w powietrze, uzgadniając mnie w fakcie, że zaraz zacznie odgrywać jakąś scenkę.- To byłby koniec gdybyś odeszła tam beze mnie.- jej głos przeszedł w płaczliwy ton, a ona zsunęła się z fotela, zasłaniając oczy zagięciem łokcia.- Och, co byś ty beze mnie zrobiła! Jestem przecież jedyną osobą, która trzyma cię jeszcze na tym świecie!- po chwili udawania płaczu, zdjęła łokieć z oczu. Miejąc swoją minę ziemniaka usiadła na fotelu, przerzucając nogi przez poręcz.

- Cudowna scena, Agnes. Cudowna.- mruknęłam, klaszcząc.- Myślałaś nad kółkiem teatralnym? Przyjęli by cię bez dwóch zdań, gdybyś zaczęła im odgrywać...

- Dobra, nie kończ!- burknęła.- Zaraz byś mnie pocisnę, a potem bym, chodziła w rozsypce.- podeszłam do niej i poczochrałam jej włosy. Spiorunowała mnie wzrokiem.

- Victoria! Agnes! Ktoś już na was czeka!- dobiegł mnie krzyk mojej mamy. Agnes w sprężystym ruchu zeszła z fotela i ruszyła do drzwi. Westchnęłam, założyłam torbę na ramię i zeszłam po schodach. Agnes wybiegła już z domu, a ja na chwile zatrzymałam się w korytarzu. Poczułam jak czyjeś delikatne ręce przytulają mnie.

- Powodzenia w nowej szkole.- powiedziała ostrożnie moja mama. Wiedziała, że ten temat, mocno mnie wnerwia. Prychnęłam, wyswobodziłam się z ramion rodzicielki i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. To był JEJ pomysł, abym poszła do nowej szkoły. Jej pomysł spotkał się z tygodniem mojej furii. Rzucałam talerzami, trzaskałam drzwiami, wrzeszczałam i nie przychodziłam kiedy mnie wołała. W końcu ustąpiłam, wiedząc, że to nic nie da. Mama już wysłała wniosek, a to, że znajdowałam się w rejonie, szkoła natychmiastowo mnie przyjęła. Koniec mojego zdania. Prychnęłam. Mój humor diametralnie się poprawił kiedy zobaczyłam moją miłość. Jacob opierał się o samochód i posyłał mi wyluzowany uśmieszek. Był rok starszy, więc miał już prawko. Osiemnastka, ma naprawdę swoje zalety. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w usta. On nie czekając na zgodę pogłębił pocałunek i oplótł moja talię.

- Ej, turkaweczki! Przestaniecie się migdalić i wejdziecie do auta, czy mam zadzwonić po ciągnik, aby was zaciągnął do środka!?- usłyszałam Agnes, która wpatrywała się w nas przez uchylone okno. Pokazałam jej środkowy palec, ale posłusznie zajęłam miejsce z tyłu. Agnes ma chorobę lokomocyjną, więc MUSI być z przodu, chyba, że Jacob woli fotele w kolorze jej śniadania. Zrzuciłam torbę, tam, gdzie czekały już plecaki reszty i zapięłam pasy. Agnes spojrzała na mnie w przednim lusterku.

- I jak emocje?- spytała.

- Jestem w ciemnej dupie.- mruknęłam.- Dobrze, że idziecie tam ze mną, bo to byłby istny koszmar!- warknęłam, przeklinając w duchu własną matkę. Jasne, kocham ją, ale nazbyt często nie odróżniała swojego życia od mojego. Jacob ruszył autem i poczułam dziwne uczucie rosnące w moim brzuchu. Stresowałam się. Jacob zauważył to i posłał mi uspokajające spojrzenie przez ramię.

- CHCESZ NAS ZABIĆ, PATAFIANIE JEDEN!?- wrzasnęła Agnes, odwracając siłą jego głowę do przodu.- Patrz na drogę! Ja ją będę uspokajać! Niedługo to przez CIEBIE trzeba będzie jej kupować tabletki na uspokojenie!- warknęła i odwróciła się do mnie. W lusterku zauważyłam lekko zdezorientowany wzrok Jacoba. Zachichotałam. Agnes zamknęła oczy i podniosła ręce na ile mogła w górę.

- Ludzie patrzcie i podziwiajcie! Jestem cudotwórcą, który doprowadził ją do śmiechu! Amen!- zawołała. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że mając takich ludzi w paczce nie da się nie lubić tej szkoły.

***

Auto zaparkowało a ja poczułam, że nie chcę z niego wychodzić. Odetchnęłam. Zabrałam torbę, otworzyłam drzwi i mozolnie znalazłam się na powietrzu. Agnes wzięła mnie pod rękę i razem przekroczyłyśmy bramę podwórka. Kilka uczniów kręciło się na dworze i ciekawie na nas spoglądało. Pewnie będziemy tematem tygodnia. Kiedy zauważyłam jak wiele dziewczyn zerka na Jacoba, wzięłam go za rękę i zaczęłam spoglądać wilkiem na każdego kto się na niego patrzył.

- Okej! Czas na zobaczenie gdzie mamy lekcje.- powiedziała Agnes i pognała do sekretariatu. Ja i Jacob stanęliśmy gdzieś z boku, nikomu nie przeszkadzając. Kiedy tylko zobaczyliśmy Agnes, wiedzieliśmy, że jest źle.

- Cholera. Jest źle. Bardzo, ale to bardzo źle.- powiedziała, biała na twarzy.- Jest bardzo zła wiadomość i dobra. Chcecie najpierw złą, wiem.- wzięła oddech.- mamy pierwszą matematykę.- załkała. Kamień spadł mi z serca a ja chciałam udusić Agnes. Kiedy tylko dziewczyna zobaczyła nasze miny, zaczęła się śmiać bez opamiętania.

- Gdybyście się widzieli.- chichotała. Trzepnęłam ja po głowie.

- A ta dobra wiadomość?- spytałam zirytowana.

- Mamy szafki obok siebie!- ucieszyła się. Przewróciłam oczami, w chwili kiedy zadzwonił dzwonek. Agnes już pognała do szafek a ja miała chwilę dla siebie i Jacoba. Chłopak uśmiechnął się do mnie.

- Widzimy się na przerwie.- szepnął. Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach pocałunek. Oddał go z niemała pasją a ja wplotłam mu ręce we włosy. Kiedy pierwszy raz go całowałam miał je dłuższe, a teraz ściął je pozostawiając odsłoniętą szyję. Wydawałoby się, że to było wczoraj a minęły od tamtego momentu dwa lata! Uśmiechnęłam się i pognałam do klasy, zostawiając Jacoba samego.

***

Dzwonek na przerwę był dla mnie zbawieniem. Nowa klasa wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem, a jeszcze bardziej dziwili się Agnes, która już na pierwszej lekcji napyskowała pani od matematyki. To będzie długi rok. Agnes wezwana do pani dyrektor pożegnała się ze mną, a ja chichocząc poszłam do swojej szafki. Odłożyłam niepotrzebne książki i zamknęłam klapkę. Odwróciłam się i wpadłam w czyjś tors. Podniosłam wzrok znad szarej bluzki i napotkałam spojrzenie czystych, granatowych oczu. Czarny kosmyk włosów opadł chłopakowi na twarz. Zdmuchnął go, a ja poczułam jego miętowy oddech. Zamrugałam powiekami.

- Przepraszam.- mruknęłam, próbując go ominąć. On jednak nie chciał mnie puścić, tylko przygwoździł moje nadgarstki do szafki i przybliżył się jeszcze bardziej.

- Puść. Mnie.- wysyczałam, kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Nie słuchając mnie złączył nasze usta w ognistym pocałunku. Stałam jak słup soli czując jego wargi na swoich. Zacisnęłam pięści, chcąc się wyrwać, ale nie ja to zrobiłam.

- Odwal się od niej!- usłyszałam Jacoba, który odepchnął tajemniczego chłopaka.

- Zamknij się. Na przeszkodzie nie stanie mi jakiś gówniarz. Chcę ją przelecieć i to zrobię.- mruknął, popychając Jacoba. Z uśmieszkiem odwrócił się, ale usłyszałam jeszcze jak mówi.- Anthony. Jestem Anthony.- po czym odszedł. Moje oczy przypominały spodki. Co się tu tak właściwie stało?

------

ŁAŁ! Zrobiłam to i opublikowałam jakąś książkę! Myślałam, że nie jestem na tyle odważna, aby to zrobić, ale przyjaciółka w końcu wbiła mi do głowy, że chcę zobaczyć moje opowiadania, więc oto jest! Mam nadzieję, że opowiadanie wam się spodoba i bardzo prosiłabym o gwiazdki i komentarze w formię zachęty dla mnie :3 Tulaski, Mike -8-

Pamiętam...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz