Rozdział 4 cz.2

615 29 3
                                    


Po skończonej kolacji Gryfoni udali się do pokoju wspólnego. Harry był bardzo zmęczony, więc poszedł spać. Tej nocy nie przyśniło mu się nic. Spał spokojnie, dopóki nie obudził go piekący ból przeszywający cała lewą rękę. Dobrze wiedział co on oznacza. To Czarny Pan go wzywał i wyraźnie był bardzo niecierpliwy bo ból z każdą chwila narastał. Potter ubrał się i już miał wychodzić, gdy obudził się Dean Thomas i zapytał:
- Harry? Co Ty...? - niestety chłopak nie skończył, ponieważ w tym momencie wycelował swoją różdżkę w chłopaka i wypowiedział zaklęcie " Petrificus Totalus", po którym chłopaka zmroziło. Harry nie chciał tego robić, ale za żadne skarby nie chciał, aby ktokolwiek go nakrył. Bardzo powoli wyszedł z dormitorium, a potem z pokoju wspólnego. Po schodach niemalże zbiegał, a kiedy znalazł się na samym dole udał się do hangaru na łodzie, z którego spokojnie mógł się teleportować. Potter nie lubił służyć Voldemortowi, ale gdzieś daleko, w głębi duszy nie miał nic przeciwko temu i zaczął się do tego przyzwyczajać. Niestety nie wróżyło to niczego dobrego, ponieważ był to znak, że powoli Harry zaczyna zapominać kim tak naprawdę jest i co powinien robić. Po chwili dotarł już na miejsce i przygotowywał się do teleportacji. Mimo, że nie wiedział, gdzie dokładnie ma sie pojawić to czuł to całym sobą. W myślach powtarzał tylko, że chce pojawić się tam, gdzie jest Voldemort. Udało mu się. Znalazł się dokładnie przy nim i wśród innych, zamaskowanych Śmierciożerców.
- Och, nareszcie! Zjawiłeś się młodzieńcze - Czarny Pan był wyraźnie zadowolony z widoku młodego Pottera. - A teraz powiedzcie, czy są już wszyscy, na których czekaliśmy?
Jeden ze Śmierciożerców zabrał głos:
- Nie, panie. Brakuje jeszcze jednego, z tych młodych.
- Ach, no tak - Voldemort z niezadowoleniem pokręcił głową - Nasz młody przyjaciel nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Bardzo niedobrze, ale cóż, dajmy mu ostatnią szansę, może się zjawi.
Gdy skończył mówić, usłyszeli charakterystyczny trzask oznaczający, że ktoś właśnie się aportował. Czarny Pan zwrócił się ku niemu i rzekł:
- A więc wreszcie się do mnie pofatygowałeś. Mam nadzieję, że to ostatni raz, młodzieńcze, kiedy się spóźniasz. Następnym razem...oj, nie, nie...następnego razu już nie będzie, bo gorzko pożałujesz. Zrozumiano?
- T-tak, panie - wyjąkał młodzieniec, a Harry'emu wydało się, że skądś zna ten głos. Po wyglądzie nie mógł go rozpoznać, ponieważ miał na sobie maskę, taką, jaką nosili inni.
Voldemort przechadzał się z wolna, w tą i z powrotem.
- Dobrze - powiedział - Skoro jesteśmy już wszyscy, przejdźmy do rzeczy. Harry, chłopcze, co słychać u naszego ulubionego profesorka?
Harry wiedział, że nie powinien odpowiadać, że to wszystko tylko pogorszy sprawę, ale nie mógł oprzeć się pokusie i odpowiedział:
- Obecnie Dumbledore jest w Hogwarcie. Z członków Zakonu jest przy nim tylko Snape.
- Doskonale! Młody Potterze, widzę, że będzie z Ciebie pożytek. Zupełnie tak, jak się tego spodziewałem. Jak wiadomo, Severus jest również po naszej stronie, ale z drugiej strony, nigdy niewiadomo co mu przyjdzie przyjdzie do głowy i po której stronie stanie. Widzę, że póki co, mamy związane ręce. Nic tu po nas, zbieramy się. A wy, chłopcy - W tym momencie spojrzał w kierunku Pottera i tego drugiego młodego Śmierciożercy - Wracajcie do szkoły.
- Tak, panie - odpowiedzieli jednocześnie.
Harry okręcił się w miejscu i znalazł się z powrotem przy hangarze na łodzie. Zastanawiał się, kto ze szkoły może być tym drugim "młodzieńcem Śmierciożercą". Potter kojarzył tylko jego głos, ale i tak był on nieco zniekształcony przez maskę, więc nie mógł odgadnąć kto to taki. Wracając do zamku, myślał tylko o tym i postanowił sobie, że za wszelką cenę, dowie się tego.
Kiedy wrócił do zamku, od razu skierował się do wieży Gryffindoru, po czym poszedł spać.
(...)
- Harry! Harry wstawaj! Zaraz mamy zaklęcia, a ty nawet na śniadaniu nie byłeś - Ron potrząsał młodym Potterem.
Harry otworzył oczy i widząc przed sobą Weasleya, szybko zerwał się z łóżka i zaczął się ubierać.
- Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?! Nawet nie zdążyłem skończyć wypracowania dla Flitwicka! On mnie zabije.
- Stary, wyluzuj. Hermiona wlaśnie przed chwilą Ci je napisała - odrzekł Ron.
- Poważnie? Jak ja jej się odwdzięczę? Gdzie ona jest? - Harry zarzucił swoją torbę z książkami na ramię i skierował się do wyjścia.
- Poszła do klasy. Powiedziała, że odda Ci wypracowanie podczas zajęć. - powiedział Ron idąc za Harry'm.
Chłopcy po kilku minutach siedzieli już na swoich miejscach w klasie profesora Flitwicka. Zanim nauczyciel się zjawił Hermiona podrzuciła Potterowi wypracowanie.
Po lekcji dał je profesorowi i zadowolony wyszedł z klasy.
- Kurczę, Harry, znowu Ci się upiekło - powiedział Ron.
- Znowu? Proszę Cię. Przez ostatnie kilka dni cały czas mi się obrywało. Gdyby nie Hermiona, zarobiłbym kolejny szlaban, a i tak mam już mnóstwo na głowie.
- W nocy, znowu byłeś na spotkaniu Stowarzyszenia Magicznych Świrów?
- Stowarzyszenie Magicznych Świrów? Ron, coś ty znowu wymyślił? - Harry popatrzył na przyjaciela z rozbawieniem.
- No przecież nie mogę powiedzieć wprost. Tu była potrzebna jakaś genialna zastępcza nazwa żeby nikt się nie połapał o czym rozmawiamy.
- Twierdzisz, że akurat ta, jest tą genialną nazwą?
- Eee...no tak! SMŚ jest najlepsza opcją jaka przyszła mi do głowy - odparł z dumą Ron.
I tak rozmawiali dopóki nie dotarli na kolejną lekcję, jaka była Obrona Przed Czarną Magią.

________________________
Okej, nareszcie udało mi się napisać kolejną część. Chociaż powiem wam szczerze, że nie jestem z niej zadowolona. Mam wrażenie, że w tym opowiadaniu czegoś brakuje, że jest jakieś takie, nijakie. Dlatego też rzadko dodaję rozdziały, bo nawet jeśli mam mnóstwo pomysłów to brakuje mi weny.
Dajcie znać co myślicie i miłego czytania :3

Jeden z nich |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz