rozdział dziewięćdziesiąty pierwszy

8.5K 942 349
                                    

Witamy w dniu maratonu!

Standardowo mamy dla was dziesięć rozdziałów, tylko ustaliłyśmy trochę większe progi.

Będziemy rozdawać spoilery na snapie (bylaaria) osobom, które wyślą nam coś ambitnego 🙊

Spoilery także otrzymają osoby, które będą tweetować z hashtagiem #iiwiiff.

Możecie także podawać ponownie nam swoje linki do profili na Facebooku, ponieważ zdecydowałyśmy dezaktywować poprzednią grupę z czytelnikami.

Chciałyśmy życzyć wszystkiego najlepszego wspaniałej icouldbemore_ z okazji jej urodzin i zadedykować ten maraton właśnie jej oraz alex_joseph_jackson, ponieważ także jest niesamowity. Komentarze tej dwójki najlepszymi na świecie.

Życzymy wszystkiego najlepszego także @MrsCliffordddd z okazji urodzin!

Kolejny rozdział - 70 votes i 40 komentarzy

---

- Czy mógłby pan jechać szybciej? - warknął nieprzyjemnie do kierowcy taksówki, który prawdopodobnie nie rozumiał języka angielskiego, co tylko zirytowało chłopaka.

Po dostaniu wiadomości od Nialla natychmiast rzucił wszystko i wsiadł w samolot do Paryża. Był zdenerwowany i przestraszony, a blondyn nie chciał wyjaśnić mu co dokładnie się stało. Miał ochotę płakać kiedy zdawał sobie sprawę, że Harry znowu wylądował w szpitalu, jego serce biło zdecydowanie zbyt szybko i myślał, że szybciej udałoby mu się tam dobiec, niż jechać pieprzoną taksówką z tym niemiłym panem, który zachowywał się jakby miał w uszach słuchawki i kompletnie go ignorował.

Upragniona przez niego chwila nastała dziesięć minut później, a Louis rzucił nawet jemu nieznaną liczbą gotówki i jak poparzony wybiegł z pojazdu. Grupa reporterów natychmiast go zauważyła i rzuciła się w jego stronę, sprawiając, że zdenerwował się jeszcze bardziej, o ile w ogóle to było możliwe.

Nie obchodziło go to, że dopiero prowadzał się z Danielle po ulicach Londynu, a kilka godzin później wylądował w paryskim szpitalu. Nie liczył się ze zdaniem ludzi, kiedy chodziło o zdrowie jego chłopaka, więc totalnie zignorował paparazzi, którzy nie obyli się bez pytań, których szatyn i tak nie słuchał.

Kiedy znalazł się na korytarzu, rozejrzał się bezradnie wokół i dostrzegł miejsce, gdzie przyjmowano ludzi, więc skierował się właśnie tam.

- Przepraszam, gdzie znajdę salę Harry'ego Stylesa? - zapytał od razu, wyczekującym spojrzeniem mierząc młodą kobietę siedzącą za ladą.

- Louis Tomlinson, o mój...

- Dam ci autograf jeśli powiesz mi gdzie leży Harry. - wszedł jej w słowo, zanim mogła zacząć krzyczeć.

Dziewczyna pospiesznie wyrwała kartkę z jakiegoś zeszytu i podsunęła mu ją pod nos, a on nie czekając, podpisał ją, rysując kilka uśmiechniętych emotikonów, żeby sprawić jej radość. Z uśmiechem oddał jej rzeczy, a ta oznajmiła, iż Harry znajdował się w sali z numerem pięćdziesiątym ósmym na pierwszym piętrze.

Louis pobiegł w stronę windy, dziękując jej na odchodne. Trzęsącą się dłonią nacisnął odpowiedni przycisk, a kilka chwil później drzwi się otworzyły, pozwalając mu wyjść na korytarz. Szatyn bez zastanowienia ruszył przed siebie, szukając odpowiedniej liczby na drzwiach i kiedy już znalazł, wpadł tam jak burza, przystając.

Harry leżał na łóżku z głową obróconą w stronę okna, ale nawet z tamtej perspektywy Louis mógł zobaczyć jak źle wyglądał jego chłopak.

Zrobił krok do przodu i zauważył jak łza spływa po policzku bruneta. Jego serce pękło, rozsypując się na małe kawałeczki na ten widok. Podszedł bliżej i już chciał usiąść na krześle obok łóżka, kiedy usłyszał szept, który jeszcze bardziej go zranił.

- Wyjdź, Louis.

It Is What It Is / Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz