Stukot obcasów.
Chód zbyt energiczny, by wskazywał on na Irene czy panią Hudson.Klientka...
Młoda...Zapukała do drzwi dokładnie dwa razy, odstęp między jednym, a drugim około czterosekundowy.
- Proszę! - Odezwał się donośnym głosem.
Drzwi otworzyła dość niepewnie. Jakby się czegoś obawiała...
Za drzwi wyłoniła się, tak jak przypuszczał, młoda kobieta - około dwudziestoletnia.
Zadbane dłonie - Nie paląca.
Młoda i ma bogatych rodziców - Na zewnątrz pada deszcz, a pomimo to jej buty i płaszcz są suche, przyjechała limuzyną, nie posiada prawa jazdy, słaba orientacja w terenie.Przeniósł wzrok na jej twarz, pierwszym co rzuciło mu się w oczy były łzy, w kącikach jej oczu - Morderstwo, bądź zaginięcie, któregoś z rodziców, raczej ojca, była z nim bardziej związana, o czym świadczy jej nieudany makijaż i idealnie wyprasowana koszula, ma w tym wprawę, codziennie prasowała je ojcu. - Ach, te sentymenty... - Mruknął.
- Dzień dobry panie Holmes, przychodzę do pana... - Przerwał jej gestem dłoni.
- Proszę usiąść. - Wskazał na kanapę.
Kobieta od razu wykonała jego polecenie.
- Przychodzę do pana z... - Po raz kolejny nie dał jej dokończyć.
- Zaginięcie czy morderstwo? - Zapytał zniecierpliwiony, palcami nerwowo stukał w fotel.
- Ja... - Gwałtownie jej przerwał, a młoda kobieta podskoczyła w miejscu.
- Nie jest pani głupia. - Przyznał wstając na równe nogi. - Stresuję się pani. - Dodał patrząc na jej trzęsące się dłonie.
- Zaginął mój ojciec. - Mruknęła cicho pod nosem.
- Tak myślałem. - Przyznał rozmarzony. - Proszę kontynuować. - Polecił jej.
- Miesiąc temu dostał list z pogróżkami. - Oznajmiła z gulą w gardle. - Nie przejął się tym, choć mówiłam, że powinien to zgłosić na policję. - Zaczęła płakać.
- Gdzie jest pani matka? - Zapytał nagle, całkowicie niewzruszony jej napadem histerycznego płaczu.
- Rodzice byli po rozwodzie... - Zaczęła tłumaczyć, a Sherlock wywrócił oczami i znów jej przerwał, nie mogąc słuchać jej nieporadnych wypowiedzi.
- Gdzie jest teraz? - Zapytał z satysfakcją. - Bo na pewno nie w Londynie... - Dodał uśmiechając się fałszywie.
- Myśli pan, że ma coś z tym wspólnego? - Wiedział, że zada mu to pytanie, tego właśnie od niej oczekiwał.
- Skąd... - Pokręcił rozbawiony głową. - Nie ma pani z nią kontaktu od jakiś dwóch lat, czyli od czasu rozwodu rodziców. - Oznajmił z satysfakcją i dziwnym błyskiem w chłodnych tęczówkach.
- Jest pan genialny. - Wyszeptała zdumiona jego osobą.
- Przypomina mi pani Johna... - Mruknął, ale szybko się opamiętał i wrócił do sprawy. - Osoba, która porwała pani ojca, to nie ta sama osoba, co wysłała pogróżki... - Oznajmił, wyczekując reakcji kobiety.
- Jak to? - Zapytała zdziwiona.
- Ojciec się nimi nie przejął bo doskonale wiedział od kogo one są, a były one od pani matki, która potrzebowała pieniędzy. - Wyjaśnił szybko, gdy kobieta otwierała usta by dowiedzieć się więcej, wyprzedził ją. - Nie powiedział o tym pani, bo uznał to za zbędne, i nie chciał, by jeszcze bardziej znienawidziła pani własną matkę. - Dokończył na jednym wdechu.
CZYTASZ
Kłamstewka
Fanfiction- Przecież nie musiałaś kłamać... - Zauważył z pełnym konsternacji wzrokiem utkwionym w jej obojętną twarz. - Owszem. - Przytaknęła z dumą. - Więc dlaczego to robiłaś? - Dopytał zaintrygowany, nie potrafiąc jej zrozumieć. - Bo potrafiłam. - Wyszepta...