Chapter I. Mary Rosmus - to ja!

156 16 4
                                    

Nazywam się Mary Rosmus. Mam szesnaście lat i chodzę do pierwszej klasy liceum. Nie uczę się za dobrze, dużo do szczęścia mi nie potrzeba... zwłaszcza w nauce. Dlatego też mam takie oceny... Jestem jedną z osób, które uważają, że szkoła powinna uczyć, a nie oceniać. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, praktycznie w ogóle ich nie mam. Wszyscy uważają, że jestem dziwna, tajemnicza, inna. Ale ja przecież jestem taka sama jak inni. Mam dwie ręce, dwie nogi, dwoje oczu, uszu, nos... jestem człowiekiem, tak jak wszyscy. Jednak ludzie zwracają szczególną uwagę na mój wygląd, zwłaszcza na moje czerwone włosy, według nich wyglądam jak Mała Syrenka. Nie cierpię, gdy ludzie mnie do czegoś lub kogoś porównują. Ale to nie tylko z wyglądu. Chodzi im również o mój charakter. To dlatego, że kręci mnie śmierć. Czy to normalne? Dla mnie tak.

Właśnie wróciłam ze szkoły. Powrót około szesnastej to u mnie codzienność. Wszystko przez te głupie dodatkowe zajęcia. Rodzice mnie na nie zapisali, bo ich nie zadowalają moje oceny.

- Wróciłam! - dałam znać, że jestem w domu.

- Jak tam szkoła? - codzienne pytanie ojca.

- Tak jak zwykle, tato.

- Ech... czyli znowu jedynka ze sprawdzianu? Spróbuj się chociaż raz przyłożyć do nauki, córeczko - jakby nie wiedział, że zawsze próbuję się przyłożyć.

Czasami denerwuje mnie, że moi rodzice tak się czepiają moich ocen. Przecież uczę się dla siebie, a nie dla nich.

- Eduard, przecież widzisz, że nasza Mary robi co w jej mocy, by mieć takie oceny na jakie ją stać - przynajmniej moja mama ma o mnie inne zdanie niż mój ojciec. - Że jej czasem nie pójdzie zbyt dobrze, to jeszcze nie koniec świata.

- Ależ kochanie, ona powinna się przyłożyć jeszcze bardziej. A koniec świata to będzie na świadectwie. Od góry do dołu jedynki. Chyba tego nie chcesz, prawda Mary?

Nie odpowiedziałam nic. Po prostu poszłam do swojego pokoju. Nie jest on za duży. Na ścianach wiszą moje rysunki, między innymi wisielec, zombie, szkielet człowieka czy potwór spod łóżka. Moje biurko stoi przed oknem, dzięki któremu zawsze znajdę coś do narysowania. Rzuciłam więc plecak w kąt i usiadłam przy biurku, wpatrując się w podwórko za oknem. Świeciło słońce, ptaki w kółko latały, dzieci biegały za piłką, a czarny kot leżał na dachu psiej budy. Chociaż miałam wrażenie, że tam nie leży kot, tylko jego zwłoki, bo od dwóch tygodni widzę ten sam widok. Spojrzałam więc na kartkę papieru, w pobliżu był jeszcze ołówek i zaczęłam szkicować zwłoki kota. Po chwili do pokoju wszedł ojciec.

- Mary, możemy porozmawiać? - zapytał.

- Ale o czym? - spytałam z ciekawości.

- O szkole, twoich ocenach... co tam rysujesz? - po tym pytaniu czułam, jakby mi serce podskoczyło.

- Sz... sz... szkicuję. Tego kota... na budzie. - odpowiedziałam ledwo składając słowa.

Tata spojrzał na mój rysunek. Był skupiony w mojej pracy. Po kilku sekundach powiedział:

- Rysujesz całkiem ładnie.

- Dzięki - odpowiedziałam.

Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy ojca już nie obchodzą moje kiepskie oceny...

- Szkoda, że tak ładnie to już z twoimi ocenami nie jest.

Wykrakałam. Cóż, ojciec zawsze, ale to ZAWSZE, będzie mi tę szkołę wypominał.

- Ważne, że mam jakieś hobby. Inni w moim wieku to palą, piją i biorą dragi - powiedziałam, bo w końcu taka prawda. W mojej klasie aż 4 osoby są w ten sposób uzależnione.

- To prawda, ale matematyka też ci będzie potrzebna.

- Liczyć umiem. To najważniejsze! - po tych słowach wróciłam do szkicowania.

Ojciec wykończony moim narzekaniem na matmę odrzekł:

- Dobrze, rób co chcesz - po czym wyszedł z pokoju.

Kot był już naszkicowany. Teraz tylko kolorowałam jego sierść na czarno. Nagle drzwi pokoju się otworzyły, a zza nich wyjrzał tata.

- Aha, bym zapomniał. Jutro zwolnij się z dodatkowych zajęć - powiedział i zamknął drzwi.

W tym momencie nie wiedziałam, co zrobić. Pierwszy raz, od kiedy chodzę na dodatkowe zajęcia, tata powiedział, że nie muszę na nie iść. Poczułam ulgę. Ciekawe tylko, dlaczego?...

SLENDER. Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz