Wszystko zaczęło się 3 lata temu, gdy miałam 16 lat. Niby tak dawno, a pamiętam to, jakby stało się wczoraj. Moja najlepsza przyjaciółka Alicja, którą znałam od zawsze musiała... wyjechać. Nie mogłam się z tym pogodzić. Tyle chwil spędzonych razem, tyle śmiechu i zabawy, a także łez i bólu przeżytych razem z nią. To wszystko miało się tak nagle skończyć.
Była sobota. Obudziłam się i od razu się przebrałam. Wszystko o czym teraz myślałam to ostatnie spotkanie z Alicją. Ostatni raz kiedy zobaczymy się twarzą w twarz. Ostatni raz, kiedy będziemy mogły porozmawiać lub pomilczeć, będąc tuż obok siebie. Ostatni raz z kimś, z kim nie rozstawałam się aż... aż do teraz. Ostatni raz z Alicją. Po prostu ostatni.
Postanowiłam spędzić cały czas jaki został do jej wyjazdu tylko z nią. Od razu po ubraniu się, wybiegłam z domu i poszłam do niej. Nie zjadłam śniadania, bo zawsze chodziłyśmy razem do cukierni i kupowałyśmy sobie słodkie bułki. Sprzedawczyni tak nas polubiła, że zawsze dostawałyśmy coś gratis. Tym razem nie było inaczej, gdy tylko weszłyśmy do sklepu, poczułyśmy zapach świeżych wypieków, własnoręcznie robionych pączków, słodkich bułek i innych słodkości. Nie marnując czasu poprosiłam o dwie bułki z serem. Lucina, bo tak nazywała się sprzedawczyni, uśmiechnęła się gdy nas zobaczyła. Niestety za chwilę posmutniała. Dawno u niej nie byłyśmy, bo Alicja musiała przygotować się do wyjazdu. Lucina też wiedziała, że Alicja wyjeżdża. Podała nam dwie bułki i paczkę ciasteczek jako prezent pożegnalny. Gdy chciałam zapłacić, stanowczo odmówiła, tłumacząc, że w nasze ostatnie wspólne odwiedziny jej cukierni, chcę podarować nam to za darmo. Podziękowałyśmy zatem i poszłyśmy dalej w nadziei, że stanie się coś co sprawi, że Alicja zostanie w Dercy.
Niestety, po całym dniu spędzonym razem, musiałam się z nią pożegnać. Zajęło to kilka minut, ale nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy wiedzieli, że kochamy się jak siostry i rozstanie nie jest dla nas łatwe. W końcu Alicja poszła do samochodu i odjechała, machając mi przez tylną szybę jak najdłużej się dało. Też jej machałam. Gdy samochód zniknął za Kościołem, stałam w miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Myślałam tylko o niej, o wszystkim co razem przeżyłyśmy. Błagałam Boga, żeby jednak jej rodzice zmienili zdanie i wrócili do Dercy, ale tak się nie stało. Błagałam też, żeby jeszcze kiedyś móc się z nią spotkać. Po kwadransie stania pod jej domem, ruszyłam biegiem do domu. Wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Było tak późno, że nawet nie chciało mi się przebrać. Zasnęłam w ubraniach, lekko przykryta.
Przez sen wydawało mi się, że coś słyszę, ale było to zbyt nie wyraźnie, żebym mogła cokolwiek zrozumieć. Rano już o tym nie pamiętałam. Niestety...
Nagle coś zaczęło brzęczeć. Był to budzik, ustawiony jak zwykle w weekendy na 8:30. Przebrałam się, po czym zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Trochę się śpieszyłam, bo na 9:00 musiałam iść do Kościoła. Przygnębiona, że pierwszy raz idę tam bez Alicji, szłam powolnym krokiem. Tuż przed Kościołem stanęłam jak wryta w Ziemię. Nikogo przed nim nie było, a co dziwniejsze, auto rodziców Alicji stało przed ich domem. Najprędzej jak mogłam pobiegłam do jej domu, żeby spytać dlaczego wrócili.
Okazało się, że dzisiaj jest sobota, a oni wyjeżdżają dopiero wieczorem...