Zethar zamiatał przed domem Isleen. Zaczynał się martwić. Jastrząb od tygodnia się nie pokazywał. Do tego Keira czuła się coraz gorzej. Z każdym dniem miała coraz większe trudności z poruszaniem się. Nic dziwnego. Nie skorzystała z pomocy Edana.
Miesiąc. Rana miała już miesiąc, a wyglądała jakby została zadana ledwie wczoraj.
- W porządku, Ardal? - z zamyślenia wyrwał go głos Rory'ego.
Zethar przerwał sprzątanie i rozejrzał się. Chłopiec siedział na schodach sąsiedniego domu i przyglądał mu się.
- Tak - odparł - Czemu pytasz?
- Wyglądasz na zmartwionego.Mam powód. Keira lada dzień może się rozchorować i umrzeć.
Drgnął niespokojnie.
Co ja powiem lordowi Lagun?! Jeśli Keira umrze to jej ojciec urwie mi łeb!
Omal nie upuścił miotły, kiedy zobaczył, że Likwidatorka opuszcza dom.
- Powinnaś się oszczędzać - zwrócił jej uwagę.
- Potrzebuję powietrza - mruknęła - Nie odpoczynku.
- Moira! - zawołał Rory, który w ciągu kilku sekund znalazł się przy niej i z całej siły ją uścisnął - Zrób coś! Ardal jest dziś jakiś dziwny.
Zethar wstrzymał oddech. Widział, że Keira ledwo powstrzymuje się od wrzaśnięcia z bólu. Dostrzegł nawet łzy czające się w jej oczach.
Dziewczyna odchrząknęła cicho, po czym odsunęła nieco chłopca, by spojrzeć na niego.
- Co masz na myśli? - spytała powstrzymując się od zgięcia wpół.
- Jest jakiś smutny... Pokłóciliście się?
Keira wymusiła z siebie lekki uśmiech.
- Nie jesteśmy skłóceni. Po prostu Ardal bardzo się skupia na tym co robi, przez co wygląda na przygnębionego.
Rory pokiwał głową.
- No, idź się bawić - powiedziała, po czym zwróciła się do Zethara - Zaraz wrócę.
- Dokąd idziesz?
- Na spacer. Jak już mówiłam, potrzebuję powietrza.
Zrobiła kilka małych kroków. Zethar widział, że cierpi. Nie mógł tak po prostu wzruszyć ramionami i pozwolić jej gdzieś odejść. Może i żyli ze sobą jak pies z kotem, ale w końcu była jego wierną towarzyszką. Nie mógł jej zostawić.
Rzucił miotłę pod ścianę, po czym podszedł do niej.
- Weź mnie pod ramię - powiedział - Będzie ci łatwiej.
Doskonale wiedział, że nie zmusi jej do powrotu do domu. Przynajmniej miał ją na oku.
Keira kurczowo się go chwyciła. Na jej twarzy malowała się lekka ulga, bo mogła przenieść przynajmniej część swojego ciężaru na Zethara.
- Powinnaś leżeć, a nie się forsować - pouczył ją.
- Od dwóch dni nie wstawałam z łóżka... Mam już odleżyny.
- Czemu cierpisz? Mówiłaś, że łykasz jakieś leki.
- Kończą mi się... Muszę je oszczędzać na krytyczne chwile.
- Pozwól, by Edan się tobą zajął. Może dorobi ci lekarstwo.
- Ani się waż mówić komukolwiek.
- Robisz sobie krzywdę.
- Nic mi nie jest.
- Nic? Ledwo trzymasz się na nogach!
Keira nie kontynuowała tej dyskusji.
Zethar drażnił ją mówiąc co powinna robić. W końcu to jej sprawa, czy będzie się oszczędzać, czy nie.
- Z drogi! - ktoś zawołał.
Zethar w ostatniej chwili przyciągnął do siebie Keirę, ratując ją przed stratowaniem przez rozpędzone konie, dosiadane przez straż.
- Trzymasz się? - spytał.
Widział, że Keira mocno odczuła szarpnięcie.Z dwojga złego lepsza rana niż stratowanie przez rozpędzone szkapy.
- Jest dobrze - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
Zethar po długiej wymianie zdań, w końcu wymusił na Keirze powrót do domu. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach. Z każdą chwilą chwytała jego ramię coraz mocniej. W końcu Zethar przysunął się do niej tak, by jego bok złączył się ze zdrowym biodrem Keiry, po czym objął ją ramieniem.
Nie protestowała. Nie miała na to sił, a do tego ten śmiały ruch Zethara umożliwiał jej oparcie się o chłopaka, co przyniosło jej minimalną ulgę.
- Ojcze! To on! - nagle zabrzmiał głos młodego Aidana.
Zethar zdębiał, gdy przed nim stanął markiz we własnej osobie, w towarzystwie syna oraz straży.
- Wyglądasz mi na żołnierza - stwierdził szlachcic - Byłeś może w wojsku?
- Owszem - skłamał Zethar - Czemu zawdzięczam tę rozmowę?
- Doszły mnie słuchy o pewnym incydencie. Ponoć unieszkodliwiłeś obstawę mego syna.
- Zgadza się. Twój syn, panie, bił niewinnego chłopca, którego wpierw kazał unieruchomić.
- Każ go aresztować, ojcze! - zażądał chłopiec.
Dotąd obojętna twarz markiza została naznaczona lekkim uśmiechem.
- Mam dla ciebie propozycję - zwrócił się do Zethara.
- Dla mnie?
- Chciałbym, byś zdyscyplinował mojego syna. Oferuję sowitą zapłatę.
Stojący u jego boku chłopak pobladł.
- Co? Ale tato! - krzyknął.
- Milcz, Ivar! - syknął markiz.
- Z całym szacunkiem, ale muszę odmówić. Sprowadziłem się tu tylko na jakiś czas - powiedział Zethar, gdy markiz wlepił w niego swoje władcze spojrzenie.
- Nie widzę w tym problemu. Po prostu będziesz dla mnie pracować dopóki się nie wyprowadzisz.
- Zgódź się - szepnęła Keira - Takim jak on się nie odmawia.
- Kiedy mam zacząć? - spytał Zethar.
- Staw się w moim pałacu za trzy dni, w samo południe - rzucił markiz odchodząc.
- Ojcze! Jak mogłeś?! - wrzasnął jeszcze Ivar.
- Teraz mamy poważny problem - mruknął Zethar.
- Wręcz przeciwnie. Markiz zaprosił cię do swojego pałacu - Keira z trudem wciągnęła powietrze - Dobrze to wykorzystaj.
- Najpierw zaprowadzę cię do łóżka. Później będę szukać pozytywów niańczenia tego rozwydrzonego gówniarza.◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Zethar zaczynał się poważnie niepokoić. Stan Keiry pogarszał się z każdą chwilą. Młodzieniec zaczął rozważać poproszenie Edana o pomoc wbrew woli Likwidatorki. Właśnie wracał od Renny'ego, któremu pomógł przytargać do karczmy beczki z winem.
Może by tak przywiązać Keirę do łóżka? Nie. Zamordowała by mnie za to.
Kiedy wszedł do pokoju, zamarł. Keira była ubrana w swoje szare szaty i właśnie zapinała pas z pochwą na miecz.
- Co ty wyprawiasz? I jakim cudem trzymasz się na nogach? Przecież rano byłaś umierająca.
- Podobno zaraz mają kogoś powiesić - mruknęła udając, że nie słyszała słów Morvena.
- Wybierasz się na egzekucję?
- Jestem pewna, że Jastrząb się zjawi. Skazaniec jest niewinny.
- Sam się tym zajmę. Ty odpoczywaj.
- Dam radę. Zażyłam leki, więc już mi lepiej.
- Ryzykujesz.
- Zethar... Jestem Likwidatorką. Całe moje życie, to jedno wielkie ryzyko.
- Nie przekonam cię byś została?
- Nie.◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇
Plac przed więzieniem był pełen. Ludzie z całej wioski zeszli się, by zobaczyć egzekucję. Zethar zastanawiał się nad dziwnym pośpiechem. Zazwyczaj mordy odbywały się o świcie, albo w samo południe. A teraz jakiś człowiek miał zostać powieszony, gdy słońce zachodziło. Dziwne.
Keira mówiła, że skazaniec był niewinny. Czyżby to była po prostu zasadzka na Jastrzębia?
Zethar rozejrzał się dookoła. Wypatrzył Keirę sprytnie ukrytą w gęstym tłumie. Gdyby nie wiedział kogo szukać, nigdy by jej nie dostrzegł.
Dziewczyna niemalże niezauważalnie skinęła głową. Zethar odpowiedział jej tym samym gestem. Kazała mu być czujnym i gotowym na wszystko.
Nagle zabrzmiał dzwon, zwiastujący rozpoczęcie egzekucji. Drzwi więzienia otworzyły się i wyprowadzono aresztowanego. Zawleczono go do szubienicy i wciągnięto na platformę. Kaci bezlitośnie nałożyli mu sznur na szyję. Zabójcy zaczęli przeciskać się przez tłum.
Jastrząb w końcu się zjawił. Jednak nie dotarł do skazańca. Przyczajeni wśród ludu żołnierze rzucili się na wojownika i unieruchomili go. Do akcji wkroczyli Zethar i Keira. Morven dobył miecza i popędził na ratunek Jastrzębiowi. Keira rzuciła sztyletem w stronę nieszczęśnika mającego zawisnąć. Ostrze dosięgło sznura w chwili, gdy skazaniec stracił grunt pod nogami. Mężczyzna prędko otrząsnął się z szoku i umknął. Nikt się nim nie przejmował. Teraz liczył się tylko Jastrząb, Zethar i Keira. Żołnierzy ciągle przybywało. W końcu zakapturzeni rzucili się do ucieczki. Przy pierwszej nadarzającej się okazji weszli na dach. Jastrząb biegł pierwszy, za nim była Keira, a na końcu Zethar.
Niespodziewanie dostrzegli dużą przepaść pomiędzy domami. Jastrząb zatrzymał się gwałtownie. Jedna z dachówek spadła na chodnik. Keira wpadła na wojownika. Zethar również nie zdążył wyhamować. Cała trójka runęła z dachu. Kiedy stanęli na nogi wszyscy zdębieli. Ich kaptury opadły. Keira i Zethar wytrzeszczyli oczy. Jastrzębiem był Edan. Mężczyzna zmierzył ich wzrokiem. Stali przez chwilę w zupełnym milczeniu i mierzyli się spojrzeniami.
- Nikomu nie mów, proszę - zaczęła w końcu Keira.
- Możecie liczyć na moją dyskrecję. Pod warunkiem, że nikomu nie piśniecie słowa o Jastrzębiu i nie zbliżycie się do mojej córki.
Edan narzucił kaptur, po czym umknął. Keira i Zethar spojrzeli na siebie. Nie mogli wydusić z siebie nawet słowa. Po chwili ruszyli do domu.
CZYTASZ
Likwidator
ПриключенияPierwotna wersja - przed mocnymi poprawkami Młody najemnik dostaje od losu szansę na wykorzystanie swoich umiejętności do zrobienia czegoś pożytecznego. Chłopak dotąd dbający tylko o siebie, musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Zaakceptować fakt...