II

34 6 1
                                    

              Lewa dłoń natrafiła na docelowy przedmiot - mały złudnie niewinny prostokącik z papieru. Skrywał bowiem w swym wnętrzu śmiercionośną broń. Żyletki. Pozornie niepozorny kawałeczek blachy, dzięki któremu możesz mieć wszystko... albo nic. Życie albo śmierć. To duża odpowiedzialność odbierać pracę tym dwóm poczciwym istotom...

* * *

               Choć opasłe chmury straszyły ulewą już od rana, żadna kropla nie kapnęła przedwcześnie. Grafitowe niebo stworzyło idealne tło. Zaczęło lać.

Łzy w deszczu nie są już takie samotne.

Z pociętego nadgarstka sączyła się bordowa ciecz. Zaciśnięte powieki delikatnie krwawiły łzami. Chciała krzyczeć - krzyczała tylko jej dusza.

Ból fizyczny nie ma znaczenia, kiedy dusza cierpi. 

Powtarzała jak mantrę swoje stare, w dzieciństwie wpojone wartości. Wymyśliła je dawno temu, kiedy to po raz pierwszy zapragnęła usłyszeć w progu swojego życia kroki nadchodzącej Śmierci. Nigdy nie miała odwagi wysłać jej zaproszenia. Do teraz...

Ciągnęła zakrwawioną żyletkę dalej. Powoli. Zostawiając cienką czerwoną smugę w kształcie spirali. Nie wiadomo skąd znalazła siłę, by wykrzesać z siebie to postanowienie - "jak już się szpecić, to z klasą". Bolało. Bardzo. Nagle dłoń oprawca zastygła w bezruchu. Płuca wstrzymały powietrze. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się w kierunku plaży, bo oto za nią stał tajemniczy obserwator.

               Miała nadzieję być  sama, tymczasem jest zaskoczona, zażenowana. Obojętność przykryła rozpacz prowizorycznym pancerzem. Chłopak usiadł obok niej. Zacisnęła mocniej palce na metalu, rozgrzewającym się w chłodzie jej dłoni. Zauważył to. Wyciągnął rękę, by zabrać żyletkę. Delikatnie musnął palcami wierzch jej pięści. Echo jego dotyku rozeszło się pod skórą w postaci dreszczu. Miał takie ciepłe dłonie! Ale dziewczyna drgnęła, nie pozwalając sobie na odebranie jedynego sposobu ucieczki. Posłusznie zabrał rękę, obawiając się jej reakcji na dalszy kontakt fizyczny. Nie zrezygnował jednak, czego paradoksalnie bała się nastolatka. 

- Nie musisz tego robić - powiedział szeptem, który wydał jej się podmuchem wiatru. Gdyby wiatr umiał mówić, miałby jego miękki, nieco zachrypnięty głos. 

- Ale chcę - odpowiedziała falom, głosem równie namiętnym co znudzonym. 

- Nie musisz... - Powtórzył.

- CHCĘ! Rozumiesz?! - Zdziwiła ją ostrość swojego głosu. Nie zamierzała krzyczeć, ale zamierzała zostać sama. Za wszelką cenę pragnęła w tamtej chwili samotności. 

Nieznajomy nie rozumiał. Przyglądał jej się bacznie, nieco zaskoczony i smutny. Po raz pierwszy od początku spotkania spuścił wzrok przed błagalnym spojrzeniem dziewczyny. W tym momencie pękły: pancerz, zakrywający rozpacz oraz tama powstrzymująca rwącą rzekę łez. Nie miała siły z tym walczyć. Westchnęła drżącym od płaczu głosem i upewniła się.

- Chcę... - Otarła łzy rękawem koszuli. Wstała i odeszła parę kroków. 

Uciekając z tego świata paliła za sobą mosty. Teraz nie miała możliwości powrotu, nie ważne jak wielkie byłoby pragnienie, aby pozostać.

 W dalszą drogę zabiorą ją żyletki. 

               Nagle ból rozrywający rękę, rozrywa też uszy. Żyletka zatopiła się bardzo głęboko w zaczerwienionej i pomazanej krwią skórze. Głębiej, niż oczekiwała. Dziewczyna uniosła głowę, wydając przy tym okropny jęk rozpaczy. Chwila na zastanowienie - czy to nie jest błąd? Czy w ten sposób chce zostać zapamiętana? Czy to co robi to akt odwagi, czy dowód słabości? Czy może być aż taką egoistką?... Za późno. Bezsilność, łzy, deszcz, krew, szum wiatru, czyjeś kroki. I ból - nie do opisania. Ktoś wyrwał z jej dłoni jakiś ostry przedmiot. Co to było? Coś upadło z brzękiem na podłoże. Co to? W całym tym zamieszaniu powietrze zrobiło się zbyt gęste, do utrzymania. Pod jego ciężarem, od natłoku zdarzeń i dźwięków nastolatka upadła bezwładnie. Słychać plusk i szum wody, ale zaraz wszystko cichnie. Nastolatka po raz ostatni otworzyła ciężkie powieki. Woda przy powierzchni była wzburzona, ale tu - gdzie się znajdowała była granatowo-zielona i spokojna. Jej również udzielił się ten spokój. W taflę wody nie bębniły już kropelki deszczu i słońce wyszło zza osowiałych chmur. Uśmiechnęła się wypuszczając małe bąbelki. Próbowała je złapać, ale ręce okazały się być ołowiane. Więc tak przyszło jej umierać?

Śmierć na żądanie?

Widziała światło załamane przez ośrodek, jakim była woda, ale światło nie dostrzegało jej.

Aplauz... Opada kurtyna z powiek, z frędzlami mokrych rzęs...

* * * 

               Nie poczuła szarpnięcia za ramię. Nie zaczerpnęła świeżego świeżego powietrza, gdy jej blade jak lilia wodna oblicze wyłoniło się z odmętów granatu i turkusu. Z zewnątrz była martwa. W środku była pusta. Przypominała porcelanową lalkę, marionetkę. Chciała być wolna, więc odcięła złote sznury. Jednak te sznury trzymały ją w pionie. Sama nie miała siły stać. Upadła więc. Wpadła do wody i prawie stała się jej częścią. Czyżby osiągnęła swój cel? A jednak... Nigdy nie miała szczęścia do swoich planów. Podczas, gdy jej ciało poddało się, choć raz to nie ona musiała o siebie zawalczyć. Cudze płuca walczyły o powietrze w jej organizmie. Obce ręce zadbały o każde bicie jej serca. A ona? Wtuliła się w Życie, wbiła paznokcie w gładką skórę, zostawiając ślady swojej obecności na ów pergaminie i otuliła się jej płaszczem. Wyglądała jakby spała. I nie zamierzała się obudzić, by wrócić tam skąd przyszła.

Historia Diamentowego CzłowiekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz